Szał w kuchni: jak gołąbki zniszczyły małżeństwo
Zmęczona i wyczerpana Kasia wróciła do domu z zakupami, dźwigając dwie ciężkie torby. Z trudem weszła do kuchni, rzuciła siatki na stół i osunęła się na krzesło, próbując złapać oddech. Wieczorne powietrze w małym mieście Brzezina było wilgotne, co tylko potęgowało jej wyczerpanie.
– Cześć, Kasieńka, co na kolację? – rozległ się głos Pawła, który stanął w drzwiach kuchni, zacierając ręce w oczekiwaniu.
– Paweł, dopiero co weszłam, choćby nie myślałam jeszcze – westchnęła Kasia, czując, jak napięcie ściska jej ciało. – Jestem strasznie zmęczona.
– Może zrobisz gołąbki? – zaproponował Paweł z lekkim uśmiechem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
Kasia podniosła na niego oczy pełne smutku i stłumionego gniewu. Milczała przez chwilę, jakby zbierała siły, a potem, niespodziewanie choćby dla siebie, wybuchnęła:
– Wiesz co, Paweł? Musimy się rozwieść.
– Co? Rozwód? Z jakiej racji? – Paweł zastygł, a na jego twarzy malowało się całkowite zdumienie.
– Przez twoje przeklęte gołąbki! – prawie krzyknęła Kasia, a jej głos drżał od emocji.
– Przez gołąbki? – Paweł patrzył na nią, jakby oszalała, nie rozumiejąc, co się w niej dzieje.
10 miesięcy wcześniej
Od razu po ślubie Kasia i Paweł zasiedli do rozmowy o domowym budżecie. Wydawało się, iż pomyśleli o wszystkim, by ich życie w Brzezinie było harmonijne.
– Jesteśmy dorośli, Kasia, dzielimy wydatki po równo – oświadczył stanowczo Paweł. – To uchroni nas przed niepotrzebnymi kłótniami.
– Nie wiem, Paweł… – wahała się Kasia. – W poprzednim związku mój mąż pokrywał większość kosztów, bo więcej zarabiał.
– I co, pomogło to waszemu małżeństwu? – zaśmiał się sarkastycznie Paweł. – Moja była żona wydawała pieniądze bez opamiętania, ledwo nadążałem. Nie, po równo – znaczy po równo.
Kasia miała nadzieję, iż ich dochody będą trafiać do wspólnej puli, z której będą czerpać na potrzeby. Ale Paweł myślał inaczej – z chłodną kalkulacją.
– Na jedzenie i rachunki składamy się po połowie – wyjaśnił. – Reszta na oszczędności. Możemy też podzielić obowiązki, ale to już szczegóły, nie będziemy liczyć każdego grosza.
Takie podejście budziło w Kasi bunt. Wydawało jej się to niesprawiedliwe, ale zgodziła się, nie chcąc zaczynać małżeństwa od kłótni. Gdy jednak plan wszedł w życie, jej cierpliwość zaczęła się kończyć. Paweł uwielbiał syte obiady z mięsem, wędlinami i fast foodami, a ustalona przez niego kwota na jedzenie pochłaniała niemal połowę jej pensji. Ona jadła skromnie – jogurty, owoce, lekkie sałatki – i wcześniej wydawała na jedzenie znacznie mniej. Teraz jej pieniądze zdawały się rozpływać w powietrzu.
– Dziwne macie relacje – zauważyła przyjaciółka Ania, słuchając Kasi przy herbacie. – Ty jesz swoje twarożki i jabłka, a on zamawia pizzę i smaży kotlety, a płacicie po równo?
– Też mi się to nie podoba – przyznała Kasia, nerwowo gniotąc róg obrusa. – Ale się zgodziłam, a teraz nie wiem, jak z tego wyjść. W praktyce on przejada moje pieniądze, a swoje odkłada.
– Niech każdy kupuje sobie jedzenie osobno – zaproponowała Ania. – To byłoby uczciwe.
Kasia też o tym myślała, ale czekała, aż Paweł sam to zaproponuje. On jednak był zadowolony i nie widział problemu.
– O co ci chodzi? – dziwił się, gdy Kasia próbowała poruszyć temat.
– Nie podoba mi się, iż połowa mojej wypłaty idzie na jedzenie, które ty wybierasz! – mówiła gorączkowo. – Ja jem dużo mniej, a teraz choćby nie mogę sobie kupić kosmetyków.
– No cóż, takie jest małżeństwo, Kasiu, przyzwyczaj się – machnął ręką Paweł.
– Wyobrażałam je sobie zupełnie inaczej – odpowiedziała smutno Kasia. – W poprzednim związku nie było takich problemów.
– Znowu o twoim byłym! – wybuchnął Paweł. – jeżeli był taki idealny, to czemu się rozwiodłaś?
– Rozstaliśmy się nie przez pieniądze, tylko przez jego zdradę – szepnęła Kasia, czując, jak słowa męża ranią jej serce.
– Nic dziwnego – podsumował złośliwie Paweł. – Gotujesz tak sobie, w domu bałagan, tylko narzekasz.
Te słowa głęboko ją zraniły. Nie uważała się za idealną panią domu, ale starała się dbać o porządek i gotować codziennie. Tyle iż przed ślubem nie mieszkali razem – spotykali się kilka miesięcy i gwałtownie wzięli ślub. Randki na odległość wydawały się romantyczne, ale wspólne życie pokazało wszystkie niedopasowania. Kasia lubiła dania warzywne, zapiekanki i omlety, a Paweł żądał bigosu, kiełbasek i pizzy. Zaczęła gotować dla niego osobno, ale to zabierało czas i pieniądze, a jego pretensje tylko zwiększały jej irytację.
– Masz prawie czterdzieści lat, a narzekasz mamie, iż nie umiem zawijać gołąbków? – oburzała się Kasia.
– Nie narzekam, tylko opowiadam, jak żyjemy – bronił się Paweł. – Moja mama, między innymi, gotuje lepiej, powinnaś się od niej uczyć.
Kasia była gotowa się uczyć, gdyby naprawdę nie umiała gotować. Ale gotowała dobrze – po prostu nie podzielała Pawłowej obsesji na punkcie jedzenia. Kilkakrotnie próbowała o tym rozmawiać, ale kończyło się kłótniami.
– Po prostu żałujesz pieniędzy na mięso! – krzyczał Paweł. – Nie proszę o trufle, tylko o zwykłą pieczeń!
– Spójrz na to – próbowała tłumaczyć Kasia. – Przejadamy prawie całą moją pensję, nie mogę choćby odłożyć na ubrania!
– Skoro budżet jest osobny, niech każdy kupuje sobie ubrania sam – wzruszał ramionami Paweł.
Kasia czuła, iż jej cierpliwość się kończy. Postanowiła pokazać mężowi, jak przejada jej pieniądze, i zaczęła zbierać paragony. Po miesiącu podliczyła wszystko i przedstawiła Pawłowi.
– Z naszych wydatków tylko trzydzieści procent to moje, reszta to twoje – wyjaśniła. – jeżeli mamy wspólny budW końcu Kasia zrozumiała, iż małżeństwo oparte na zimnej kalkulacji, a nie wzajemnym szacunku, nie może przetrwać, i ruszyła w świat, by znaleźć szczęście, które nie wymaga ciągłych kompromisów z własną godnością.