**Rozmowa serc**
Znowu zbliżał się kolejny Nowy Rok. W całym mieście panował gwar, w centrach handlowych było ciepło i jasno, ludzie krzątali się między półkami, próbując zdążyć z zakupami. Z głośników sączyła się ta sama, znana wszystkim świąteczna piosenka.
A Katarzynie wcale nie było wesoło. Ten rok był dla niej i jej matki, Wandy, wyjątkowo ciężki – musiały nauczyć się żyć bez ojca. Katarzyna już dawno wyprowadziła się od rodziców, była dorosła, zamężna i miała dziesięcioletniego syna, Jakuba.
Rok temu, tuż przed świętami, odszedł jej ojciec. Była tak złamana, iż dopiero po czasie zrozumiała, jak bardzo cierpi matka.
Tadeusz miał serce na dłoni – kochał swoją żonę i córkę, zawsze troszczył się o innych. Jako wykładowca ekonomii na uniwersytecie miał świetny kontakt ze studentami. Mówił:
„Oni są jak moje dzieci, nigdy się na nich nie gniewam. A oni odpłacają mi tym samym. Przez tyle lat nauczania nigdy nie miałem z nimi konfliktu. Były pytania, ale razem je rozwiązywaliśmy – oni zadowoleni, ja też.”
„Tak, tato, wszyscy mówią o tobie z szacunkiem” – potakiwała córka.
Tadeusz uwielbiał stare filmy, miał zaraźliwy śmiech. Gdy Katarzyna była mała, często zabierał ją na spacery. Czasem całą rodziną wybierali się do kina, parku, a na wakacje zawsze jeździli we troje.
Katarzyna widziała, jak ojciec traktował matkę – z czułością i oddaniem. Dlatego też szukała męża na jego podobieństwo. Udało się – była szczęśliwa z Miłoszem. Po ślubie zamieszkali w mieszkaniu, które dali im oboje rodzice.
Wszystko było dobrze. Aż trzy lata temu u Tadeusza nagle zdiagnozowano raka. Wanda i Katarzyna były w szoku, ale on je uspokajał.
„Nie martwcie się, moje dziewczyny, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie” – żartował, choć w jego oczach było widać smutek.
Rok temu go zabrakło.
*Nie przeżyję bez niego*
„Na zawsze w pamięci zostanie mi stuk zamarzniętych grudek ziemi o trumnę, łkanie mamy i smutny dźwięk talerzy na stypie” – myślała czasem Katarzyna.
Teraz bała się o matkę. Gdy wróciły do pustego mieszkania po pogrzebie, Wanda, nie rozbierając się, weszła do pokoju i osunęła się w fotel, w którym zawsze siedział mąż. Patrzyła w jeden punkt, a Katarzyna, również przygnieciona żalem, nie wiedziała, co powiedzieć.
„Nie dam rady” – wyszeptała Wanda.
Córka przysiadła przed nią na kolana, chwytając jej zimne dłonie.
„Czego nie dasz rady, mamo?”
Matka spojrzała na nią, jakby nie rozumiejąc pytania, i cicho odpowiedziała:
„Żyć bez niego. Nie dam rady.”
Dopiero wtedy Katarzyna zrozumiała – jej ból był ogromny, ale matka cierpiała jeszcze bardziej.
*Czekała, aż ból minie*
Minął dokładnie rok. Wanda i Katarzyna uczyły się żyć bez Tadeusza. Córka powoli odzwyczajała się od jego głosu w słuchawce. Tak bardzo chciała go jeszcze usłyszeć. Kiedyś, przychodząc do rodziców, zawsze widziała jego siwą głowę w starym fotelu przed telewizorem. Teraz go tam nie było. Została tylko pustka. Czekała, aż ból ustąpi, ale dołączył do niego strach o matkę.
„Boże, tylko niech mama to wytrzyma” – myślała Katarzyna, budząc się w nocy.
Dlatego dzwoniła do niej codziennie – rano, w południe, wieczorem. Bała się o nią jak nigdy.
„Katarzyna, nie dręcz się tak” – uspokajał ją Miłosz. „Spójrz na siebie – masz przygaszone oczy, jesteś wychudzona i nerwowa. Z mamą wszystko będzie dobrze. To dopiero rok, ale uwierz mi, czas uleczy rany.”
„Może i masz rację, Miłoszu. Ale kiedy patrzę na mamę, aż mnie ciarki przechodzą. Jest nie do poznania – cicha, zamknięta w sobie. O czym ona cały czas myśli? Muszę ją zaprosić do nas.”
Wzięła telefon i zadzwoniła. Matka odezwała się cicho.
„Tak, córeczko?”
„Mamo, przyjedź do nas. Dzisiaj sobota, może pójdziemy z tobą i Kubą do parku albo gdzieś indziej. Nie siedź sama.”
„Nie, córko, dziękuję. Nie chce mi się wychodzić, a już na pewno jechać gdzieś daleko. Zresztą nie jestem sama – w myślach zawsze jestem z tatą.”
„Właśnie w myślach! Mamo, chcę cię od nich oderwać. Przyjedź” – nalegała Katarzyna, ale Wanda odmówiła.
Odłożyła telefon i spojrzała na Miłosza.
„Jak ją zaciągnąć z domu? Kiedy ją odwiedzam, jest rada, ale nie chce wyjść. Mówi, iż woli rozmawiać w domu.”
„Cierpliwości, Katarzyno, cierpliwości. Trzeba dać czas.”
*Strach*
Dziś mijał rok od śmierci Tadeusza. Za dwa dni Nowy Rok. Życie toczyło się dalej. Rano Katarzyna zadzwoniła do matki, ale ta nie odebrała. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze – sygnał, ale bez odpowiedzi. Zaczęła się bać. Zwykle Wanda odbierała natychmiast.
Porwała kluczyki i wybiegła z domu. Wpadła do klatki schodowej z duszą na ramieniu.
„Boże, tylko niech nic się nie stało” – szeptała, otwierając drzwi kluczem.
*Czytała i czytała list*
W mieszkaniu panowała absolutna cisza. Na kuchennym stole leżała kartka: „Moja kochana córeczko, wiesz, jak bardzo cię kocham. Nie chcę ci sprawiać bólu. Cokolwiek by się nie stało, pamiętaj – kocham cię ponad wszystko.”
Katarzyna chwyciła się blatu, nogi stały się jak z waty. Litery tańczyły przed oczami, ale wciąż je odczytywała.
„Zawsze wiedziałam – czego się boisz, to się zdarza” – pomyślała w końcu.
Zauważyła filiżankę – herbata jeszcze nie wyschła.
„Wyszła dopiero co! Może jeszcze nic się nie stało!” – rzuciła się do drzwi.
Zbiegła po schodach, rozważając:
„Gdzie mogła pójść? Może do sklepu, ale ten list…”
Dzwoniła raz po raz, ale bez odpowiedzi. Nagle olśniło ją –
„Wiem! Na cmentarz!”
Pod bramą wysiadła z samochodu i, nie zważając na padający śnieg, pobiegła w stronę grobu ojca. Cmentarz był pusty – kto tu przyjdzie w wigilię Nowego Roku? Z daleka dostrzKatarzyna objęła matkę mocno, czując, jak ich wspólny ból powoli zamienia się w nadzieję na nowy początek.