Nazywam się Jadwiga, mam 48 lat i stoję przed wyborem, który rozdziera mi serce. W naszym spokojnym miasteczku nad Wisłą mój syn Krzysztof oznajmił, iż zamierza ożenić się ze swoją dziewczyną, Kingą. Oboje są pełni nadziei, marząc o zamieszkaniu w naszym jednopokojowym mieszkaniu, które wynajmujemy. Ale ja stanowczo się temu sprzeciwiam, bo w środku gryzie mnie pewna myśl. Ta decyzja może na zawsze zniszczyć naszą relację z synem, ale nie mogę postąpić inaczej – boję się o naszą przyszłość i powtórzenia cudzych błędów.
Krzysztof i Kinga błagają nas, byśmy pozwolili im zamieszkać w naszej kawalerce. Mieszkamy teraz z mężem, Andrzejem, w dwupokojowym mieszkaniu razem z synem. Kawalerkę kupiliśmy kilka lat temu, biorąc kredyt, który dopiero niedawno spłaciliśmy. To mieszkanie to nasz plan na emeryturę. Wynajmujemy je, by oszczędzać i żyć godnie, kiedy już przestaniemy pracować. Teraz te pieniądze nie są niezbędne, ale za kilka lat staną się jedynym zabezpieczeniem. Bez nich czeka nas nędza, a nie chcę spędzić starości, licząc każdy grosz.
Kinga mieszka w ciasnym dwupokojowym mieszkaniu z rodzicami, młodszą siostrą i chorą babcią. Jej rodzina marzy, iż gdy córka wyjdzie za mąż, w domu zrobi się luźniej. Rodzice Kingi nie mają możliwości kupić młodym własnego mieszkania i pokładają w nas nadzieję. Ale ja nie mogę się zgodzić. jeżeli wpuścimy Krzysztofa i Kingę do kawalerki, nigdy nie będę mogła ich stamtąd wyrzucić – zwłaszcza jeżeli pojawi się dziecko. Ta myśl dręczy mnie jak drzazga, bo wiem, iż dobroć może skończyć się katastrofą.
Moja przyjaciółka Grażyna wpadła w taką samą pułapkę. Pozwoliła córce i zięciowi zamieszkać w mieszkaniu, które wynajmowała, mówiąc, iż to tymczasowe. „Oszczędzajcie na swoje, potem się wyprowadzicie” – powtarzała. Ale oni nie oszczędzali. Zamiast tego wydawali pieniądze na wakacje, drogie ubrania i gadżety. niedługo urodziły im się dzieci, i teraz Grażyna nie może ich wykwaterować. „Jak mam wyrzucić córkę z wnukami?” – płakała mi w telefonie. „Nie wezmę od nich pieniędzy, córka jest na macierzyńskim. A ja ledwo wiążę koniec z końcem z emerytury!” Jej łzy i desperacja stały się dla mnie przestrogą. Nie chcę powtórzyć jej losu.
Boję się, iż Krzysztof i Kinga, dostawszy mieszkanie, przestaną się starać. Będą żyć wygodnie, nie myśląc o przyszłości. Po co im oszczędzać, skoro mają dach nad głową za darmo? A my z Andrzejem zostaniemy z niczym. Kiedy przejdziemy na emeryturę, będziemy musieli przetrwać z głodowych świadczeń, odmawiając sobie wszystkiego. Ta wizja przyprawia mnie o dreszcze. Nie chcę, by moja starość stała się walką o przetrwanie, kiedy choćby na leki nie będę mogła sobie pozwolić.
Krzysztof patrzy na mnie z żalem, nie rozumiejąc mojego uporu. „Mamo, nie mamy gdzie mieszkać – mówi. – Kinga nie może zostać z rodzicami, tam jest za ciasno”. Jego słowa bolą, ale nie ustępuję. „Wynajmijcie coś, oszczędzajcie na własne – odpowiadam. – My z ojcem daliśmy radę, wy też dacie”. Ale w jego oczach widzę rozczarowanie, i to rozrywa mi serce. Kinga milczy, ale jej wzrok jest pełen wyrzutu, jakbym niszczyła ich marzenia. Czuję się jak potwór, ale nie mogę się wycofać.
Co noc leżę bez snu, powtarzając w głowie naszą ostatnią rozmowę. Wyobrażam sobie, jak Krzysztof i Kinga wynajmują maleńkie mieszkanie, licząc każdą złotówkę, i ściska mnie żal. Ale potem przypominam sobie Grażynę, jej łzy, jej biedę, i wraca determinacja. My z Andrzejem pracowaliśmy całe życie, by zapewnić sobie spokojną starość. Dlaczego mamy poświęcać wszystko dla ich wygody? Są młodzi, mają czas i siłę, by budować swoje życie.
Wiem, iż mój sprzeciw może odsunąć ode mnie Krzysztofa. Może zatrzymać w sobie urazę, i nasza więź, tak ciepła i bliska, pęknie. Kinga może go przeciwko mnie nastawić, i zostanę bez syna. Ta myśl wbija się we mnie jak nóż. Ale nie mogę zaryzykować swojej przyszłości, nie mogę popełnić błędu Grażyny. Chcę, by Krzysztof i Kinga nauczyli się odpowiedzialności, tak jak my z Andrzejem. My też zaczynaliśmy od zera, braliśmy kredyt, oszczędzaliśmy, ale osiągnęliśmy swój cel. Dlaczego oni nie mogą?
Siedząc przy oknie, patrzę na zasypane śniegiem uliczki miasteczka i czuję, jak we mnie szaleje burza. Kocham syna, ale nie mogę oddać wszystkiego dla jego chwilowego szczęścia. Niech wynajmują, niech walczą o swoją przyszłość. Wierzę, iż dadzą radę, ale strach przed ich utratą nie daje mi spokoju. Czy postępuję słusznie? Czy moja stanowczość nie stanie się murem, który nas rozdzieli na zawsze?