Tam, gdzie serce zatrzymuje się — pierwsza podróż na wieś

newsempire24.com 5 dni temu

Dzień, w którym serce zamiera — pierwsza podróż na wieś

— Nie mam już siły! — wykrzyknęła Jagoda, rzucając torbę na kanapę. — Chcę nad morze! Leżeć jak foka w słońcu przez cały dzień, a nocą tańczyć na dyskotece do rana. Żadnej pracy, tylko muzyka, drinki i zero myślenia!

Marek uśmiechnął się pod nosem. Przyzwyczaił się już do jej wybuchów emocji. Jagoda była niełatwą dziewczyną: błyskotliwa, sarkastyczna, czasem trochę oschła, ale zawsze autentyczna. Nie udawała, nie grała roli — z nią było lekko i wesoło. Najważniejsze — przy niej nie musiał się maskować.

Poznali się kilka miesięcy temu i od tamtej pory Marek oddychał pełną piersią. Żadnych niezręcznych cisz, żadnej sztuczności — tylko ciepło i ciągłe poczucie, iż jest obok kogoś, z kim chce być. Na zawsze.

— Co się stało w pracy? — zapytał łagodnie, przysuwając się bliżej.

— Wszyscy mnie wkurzają! „Jagoda to, Jagoda tamto!” — jakby innych imion nie było. Dziś o mało nie posłałam szefa gdzie pieprz rośnie… Gdybym się nie powstrzymała, już bym była bezrobotna.

— No to znaczy, iż potrzebujesz odpoczynku — roześmiał się Marek. — Możemy gdzieś wyskoczyć, choćby jeżeli nie nad morze.

— Gdzie? W najlepszym razie dostanę jeden dzień wolnego. Jaki sens ma urlop na dobę?

— A może pojedziemy na wieś, do babci? Tam powietrze jest takie, iż wysypiasz się po jednym spacerze. I pierogi! Prosto z pieca, parujące…

— Na wieś? — Jagoda szeroko otworzyła oczy. — Serio? Nigdy nie byłam na wsi.

— Jak to nigdy?

— No właśnie. Cała moja rodzina jest z miasta. choćby krowy widziałam tylko na opakowaniu mleka.

— W takim razie musisz tam pojechać! choćby nie wiesz, jak tam jest pięknie. Rzeka, piec, gwiazdy w nocy, ognisko…

— Oj, Marku, żebym miała twoją energię. Szczerze mówiąc, nie jestem gotowa na podbój babci.

— Szkoda. Moja babcia to złoto. Zarzuci cię pierogami, zaleje herbatą z miętą i już ją pokochasz.

— No jeżeli pierogi to argument… — Jagoda się uśmiechnęła. — Dobrze, zgoda. Ale pod jednym warunkiem — jeżeli mi się nie spodoba, kupisz mi nową garderobę. Bo w starą po babcinych specjałach się nie zmieszczę.

Śmiał się, a ona wciąż nie wiedziała, czy się śmiać, czy zacząć się denerwować.

Droga nie należała do łatwych. Ostatnie kilometry samochód podskakiwał na wyboistej szutrówce. Marek był spokojny, ale Jagoda nerwowo spoglądała przez okno, spodziewając się zobaczyć krzywe stodoły, sterty gnoju i gęsi rzucające się na obcych.

Ale wszystko okazało się inne. Wieś była duża, zadbana, z kilkoma ulicami, sklepami i asfaltem. choćby krow jeszcze nie było widać. Zamiast nich — dzieci biegające boso, kobiety z eleganckimi fryzurami, mężczyźni siedzący przy płotach i spokojnie rozmawiający.

Babcia przywitała ich, jakby czekała całe życie. Przytuliła Jagodę jak własną wnuczkę, zakrzątnęła się i posadziła przy stole. A stół uginał się od jedzenia: barszcz, pierogi, kiełbasa, ciasta, kompot.

Jagoda oniemiała. Gdzie ta surowa babcia, która będzie patrzeć spode łba? Gdzie ta wiejska szorstkość, której bała się od dziecka?

Marek promieniał — wiedział, iż tak właśnie będzie.

Po obiedzie zabrał Jagodę nad rzekę. A tam — prawdziwy raj. Kryształowo czysta woda, dzieci pluskające się w nurtach, mężczyźni smażący kiełbaski, kobiety rozkładające koce. Nikt się nie kłóci, nikt nie śpieszy. Tylko śmiech, wiatr i zapach dymu.

Wieczorem Jagoda zasnęła, ledwie dotknęła poduszki. Poranek obudził ją promieniami słońca — babcine zasłony były lekkie, niemal przejrzyste. Wstała, narzuciła sweter i wyszła przed dom. I znieruchomiała.

Przed nią różowiło się niebo, słońce dopiero wschodziło nad horyzontem. W oddali muczały krowy, śpiewały ptaki, unosił się zapach rosy, trawy i macierzanki. Cała ziemia, cała przestrzeń wokół oddychała spokojem. Jagoda zdjęła kapcie i stanęła bosymi stopami na mokrej od rosy trawie. Stała w milczeniu. Dusza się oczyszczała.

— Już cię szukałem — usłyszała za sobą głos Marka.

— Obudziłam się… Wyszłam. Tu jest tak cicho, tak lekko… Nigdy nie czułam takiego spokoju.

— Podoba ci się?

— Bardzo. Przyjedziemy jeszcze?

— Oczywiście. Nie raz.

Jagoda przytuliła go mocno. W środku ściskało ją szczęście. Nie chciała już nad morze. Wiedziała: swój spokój, swoje natchnienie znalazła właśnie tutaj. I wracała będzie jeszcze nie raz — tam, gdzie zaczyna się oddychać na nowo.

Idź do oryginalnego materiału