Mam na imię Weronika, mam 38 lat. Jestem mężatką, mam dwie córki – 14-letnią i 10-letnią. Od prawie dziesięciu lat mieszkamy z rodziną we Włoszech. Tutaj udało mi się otworzyć własny mały salon kosmetyczny. Teraz wszystko układa się świetnie – ale droga do tego miejsca nie była łatwa.
Pochodzę z małej wioski. Mama miała nas cztery córki, ja byłam najstarsza. Dorosłam bardzo wcześnie. Od dziecka marzyłam, by zostać nauczycielką, więc po maturze wyjechałam do dużego miasta i rozpoczęłam studia pedagogiczne. Mieszkałam w akademiku, dorabiałam wieczorami, żeby nie musieć prosić rodziców o pieniądze.
Było ciężko, ale radziłam sobie. Ogromnym wsparciem był dla mnie Tomasz – poznaliśmy się na jednym z uniwersyteckich seminariów. Studiował ekonomię, pochodził z zamożnej rodziny, ale był bardzo skromny i serdeczny. Jego rodzice od lat mieszkali za granicą, więc na wakacje Tomasz poleciał do nich.
Ja tymczasem wróciłam do domu na wieś. W tamtych czasach nie było jeszcze telefonów komórkowych, więc bardzo czekałam na nowy rok akademicki, by znów go zobaczyć. Tymczasem mama coraz bardziej naciskała, bym wyszła za Adama – syna lokalnych bogaczy. Adam od dawna się mną interesował, ale ja nie czułam do niego nic.
Całe lato słyszałam: „Nie przegap okazji, z Adamem będziesz miała dostatnie życie”. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam mamie, iż kocham Tomasza – tylko iż on wyjechał i nie mam od niego żadnej wiadomości od miesięcy. Mama wysłuchała mnie spokojnie, po czym powiedziała: „Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”.
Pierwszego września czekałam jak nigdy. Liczyłam, iż Tomasz wróci. Ale go nie było. Od wspólnych znajomych dowiedziałam się, iż wziął urlop dziekański. Zrozumiałam wtedy, iż już go nie zobaczę. W październiku Adam wysłał do mnie swatów, a w listopadzie – w dzień św. Michała – odbyło się nasze wesele.
Ale żoną Adama naprawdę nigdy nie zostałam. Bo uciekłam z własnego ślubu. Tomasz wrócił do Polski i usłyszał, iż wychodzę za mąż. Nie czekał ani chwili – przyjechał do naszej wsi.
Muzyka grała, goście się schodzili, miałam na sobie przepiękną białą suknię – prezent od przyszłej teściowej. W tłumie ludzi przed domem zobaczyłam Tomasza. Ledwo ustałam na nogach. Wyszłam do niego bez słowa. Otworzył drzwi samochodu. Wsiadłam. Odjechaliśmy.
Następnego dnia wieś aż huczała od plotek. Moi rodzice i rodzina Adama byli w szoku. Ale nie mogłam inaczej. Z Tomaszem zaczęliśmy wspólne życie, niedługo potem się pobraliśmy.
Mama długo nie potrafiła mi tego wybaczyć, a matka Adama nigdy nie spojrzała mi więcej w oczy. Z Tomaszem doczekaliśmy się córeczki, on wciąż wyjeżdżał za granicę do pracy. Byliśmy szczęśliwi. Aż pewnej nocy wrócił do domu niespodziewanie.
Ktoś mu wysłał wiadomość, iż go zdradzam. Że nie jestem sama w domu. Emocje w nim aż kipiały – okazało się, iż takie wiadomości dostawał już wcześniej. Po czasie dowiedzieliśmy się, iż autorką tych obrzydliwych wiadomości była… moja była teściowa.
Tego dnia Tomasz powiedział: „Nigdy więcej osobno. od dzisiaj wszystko razem”. Dwa miesiące później wyjechaliśmy do Włoch jako rodzina.
Było mi ciężko opuszczać Polskę – miałam swoją pracę w szkole, uczniów, przyjaciół. Ale rodzina była ważniejsza. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Ani tej, iż uciekłam z własnego wesela, ani tej, iż zostawiłam ukochaną pracę.
Mam cudownego męża i dwie wspaniałe córki. Życie we Włoszech też ułożyło się dobrze. Nie żałuję niczego.