**Dziennik, 12 października**
Mamo, widziałaś, co syn o tobie napisał? głos Katarzyny drżał z oburzenia, słuchawka niemal wypadła jej z dłoni. Nie, nie o mnie! O tobie! Marcin! Twój ukochany Marcinek! Wrzucił to w mediach społecznościowych!
Helena Kowalska powoli opadła na kuchenny stołek, przycisnęła telefon mocniej do ucha. W brzuchu coś boleśnie się ścisnęło, jak wtedy, gdy lekarze ogłosili diagnozę Jerzemu. Tylko teraz było jeszcze gorzej.
Co napisał, Kasiu? szepnęła, choć domyślała się, iż nic dobrego.
Tam tam cała ściana tekstu! O tym, jaka jesteś matką! Że całe życie go kontrolowałaś, nie dałaś żyć! Że przez ciebie nie ma życia osobistego! Mamo, nie mogę tego czytać, ręce mi się trzęsą! A te komentarze Boże, co ludzie piszą!
Zamknęła oczy. Kuchnia wokół niej pociemniała, tylko lodówka warczała cicho, jak zawsze wieczorami. Na stole stygła niedojedzona kasza gryczana Marcin nie przyszedł na kolację, choć specjalnie ugotowała ją tak, jak lubi, z kotletami mielonymi.
Mamo, słyszysz mnie? zaniepokoiła się Katarzyna.
Słyszę, córeczko. A co tam w komentarzach?
Nie chcę powtarzać. Lepiej sama nie czytaj, dobrze? Twoje serce Przyjadę do ciebie, dobrze?
Nie trzeba, Kasia. Już późno, dzieci do łóżka trzeba ułożyć. Ja ja się tym zajmę.
Po odłożeniu słuchawki Helena siedziała nieruchomo długo. Za oknem gęstniały październikowe zmierzchy, w podwórku zapaliły się latarnie. Gdzieś płakało dziecko, zatrzasnęły się drzwi klatki. Zwykłe dźwięki zwykłego wieczoru, tylko w środku wszystko się przewróciło.
Marcin wrócił około jedenastej, śmierdział piwem i papierosami. Helena spotkała go w przedpokoju, patrzyła, jak ściąga buty, nie patrząc na nią.
Zjesz kolację? spytała cicho.
Nie chce mi się. Powiesił kurtkę na wieszaku, wciąż unikając jej wzroku.
Marcinku
Co? Odwrócił się gwałtownie, a ona zobaczyła w jego oczach coś obcego. Złość? Wstyd? Usprawiedliwienie?
Po co to napisałeś?
Syn milczał, potarł nasadę nosa. Helena nagle zauważyła, jak postarzał się w ostatnich miesiącach. Marcin miał już trzydzieści dwa lata, a ona wciąż widziała w nim chłopca, który wracał ze szkoły i opowiadał o bójkach i pałach.
Mamo, nie chciałem cię urazić powiedział w końcu. Po prostu mam teraz trudny okres. Z Anią się rozstaliśmy, w pracy problemy. A psycholożka mówiła, iż muszę przepracować dziecięce traumy.
Traumy? powtórzyła Helena. Jakie traumy, Marcin? Co ja ci takiego zrobiłam?
Mamo, no przecież wiesz Zawsze byłaś za bardzo troskliwa. Pamiętasz, jak na studiach dzwoniłaś codziennie, pytałaś, czy jadłem, czy ciepło się ubrałem? Jak poznałaś się z moją sąsiadką z akademika i prosiłaś, żeby na mnie uważała?
Helena oparła się o ścianę. Tak, pamiętała tę sąsiadkę, Ewę. Dobra dziewczyna, z dużej rodziny. Częstowała ją domowymi pierogami, prosiła, żeby czasem Marcinowi coś ugotowała, jeżeli zapomniał zjeść. Co w tym złego?
A pamiętasz ciągnął Marcin, wchodząc do pokoju jak przyjeżdżałaś co weekend? Przywoziłaś słoiki z zupą, prałaś ubrania? Chłopaki się ze mnie śmiali.
Chciałam pomóc szepnęła. Mam tylko ciebie i Kasię. Po tym, jak tata odszedł
Właśnie o to chodzi! wybuchnął syn. Wylałaś na nas całą swoją niewykorzystaną miłość! A my się dusiliśmy! Kasia przynajmniej wyszła za mąż, wyjechała, a ja
A ty co? Zabraniałam ci czegoś? Przeszkadzałam się ożenić?
Marcin usiadł na kanapie, opuścił głowę na dłonie.
Mamo, ty nie rozumiesz. Tak, nigdy niczego nie zabraniałaś. Ale zawsze byłaś obok! Zawsze! Dziewczyny karmiłaś, otaczałaś opieką, a potem czuły się zbędne. Po co im ja, skoro mam mamę, która wszystko za mnie robi?
Ania też tak myślała?
Ania westchnął ciężko. Ania powiedziała, iż jestem niedojrzały. Że w wieku trzydziestu dwóch lat mieszkam z mamą jak nastolatek. Że czas nauczyć się samodzielności.
Helena weszła do kuchni, włączyła czajnik. Dłonie drżały, ledwie udało się postawić kubki na stole. Marcin stanął w drzwiach.
Mamo, nie chciałem cię zranić. Słowo. Ale musiałem to wyrzucić z siebie, rozumiesz? W internecie jakoś łatwiej. Ludzie dzielą się doświadczeniami, radzą
I co ci poradzili? spytała, nie odwracając się.
Różnie. Niektórzy mówią, żeby się wyprowadzić. Inni, żeby ustalić granice. A jeszcze inni piszą, iż sami mają podobnie.
Helena nalała herbatę, wsypała cukier. Przypomniała sobie, jak dwadzieścia lat temu stała w tej samej kuchni i parzyła herbatę dla Jerzego, gdy robiło mu się słabo po chemii. Jak prosił, żeby nie odchodziła, ściskał jej dłoń i mówił: Helenko, obiecaj, iż zajmiesz się dziećmi. Że nie dasz ich skrzywdzić.
Mamo, co z tobą? zaniepokoił się Marcin. Płaczesz?
Nie zauważyła, gdy łzy spłynęły po policzkach. Otarła je rękawem szlafroka, odwróciła się do syna.
Marcinku, może masz rację. Może naprawdę byłam za bardzo Po prostu bałam się. Po śmierci taty tak bałam się was stracić. Że nie dam rady sama. Że nie zastąpię wam ojca.
Syn przysunął się, niezdarnie objął ją za ramiona.
Mamo, dałaś radę. Wyrośliśmy na porządnych ludzi. Ale teraz ja muszę nauczyć się być dorosłym naprawdę.
Więc się wyprowadzisz?
Nie wiem jeszcze. Może. Muszę pomyśleć.
Pili herbatę w milczeniu. Helena patrzyła na syna i próbowała sobie wyobrazić, jak to będzie zostać w mieszkaniu samej. Nie budzić nikogo rano, nie gotować kolacji dla dwojga, nie pytać, o której














