Zaskakujący ślub 70-latka z sąsiadką po stracie żony: Zerwane więzi z rodziną

newskey24.com 3 dni temu

Nasz dziadek, Stanisław Kowalski, w wieku siedemdziesięciu lat zawsze był filarem naszej licznej rodziny. Jego słowo było święte, a mądrość – przewodnikiem. My, jego dzieci, wnuki i prawnuki, darzyliśmy go ogromnym szacunkiem i słuchaliśmy każdej rady. Tak było do niedawna. Stanisław i nasza śp. babcia Halina żyli w zgodzie ponad czterdzieści lat. Wychowali wspólnie dwoje dzieci – naszych rodziców, troje wnuków i troje prawnuków. Nasza rodzina to prawdziwy klan, zjednoczony wspólnymi radościami i troskami, świętami i trudnymi chwilami.

Dziadek i babcia byli naszą podporą. Ich przestronny dom w spokojnej wsi pod Poznaniem, otoczony zadbanym sadem i warzywnikiem, był dla nas wszystkich drugim domem. Z euforią zajmowali się gospodarstwem, a my nie mogliśmy się nadziwić, skąd brali tyle siły. Rodzina była wyjątkowo zżyta – zjeżdżaliśmy się na wszystkie święta, wspólnie wyjeżdżaliśmy nad Jezioro Gopło, a dla dziadków organizowaliśmy wyjazdy do najlepszych uzdrowisk w Krynicy.

Dzieliliśmy wydatki, robiliśmy wszystko, by nasi staruszkowie byli szczęśliwi. Oni z kolei nigdy nas nie zawiedli – przysyłali domowe przetwory, pomagali finansowo, a raz choćby dołożyli się do kredytu mieszkaniowego dla naszej młodej rodziny. Ich miłość i troska były dla nas bezcenne.

Ale trzy lata temu babcia odeszła i wszystko się zmieniło. Dziadek został sam i widzieliśmy, jak ciężko znosi żałobę. Rzucił się w wir prac gospodarskich, by zapełnić pustkę. Dom i ziemia wymagały sił, których już nie miał. Błagaliśmy, by zamieszkał z nami w mieście – po co miał się męczyć na wsi? Ale dziadek był nieugięty.

– To moja ziemia – mówił stanowczo. – Tu się urodziłem, tu zostanę. Z gospodarstwem sobie poradzę, nie martwcie się. A Jadwiga mi pomoże.

Jadwiga, sąsiadka, zaczęła zaglądać do dziadka coraz częściej. Najpierw przynosiła mu domowe obiady – dziadek nigdy nie był mistrzem kuchni. Byliśmy jej wdzięczni, bo nie chcieliśmy, by czuł się samotny. Ale niedługo Jadwiga wprowadziła się do niego na dobre. Wtedy choćby się ucieszyliśmy – dziadek, jeszcze krzepki i pełen życia, zaczął się uśmiechać, w jego oczach znów pojawił się blask. Odwiedzaliśmy go, staraliśmy się podtrzymywać więzi.

Jadwiga, trzeba przyznać, od początku budziła w nas mieszane uczucia. Coś w niej niepokoiło, ale odganialiśmy te myśli – liczyło się, iż dziadkowi jest lepiej. Jednak rok po śmierci babci oznajmili, iż biorą ślub. To był cios. Nie spodziewaliśmy się, iż do tego dojdzie. Dziadek postawił nas przed faktem i byliśmy bezsilni.

Na ślub nie pojechali wszyscy. Mój ojciec, najstarszy syn dziadka, był wściekły. Uważał, iż dziadek za gwałtownie zapomniał o babci, zdradzając jej pamięć. Wtedy w rodzinie pojawił się pierwszy rozdźwięk. Ale prawdziwy koszmar zaczął się później, gdy Jadwiga, jako żona dziadka, pokazała swoje prawdziwe oblicze.

Zaczęła narzucać swoje zasady. Nie mogliśmy już przyjechać bez uprzedzenia – żądała, by zawsze dzwonić. Tradycyjne rodzinne święta, które zawsze obchodziliśmy razem, zostały odwołane. Dziadek i Jadwiga spędzali czas z jej krewnymi, a o nas zdawali się zapominać. choćby z wnukami i prawnukami, których tak kochał, dziadek przestał się widywać.

Co gorsza, wszystkie rodzinne pamiątki po babci, które miały przejść na nas, Jadwiga przekazała swoim córkom. Próbowaliśmy rozmawiać z dziadkiem, ale ona zawsze stała obok, kontrolowała każde słowo, kazała włączać głośnomówiący podczas telefonów. W rzadkich chwilach, gdy jej nie było, dziadek i tak nas odtrącał. Stał się obcy, zimny, jakby pod jej wpływem zapomniał, kim jesteśmy.

Próbowaliśmy tłumaczyć, iż nie chodzi nam o dom ani spadek. Chcieliśmy tylko zachować rodzinę, odzyskać dziadka, który dla nas znaczył wszystko. ale on tylko powtarzał: „Trzymajcie się z dala od mojej nowej rodziny”. Te słowa bolały najbardziej. Jak człowiek, który był centrum naszego świata, mógł nas tak odrzucić? Jak mamy żyć, widząc, iż nasza niegdyś silna rodzina rozpada się na naszych oczach?

Idź do oryginalnego materiału