**”A ty nic nie ogarniasz!”: jeden wieczór otworzył Marii oczy na całą prawdę**
— Dziś Mirek z Ewą zaprosili nas do siebie — oznajmił Jarek przy kolacji, choćby nie patrząc na żonę. — Idziemy jutro.
— Może upiekę coś? Szarlotkę? Nie wypada iść z pustymi rękami — zaproponowała Maria.
— Nie trzeba. Ewa świetnie gotuje — machnął ręką mąż. — Wystarczy wino i owoce.
Maria skinęła głową, ale w środku gotowała się. Pewnie, nie była mistrzynią kuchni, czasu też brak — mały synek, cały dom na niej. Ale starała się, sprzątała, gotowała. Tylko komu to przeszkadzało?
Ewę widziała raz, na firmowym spotkaniu, i to przelotnie. A teraz — iść do nich, jakby na rozkaz, jeszcze z podtekstem, iż cudze żony są lepsze.
W sobotni wieczór Maria ubrała się starannie, uczesała włosy — w końcu miło wyjść między ludzi. Zostawili synka u babci i pojechali.
Mieszkanie Ewy i Mirka było dopięte na ostatni guzik. Wszędzie błysk, porządek, pachniało kurczakiem i świeżym ciastem. Maria rozejrzała się ukradkiem — oni też mieli dziecko, ale ani jednej zabawki, ani okruszka na podłodze. A Ewa wyglądała, jakby wyszła prosto z salonu.
— U was tak przytulnie! — powiedziała uprzejmie Maria.
— I czysto — wtrącił Jarek. — Nie to, co u nas. Mario, weź przykład z Ewy!
Wszyscy się zaśmiali, oprócz niej. Zabolało. Zatrzymała uśmiech i zacisnęła usta. Chciała wyjść od razu, ale grzeczność nie pozwalała.
Przy stole rozmowa płynęła gładko, aż Jarek zaczął zachwycać się Ewą: gotuje, wygląda perfekcyjnie, mężowi koszule prasuje.
— No, żona jak marzenie! — wykrzyknął. — Taką bym chciał!
— A ja? — nie wytrzymała Maria.
— No co ty, ty też jesteś… ale Ewa to klasa. Nie bierz tego do siebie.
Maria wstała i wyszła do łazienki. Zamknęła drzwi i rozpłakała się. Porównuje. Obraża. A ona — wszystko dla niego.
Wróciła do stołu, udając, iż wszystko gra.
Ale wtedy odezwała się sama Ewa.
— Jarku, skoro tak ci się podobam, to może weź przykład z Mirka. On zajmuje się synkiem, gdy chodzę na siłownię, do kosmetyczki czy na zakupy. A ty zostawiasz Marię samą i jeszcze narzekasz?
Jarek się zmieszał, ale próbował żartować:
— No… nie każdy może być idealny.
— Maria też mogłaby taka być, gdyby nie ciągnęła wszystkiego sama — nie odpuszczała Ewa. — Może gdybyś choć czasem pomógł, mielibyście porządek, a ona siły na siebie.
— Co to, napadacie na mnie? — warknął Jarek. — Ja tylko komplementowałem!
— Nie, ty upokarzałeś żonę. Cały czas. A pochwały dla Ewy nie są powodem, żeby zawstydzać Marię — ostro wtrącił Mirek. — choćby nie zauważyłeś, jak jej ciężko to słuchać.
— Mario, powiedz im! — zwrócił się do żony Jarek. — Wytłumacz, iż wszystko w porządku.
Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się, ale oczy miała puste.
— Nie, Jarku. Nic nie jest w porządku. Obrażasz mnie. Systematycznie. Mam dość.
— Więc teraz jesteś przeciwko mnie?! — syknął. — Chodźmy stąd. Wstyd i hańba.
— Jak coś, dzwoń — szepnęła Ewa, gdy Maria się żegnała.
W taksówce Jarek wybuchnął krzykiem. W domu kontynuował. Z oskarżeniami: „Oni cię nastawili! U nas wszystko było dobrze!”
Ale Maria nie krzyczała. Nie tłumaczyła się. Po prostu przygotowywała się do jutra — do dnia, gdy złoży pozew o rozwód.
Miesiąc później już pracowała. Syn dostał się do przedszkola. A ona wreszcie odetchnęła. Było lżej. Nikt nie porównywał. Nikt nie wyrzucał. I już nie bała się ciszy w mieszkaniu. Cisza to nie pustka, tylko wolność.
**Lekcja:** Czasem jedno spojrzenie z boku przypomina, iż nie musisz żyć w cudzym cieniu. Warto odejść, zanim zapomnisz, kim jesteś.