Teściowa bez granic — co z tego wynikło

newsempire24.com 3 dni temu

Anna wracała do domu późno – praca się przeciągnęła, głowa bolała, a w piersi czuła ciężar zmęczenia. Nie wiedziała, iż czeka ją nowa fala przykrości i napięcia. Wchodząc do mieszkania, od razu usłyszała znajomy, ale już dawno irytujący głos z kuchni:

– O, dożyłam! – rzuciła zgryźliwie Krystyna Andrzejewna, teściowa Anny. – Już dawno ciemno, a ty dopiero przyszłaś. To tak wygląda twoja praca, iż możesz zapomnieć o mężu i domu?

– Miałam pilny projekt, musiałam zostać dłużej – spokojnie wytłumaczyła Anna, automatycznie zdejmując płaszcz.

– Projekt… A mąż głodny, przy okazji – ciągnęła teściowa. – W zlewie góra naczyń, w domu kurz, a ty wyglądasz, jakbyś ledwo żyła – i to się nazywa żona?

Anna zmęczonym gestem skinęła głową i poszła się przebrać. Gdy jednak wróciła do kuchni, zastygła w drzwiach. Z sąsiedniego pokoju dobiegała rozmowa Krystyny Andrzejewnej i Wojtka. To, co usłyszała, wprawiło ją w osłupienie.

– Wiesz, Wojtku, córka mojej przyjaciółki, Justyna, to zupełnie inna para kaloszy. Mądra, z dobrego domu. I, między nami mówiąc, ma na ciebie oko – mówiła teściowa słodkim tonem. – A to, iż jesteś żonaty, jej nie przeszkadza. To przecież nie na zawsze…

Annie zaparło dech. Krew uderzyła jej do twarzy. Jak można coś takiego mówić? Chciała krzyczeć, rzucić czymś ciężkim, ale w milczeniu weszła do łazienki, by się nie wybuchnąć.

Po kilku minutach wyszła, opierając się o ścianę. Wojtek podbiegł:

– Aniu, co się dzieje?

– Nic. Tylko się zdenerwowałam.

– O, jeszcze się rozchorowała! – dodała Krystyna Andrzejewna. – Pewnie po to, by zwrócić na siebie uwagę.

Anna milczała, ale rano poczuła się gorzej. Karetka, szpital, badania. W niecałą godzinę powiedziała Wojtkowi:

– Nie mam nic poważnego. Po prostu… jestem w ciąży. Potrzebujemy spokoju i trochę więcej czułości.

Wojtek mocno ją przytulił, a z jego oczu popłynęły łzy szczęścia. Ale euforia trwała krótko.

Gdy wrócili do domu, Anna dowiedziała się, iż Krystyna Andrzejewna wciąż tam jest. A co gorsza – nie zamierzała milczeć.

– Jesteś pewien, iż to twoje dziecko? – spytała lodowato teściowa, gdy Anna na chwilę wyszła.

– Mamo, ty w ogóle słyszysz, co mówisz? – Wojtek nie mógł powstrzymać złości.

– Ona ciągle gdzieś się włóczy, choćby nie widzisz, jak cię wodzi za nos!

Anna zamarła w korytarzu, słysząc te słowa. Nie mogła już dłużej tego znosić. Weszła do pokoju i stanowczo powiedziała:

– Nie zamierzam się dłużej tłumaczyć ani udawać. To twoje mieszkanie – więc wyjdę. Wojtek, decyduj: idziesz ze mną, czy zostajesz tutaj. Ale nie pozwolę, by mnie dalej upokarzała. Zostanę mamą i wychowam dziecko w miłości, nie w nienawiści.

– No i słusznie! Niech sobie idzie – Krystyna Andrzejewna rzuciła to z zimnym triumfem.

Ale Wojtek nie ruszył się za nią. Stał i patrzył na matkę, jakby widział ją po raz pierwszy.

– Myślisz, iż to wszystko znoszę dla ciebie? Nie, mamo, to Annę kocham. Ciebie… tylko mi żal. Odeszłaś od wszystkich. Byłaś cztery razy zamężna – i nigdzie się nie dogadałaś. A teraz chcesz, żebym słuchał twoich rad? Nie. Odchodzę. I zbuduję rodzinę sam, z Anią. Nie mieszaj się w moje życie.

Obrócił się i wyszedł z pokoju:

– Aniu! Gdzie jest nasza duża torba podróżna?

Minął rok. Po alejkach parku w nowej dzielnicy szli we troje: Wojtek, Anna i mały Janek, który spokojnie spał w wózku. Mieli nowe mieszkanie, na które oboje składali się równo. Było ciężko, ale byli szczęśliwi.

– Zimno już się robi – zauważył Wojtek. – Wracamy?

– Najwyższy czas. Janek zaraz się obudzi.

Ale wtedy Anna dostrzegła coś dziwnego. Ktoś szedł za nimi, chowając się za drzewami.

– Wojtek, ktoś nas śledzi.

Wojtek stanął jak wryty:

– Mamo! Przestań! Ile można bawić się w szpiegów?

Zza drzewa wyszła Krystyna Andrzejewna. Anna nie poznała jej od razu. Wyglądała inaczej – przygarbiona, wynędzniała, z gasnącym spojrzeniem.

– Ja… przepraszam. Chciałam tylko zobaczyć wnuka. Chociaż na chwilę…

– Mogłaś przyjść normalnie. Wiesz, gdzie mieszkamy – odpowiedział sucho Wojtek.

– Nie mogłam. Wstyd. Ja… zrozumiałam. Wybaczcie mi oboje. Nie miałam racji. Aniu… nie mówiłam ze złości. Naprawdę myślałam, iż zrujnujesz jego życie. A wyszło zupełnie inaczej…

Anna milczała. W głowie wciąż słyszała jej dawny głos. Ale teraz stała przed nią nie dawna postrach rodziny, ale stara kobieta, prosząca o przebaczenie.

– Idziemy do domu. jeżeli chcesz, możesz iść z nami. O ile Wojtek nie ma nic przeciwko – powiedziała w końcu.

– Mamo, ja nie mam. Ale tylko pod warunkiem, iż będzie szczerze. Bez pretensji, bez wtrącania się.

– Przysięgam. Chcę was tylko czasem widywać. Janka. Was oboje. Nic więcej mi nie trzeba…

Tym razem Anna nie chowała urazy. Szli razem. Janek spał, a Krystyna Andrzejewna, w milczeniu, z lekkim uśmiechem, prowadziła wózek. Przeszłość została za nimi.

Nawet żelazne serca mogą nauczyć się kochać.

Idź do oryginalnego materiału