Jestem niezależną, dorosłą kobietą. Ukończyłam studia, prowadzę własną kancelarię prawną. Nazywam się Julia Własowa — to nazwisko brzmi dumnie i profesjonalnie. Od początku przygotowań do ślubu jasno zaznaczyłam narzeczonemu, iż nie zamierzam zmieniać nazwiska, zwłaszcza iż wiele ważnych dokumentów jest już na nie wystawionych.
Uważam, iż najważniejsze w małżeństwie jest uczucie, a nie wspólne nazwisko. Przygotowania do ślubu szły pełną parą, dopóki przyszła teściowa nie dowiedziała się o mojej decyzji. Wtedy stwierdziła, iż nie pojawi się na ślubie i nigdy nie zaakceptuje mnie jako członka rodziny.
Nie rozumiem, dlaczego miałabym przyjmować nazwisko męża. Kiedyś było to normą, ale czasy się zmieniły. Wiele znanych kobiet zachowuje swoje nazwiska po ślubie. W innych krajach to normalne, u nas wciąż budzi kontrowersje.
Niestety, moja rodzina również naciska, bym przyjęła nazwisko męża. Tłumaczą to chęcią uniknięcia konfliktów z nową rodziną. Rodzice Andrzeja nie chcą choćby słyszeć o mojej decyzji.
To wszystko wydaje się absurdalne. Chciałabym im wytłumaczyć, iż najważniejsze są relacje międzyludzkie, a nie nazwisko. Ale nikt mnie nie słucha.
Od zawsze moje zdanie było pomijane. Teraz, mając 26 lat i planując ślub, przez cały czas czuję się ignorowana. To frustrujące, ale nie potrafię zerwać kontaktu z rodziną. To ludzie, z którymi dorastałam. Nie zrozumieją mojej decyzji, a jeżeli małżeństwo się nie powiedzie, nie będę miała do kogo wrócić.
Dlatego szukam rozwiązania, które pozwoli mi zachować nazwisko i utrzymać dobre relacje z obiema rodzinami. Chciałabym, by zaakceptowali mój wybór.
Na szczęście mój narzeczony podchodzi do tego spokojnie. Nigdy nie naciskał, bym zmieniała nazwisko. To jedna z rzeczy, które w nim cenię — dla niego liczy się, kim jestem, a nie jak się nazywam.
Mam nadzieję, iż uda mi się rozwiązać tę sytuację i iż ślub się odbędzie. Choć w obecnych okolicznościach nie jestem tego pewna.