Zapraszanie gości weselnych spędza sen z powiek? "Przezornie zrezygnowałem w wesela"

kobieta.gazeta.pl 4 dni temu
Zdjęcie: fot. shutterstock / Great Pics Worldwide


"Osobiste zaproszenia są oznaką szacunku. Wystarczy zacząć wcześniej i na wszystkich znajdzie się czas" - stwierdziło zaledwie 15,2 proc. respondentów. Zapytaliśmy ich, jak powinno się zapraszać gości weselnych. Ta była najrzadziej wybieraną odpowiedzią.
Odrobinę więcej, bo 15,4 proc. osób uznało, iż "robienie szopki z zaproszeń to przerost formy nad treścią. To można załatwić telefonem lub mailem". Według nieco ponad 27 proc. ankietowanych "dalszym znajomym można wysłać, ale bliskim powinno się dać osobiście". Najwięcej osób jednak optuje za rozwiązaniem najbardziej wygodnym dla narzeczonych, czyli wysyłaniem zaproszeń pocztą. W końcu "młodzi mają wiele na głowie przed ślubem, a i tak będzie okazja na spotkanie podczas przyjęcia".


REKLAMA


Zobacz wideo Jak wyglądało organizowanie wesel 19 lat temu? "Kiedyś cały projekt ślubny prowadziły kobiety, teraz większość kontaktu mam z panami"


Zapraszanie gości jest problematyczne? "Przezornie zrezygnowałem z wesela"
Jednak głosy tych, którzy wybierali najmniej popularną odpowiedź, wcale nie milkną. Jak stwierdziła jedna z osób, wysyłanie zaproszeń pocztą "jest wyjątkowo nieeleganckie. [...] o ile nie możesz doręczyć zaproszenia osobiście - zdarza się z różnych powodów - jedynym wyjściem jest doręczenie zaproszenia przez umyślnego, np. z bukietem kwiatów i liścikiem wyjaśniającym, dlaczego nie mogliśmy zrobić tego osobiście" - czytamy w komentarzu. Kolejna osoba podkreśliła wagę takich spotkań:


Podstawową funkcją jest poznanie rodziny przez partnera/partnerkę. Na weselu nie będzie na to czasu, a tak osoba, z którą się wiążemy, może poznać naszą rodzinę i wybrać kogo polubi i z kim nawiąże relacje.


jeżeli z jakiegoś powodu osobiste zaproszenie nie jest możliwe lub po prostu wolimy zrobić to pocztą, można zmniejszyć ryzyko ewentualnych niesnasek, najzwyklejszą rozmową. "Dzwonimy z zaproszeniem, pogadamy troszkę, zapytamy, czy możemy wysłać zaproszenie pocztą (nie mailem), potem dzwonimy z pytaniem, czy przyjadą. Po takiej akcji macie pewność, ile osób będzie na weselu. Proste i kulturalne! - podpowiedział kolejny czytelnik.
A wśród nich nie brakuje także weselnych sceptyków. "Ja przezornie zrezygnowałem z wesela. Po kiego mi plebiscyty wujków i ciotek, którzy żrą i chleją za moją kasę, a potem obrabiają d**ę wszystkim wokoło?". "Przecież i tak zdecydowana większość się rozwiedzie - szkoda czasu, zachodu, nerwów i pieniędzy" - czytamy pod artykułem.


Wesela w PRL-u? Bimber, ciasnota nieziemska i okazja do randkowania
No właśnie, dziś narzeczeni martwią się tym, w jaki sposób zaprosić gości. A jak wesela wyglądały kiedyś? O tym także dowiadujemy się ze wspomnień naszych czytelników. "Nędzne były te nasze wesela za PRL-u. Zapraszani byli wyłącznie najbliżsi przyjaciele, a głównym celem było poznanie jakiejś dziewczyny zaproszonej przez drugą stronę. Zrzucaliśmy się na jakiś prezent, nikt z nas pieniędzy nie miał, więc i prezent był mizerny. Wesela odbywały się w mieszkaniu rodziców, wobec czego nigdy nie było więcej, niż 30 osób. Pamiętam tylko trzy: na jednym byliśmy z kolegami adekwatnie po to, żeby się upić; na drugim był bimber (pod dostatkiem) - cel był podobny; trzecie kilka wódki, ale za to kilka nowych dziewczyn. W tamtych czasach nikt choćby nie myślał o opłatach. Te są zrozumiałe". Inna osoba ma zgoła przeciwne wspomnienia:


Za PRL-u, skromne wesela to były może w mieście i to zależy. Ale na wsiach i w małych mieścinach w porównaniu do dzisiejszych czasów, to istne giganty


- czytamy. Swoimi doświadczeniami podzielili się także użytkownicy naszego forum. "Mało kto pamięta, iż wesela organizowano w domach, także w mieście. Ciasnota nieziemska, jakieś nieznane kuzynki, uginający się stół, wiejskie, zdrowe wieprzowinki, jaja w majonezie... Niewątpliwie miało to swój urok, choć ja bym tam inaczej chciała". "Pamiętam dwa wesela. Jedno jak na typowe weselicho PRL-u przystało odbywało się na wsi, w sali remizy przy ubitych świniakach i orkiestrze ochoczo przygrywającej na akordeonie. Drugie już w mieście, ale za to wszystkie ciocie zebrały się na miejscu i kilka dni wcześniej już pichciły wszelkie smakołyki". A jak wy wspominacie swoje wesela? Martwiliście się takimi kwestiami, jak zapraszanie gości, a może na wieść o ślubie już czuł się zaproszony? Zachęcamy do pozostawienia komentarza.
Idź do oryginalnego materiału