Teściowa obrażona na wszystkich: od dzisiaj ‘bez rodziny’

newsempire24.com 3 dni temu

Szwagierka obraziła się na wszystkich i skryła się w cieniu: teraz twierdzi, iż „nie ma rodziny”.

Zawsze wierzyłam, iż im więcej korzeni ma rodzina, tym mocniejsze jest drzewo. Krewni, choćby nowi, choćby nie zawsze bliscy — to wciąż ludzie, których los złączył w jednym nurcie. Z mężem staraliśmy się budować relacje ze wszystkimi: i z rodzicami zięcia, i z daleką rodziną. Zwłaszcza po tym, jak nasza najstarsza córka, Weronika, wyszła za mąż. Dzieci łączą. Cieszyliśmy się, iż trafił jej się dobry chłopak — Kuba, na pozór spokojny, z charakterem, ale nie cham. Mieszkają na razie w wynajętym mieszkaniu w Szczecinie, a my pomagamy po trochu oszczędzać na własne. Niełatwo, oczywiście, ale jakoś idzie. Nam też nie spadło z nieba.

Z matką Kuby, Ewą Piotrową, początkowo układało się całkiem nieźle. Mieszka w Gdańsku, daleko od nas, więc rozmawiamy głównie przez telefon, czasem rzadkie odwiedziny. Rozmawiałyśmy z szacunkiem, na równi, zdawało się, iż wszystko toczy się swoim rytmem. Ale tuż przed świętami coś pękło. I to nie po naszej stronie.

Na kilka dni przed Wigilią zadzwoniłam do Weroniki — po prostu, z dobrego serca:
— Córeczko, cześć! A myśleliście już, gdzie spędzić święta?
— Och, mamo, jeszcze nie zdecydowaliśmy…
— No to przyjeżdżajcie do nas! Dom duży, pokoi mnóstwo, gości lubimy, tata już lampki na podwórku powiesił. Choinka stoi, karaoke gotowe. I Ewę Piotrową też zaproście — tata podjedzie, zabierze ją, potem odwiezie. Niech u nas spędzi święta, co jej samej siedzieć?

Weronika obiecała, iż porozmawia z mężem i oddzwoni. Wieczorem oznajmiła, iż przyjadą, ale jego mama — nie. Podobno albo do przyjaciół, albo zostanie w domu. Ma, rzekomo, tradycję — cicho spędzać święta, bez hałasu. Zrobiło mi się nieswojo. Czyżby trudno było raz być z dziećmi, w nowej rodzinie? Nie proponowałam nic złego — tylko dobro. Postanowiłam zadzwonić do szwagierki osobiście.

— Ewo, no co ty? Samotnie w domu — smutno! Przyjedź do nas, słowo honoru, gościem będziesz, osobny pokój przygotuję, możesz choćby przyjaciół zabrać, jeżeli chcesz. A my — kiełbaski na grillu, fajerwerki, kolędy. Będzie wesoło, po domowemu!

Lecz ona tylko ociężale machnęła ręką:
— Nie wiem. Ostatnie dziesięć lat zawsze z przyjaciółmi. jeżeli zaproszą — pójdę. jeżeli nie — telewizor, koc i spać… Z wiekiem, wiesz, hałas nie cieszy.

Nie naciskałam. Pomyślałam: „Może rzeczywiście nie ma ochoty”. Ale już następnego dnia dzwoni Weronika. Głos córki był zdezorientowany, bliski łez:
— Mamo, teściowa się obraziła… Powiedziała, iż ją zdradziliśmy. Że ja „odbieram jej syna”, iż powinien świętować z nią. Proponowała, żeby u niej — w dwupokojowym mieszkaniu… Wyobrażasz?

Oniemiałam. Więc to my jesteśmy zdrajcami, bo zaprosiliśmy dzieci do przestronnego domu, gdzie jest miejsce dla wszystkich? U nas pięć wolnych pokoi, duży salon, kuchnia, podwórko, gdzie można rozpalić ognisko, upiec kiełbaski, pobawić się. A u niej — ciasna „kawalerka”, gdzie, przepraszam, może dwóch gości ledwo się zmieści. choćby gdybyśmy się wszyscy tam wpakowali — i co? Posiedzielibyśmy godzinę, obejrzeli „Opłatek u Wójcików” i do aut? A święta to przecież o duszy, o radości, o byciu razem.

I na koniec rzuciła dzieciom prosto w twarz:
— Skoro nie mam już rodziny, pójdę do przyjaciół.
A do tego dodała, iż nie ma co liczyć na jej pomoc przy mieszkaniu. Pieniędzy, rzecz jasna, brak.

Spojrzeliśmy z mężem na siebie. On tylko prychnął:
— I dobrze. Nie oczekiwaliśmy.

Wiecie, w życiu zawsze znajdą się tacy ludzie — obrażą się, choćby jeżeli zaprosisz ich z dobrocią. Bo dla nich życzliwość to słabość, a każda decyzja nie po ich myśli — to zdrada. Ewa Piotrowa okazała się właśnie taka. Sama odeszła, sama się obraziła, sama zatrzasnęła drzwi. Powiedzieć, iż nam nie żal — skłamałabym. Szkoda nam, iż ktoś, kto mógł być bliski, wybrał samotność i wyrzuty. Ale, jak to mówią — przeżyjemy.

A dzieci — spędzą święta z tymi, którzy je kochają. Nie z tymi, co duszą poczuciem winy.

Idź do oryginalnego materiału