Miało to miejsce dawno temu, choć pamiętam to, jakby stało się wczoraj. Prosiłam synową, by pokroiła ser, a ona tylko dalej gawędziła z moim synem. Nie wiem, jak odbudować z nią relacje.
Mam pięćdziesiąt pięć lat i przez całe życie byłam przekonana, iż konflikty między teściową a synową da się uniknąć, jeżeli obie zachowują rozsądek. W końcu łączy nas miłość do tego samego człowieka – mojego syna. Wierzyłam, iż choćby przy różnych charakterach i poglądach zawsze można się porozumieć. Wierzyłam… aż do tamtego weekendu na działce, który zapamiętam na długo – i to nie z najlepszej strony.
Mój syn, Krzysztof, niedługo brał ślub. Jego wybrankę – Alicję – widziałam zaledwie kilka razy i nie zdążyłyśmy się dobrze poznać. Żeby to zmienić, zaprosiliśmy młodych na działkę, by odpoczęli i spokojnie porozmawiali. Przygotowywałam się z sercem, ułożyłam menu, napichciłam od przystawek po gorące dania. Chciałam, by ten wieczór był pełen rodzinnego ciepła.
W sobotnie południe przyjechali. Witałam ich z uśmiechem, ciesząc się ich obecnością. Gdy się rozlokowali, zaczęłam nakrywać do stołu i między jedną a drugą czynnością poprosiłam Alę o pomoc – by pokroiła chleb i rozłożyła sztućce. Nie prosiłam o obieranie ziemniaków czy marynowanie mięsa, tylko o prostą rzecz. Ale ona, usłyszawszy moje słowa, choćby się nie poruszyła – dalej siedziała obok Krzysztofa, prowadząc rozmowę, jakby nic się nie stało. Zamilkłam, myśląc, iż może nie dosłyszała. Sama przyniosłam wszystko, nakryłam stół, nie powtarzałam prośby – było mi niezręcznie.
Po obiedzie młodzi poszli odpocząć, a ja z mężem zostaliśmy, by zmyć naczynia. Wieczorem znów wszystko przygotowywałam – mieliśmy napić się herbaty przed grillowaniem. Wtedy znów zwróciłam się do Alicji:
— Alu, pokrój proszę ser.
A w odpowiedzi usłyszałam coś, co sprawiło, iż zrobiło mi się zimno w środku:
— Gdy się jest gościem, lepiej się nie wtrącać. Gospodyni i tak zrobi wszystko, jak uzna za stosowne.
Oniemiałam. Czy ser można jakoś źle pokroić?! I od kiedy zwykła, uprzejma prośba to wtrącanie się?
Przez resztę wieczoru trwała przy tej dziwnej postawie. Gdy mężczyźni wyszli grillować, nie podeszła ani do mnie, ani do kuchni. Tyle iż stała obok, gawędząc, gdy ja znów biegałam z talerzami. choćby nie zaproponowała sprzątnięcia stołu po kolacji. Krzysztof zobaczył moje zdenerwowanie i sam zaczął zbierać naczynia, myć, sprzątać. A ona? Jakby nic. Ani słowa „pomogę”.
Następnego dnia spali do południa. Potem, bez pośpiechu, zaczęli się pakować do miasta. Łóżko, na którym spali, zostało nieposłane – choćby nie spróbowali go uporządkować. Pewnie bali się „wtrącać”.
Wiesz, uwielbiam gości. Często przyjeżdżają do mnie przyjaciółki, siostrzenice, choćby dawni koledzy męża. I każdy, choćby po raz pierwszy, stara się pomóc: sprzątnąć ze stołu, pokroić warzywa, umyć filiżanki. Moja siostra zawsze mówi: „Ty gotowałaś, teraz moja kolej”. Znajomi przynoszą jedzenie, by mnie nie obciążać. To szacunek. To wdzięczność za gościnę.
Ale zachowanie Alicji – to był zimny prysznic. Jakbym miała robić wszystko sama, bo „jestem gospodynią”, a ona przyszła tylko odpocząć. Ani śladu szacunku – ani w geście, ani w słowie. Tylko obojętność i bierne korzystanie.
Starałam się nie okazywać urazy. Ale w środku wrzałam. I teraz nie wiem, co robić. Za kilka miesięcy ślub. Chcemy czy nie – musimy jakoś ułożyć relacje. Nie chcę być wrogiem we własnej rodzinie. Ale też nie chcę być służącą dla dorosłej kobiety, która uważa, iż „nie wypada” jej pokroić sera.
Co dalej? Czy zawsze będzie taka – zdystansowana, udająca, iż dom to nie jej sprawa? A jeżeli urodzi się dziecko? Czy będę niańczyć wnuka, podczas gdy ona odpoczywa, tylko po to, by usłyszeć, iż „babcie powinny pomagać”?
Może jestem staroświecka? Może teraz modne jest być takim „gościem” – uśmiechać się, gawędzić i w nic się nie angażować? Ale wiesz, ja wolę inny porządek. Gdzie rodzina to wsparcie, zaangażowanie, szczerość. A nie obcy ludzie przy jednym stole.
Krzysztof jeszcze niczego nie rozumie. Kocha ją – i to piękne. Nie chcę stawać między nimi. Ale milczeć też nie umiem. Bo potem będzie za późno…