— Ty mi nikt! — krzyk pasierbicy zranił mocniej niż nóż
— Ty mi nikt! — wrzasnęła Kinga, zatrzaskując drzwi z taką siłą, iż zatrzęsły się szyby w kredensie. W domu zapadła martwa cisza. Emilia opadła na skraj krzesła, ściskając w dłoniach kubek, w którym dawno wystygła herbata.
— Mamo, co się stało? — zajrzała do kuchni młodsza Zosia.
Emilia tylko pokręciła głową. W jej oczach lśniły łzy.
— Znowu Kinga wrzeszczała?
— Wychowawczyni dzwoniła… — szepnęła kobieta. — Nic ważnego, to nie ma znaczenia…
Zosia podeszła bliżej i objęła matkę za ramiona:
— Mamusiu, nie martw się tak. Wszystko się ułoży. — Mimo iż Zosia miała zaledwie trzynaście lat, od dawna nosiła w sobie zadziwiającą dojrzałość. Czasem wydawało się, iż jest starsza od swojej piętnastoletniej przyrodniej siostry.
Po pół godzinie z pracy wrócił Tomasz. W domu rozniósł się zapach kolacji. Wszyscy, oprócz Kingi, zasiedli do stołu.
— Gdzie ona jest? — zapytał, spoglądając na pusty fotel.
— Ma żal — odpowiedziała Zosia, delikatnie mieszając rosół.
Tomasz spojrzał na żonę. Ta spuściła wzrok zawstydzona.
— Dzwoniła wychowawczyni. Kinga oblała wszystkie przedmioty. Próbowałam z nią pogadać… — Emilia urwała, walcząc z łzami.
Tomasz wstał i skierował się w stronę pokoju córki. Zapukał.
— Nie wchodź! — dobiegło z wnętrza.
— Jestem sam. Można?
Drzwi uchyliły się nieznacznie, a Kinga, upewniwszy się, iż za nim nikogo nie ma, niechętnie wpuściła ojca.
— Co tu za bałagan? — rzucił okiem na porozrzucane ubrania i puste opakowanie po zupce chińskiej.
— Emilia znowu… — zaczęła Kinga, ale ojciec przerwał:
— Sam rozmawiałem z panią Katarzyną. Naprawdę masz same pały. Co się dzieje, Kinga?
Córka milczała. Pakowała podręczniki do plecaka.
— Nie wymagam, żebyś kochała Emilię, ale mogłabyś ją chociaż szanować. Codziennie ją ranisz.
— A ona mnie nie? Zabierałeś ją z Zochą do galerii, a ja siedziałam sama jak sierota!
— Zapomniałaś, iż wtedy miałeś zakaz wychodzenia za ucieczkę w nocy do tej swojej Kasi?
— Oczywiście! Ja jestem zła, a Zocha święta!
— Dość! — głos Tomasza stał się ostry. — Przekraczasz granice!
Wyszedł, nie czekając na odpowiedź. W kuchni Emilia siedziała, zaciskając dłonie. Słowa więzły jej w gardle. Ale spojrzawszy na męża, nic nie powiedziała. Dopiero po chwili wyrzuciła z siebie:
— Nie wiem już, co robić. Kinga odtrąca mnie, zazdrości ci. Starałam się, naprawdę… ale nigdy nie stałam się dla niej nikim bliskim.
— Wiem, kochanie — Tomasz objął żonę. — Ale co teraz?
— Musimy się na jakiś czas rozstać. Tymczasowo — wykrztusiła Emilia.
— Co? — odskoczył. — Mówisz poważnie?
— Może jeżeli poczuje, iż jesteś tylko dla niej, coś w niej pęknie…
Kinga słyszała każde słowo, wtulona w drzwi. W jej piersi zaiskrzyła nadzieja. *„Tato znów będzie ze mną.”*
Rano Tomasz oznajmił córce, iż wracają do dawnego mieszkania. Zosia wybuchnęła płaczem. Wpadła do pokoju Kingi i krzyknęła:
— Nienawidzisz mojej mamy i zabierasz mi tatę! — wybiegła, zatrzaskując drzwi.
Kinga nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Cieszyła się, dopóki nie zrozumiała, jak ciężko żyć bez Emili. Nikt nie gotował. Nikt nie pomagał w lekcjach. Tata był w pracy, a ona musiała sama smażyć parówki i prać skarpety. Stał się surowy, twardy, niecierpliwy. Nie jak Emilia, która cierpliwie tłumaczyła, choćby gdy Kinga krzyczała jej w twarz.
Zbliżały się urodziny. Kinga postanowiła upiec tort. Znalazła przepis, wyrobiła ciasto… ale nie dopilnowała. Biszkopt się spalił. Gdy wrócił tata, zobaczył córkę, płaczącą nad zwęglonym blatem.
— Tato… wróćmy do domu — szepnęła, wtulając się w jego ramię. — Przepraszam. Kocham cię… i Emilię… i Zosię…
— Ja też cię kocham, córeczko. Ale nie można tak po prostu wrócić. Zraniliśmy je. Najpierw musimy zapytać, czy nas przyjmą.
Kinga milczała. Wstyd ją palił. Straszny wstyd.
— Musisz zrozumieć — powiedział Tomasz — Emilia może i nie jest twoją matką, ale zasługuje na szacunek. I musisz przeprosić.
Całą noc Kinga nie mogła zasnąć. Po raz pierwszy od dawna nie czuła złości. Tylko wstyd i ból. Nad ranem sama poprosiła tatę, by zawiózł ją do Emilii i Zosi.
Przeprosiła. Szczerze. Ze łzami. Przed Emilią. Przed Zosią. A po dwóch dniach po raz pierwszy w życiu wyszeptała: *„Mamo… wybacz.”*
I nikt nie wiedział, która z nich w tej chwili płakała bardziej.