Skąd tradycja święcenia wielkanocnych pokarmów na Górnym Śląsku?

slaskaopinia.pl 1 dzień temu

Nie możemy mówić, iż święcenie pokarmów na wielkanocny stół jest naszą śląską tradycją. Moja znajoma z Zabrza, której rodzice osiedli na Górnym Śląsku w 1947 roku, opowiedziała niedawno rodzinną historię o tym, jak poszli oni z koszyczkiem do kościoła, a ksiądz nie wiedział, o co im chodzi…

Wiem z opowiadań, iż w niektórych domach, szczególnie na śląskich wsiach, ojciec, albo najstarszy członek rodziny, błogosławił potrawy w niedzielny poranek, gdy były one już ułożone na stole i gotowe do spożycia.

Z mojego dzieciństwa i młodości pamiętam, a myślę tu o latach 70. i 80. ubiegłego wieku, iż w Wielką Sobotę do kościoła ze święconym chodziły tylko przedstawicielki płci pięknej. Wśród nich były dziołszki ze śląskich domów. Dojrzałe kobiety-autochtonki jeszcze wtedy nie praktykowały tego obrzędu.

Zwyczaj święcenia pokarmów przywędrował do nas z Kresów Wschodnich i z Polski centralnej wraz z ludnością napływową, która powszechnie kultywowała swoje tradycje będąc już na naszej ziemi. Górnoślązakom zajęło trochę czasu, aby przyjąć tę modę, ale dziś można chyba stwierdzić, iż tak się ostatecznie stało.

Przygotowanie koszyka z chlebem, solą, pieprzem, jajkiem, szynką, kiełbasą i chrzanem jest więc chyba jednym z najnowszych śląskich trendów wielkanocnych. Z pewnością są Ślōnzoki, dla których to przez cały czas coś obcego: „U nos żodyn takigo czegoś niy robiōł i niy znoł. To bōło ino u Goroli”.

Mnie cieszy, iż ten piękny polski zwyczaj wzbogaca nasze wielokulturowe podejście (nie tylko do Świąt Wielkiej Nocy) i jest już częścią górnośląskiej obrzędowości obok np. zajączka, którego z kolei zawdzięczamy Niemcom.

Idź do oryginalnego materiału