Tamten wieczór podzielił życie Justyny na „przed” i „po”.
— Rozumiesz, Justyno, poznałem inną. Pasujemy do siebie idealnie. Romantyka! Nie to, co u nas – raz na ruski rok – oznajmił Dariusz, ściągając z palca obrączkę.
Mówił to z szyderstwem, jakby problem leżał wyłącznie po jej stronie. Justyna wysłuchała w milczeniu. Nie błagała, nie płakała, nie zatrzymywała. Puściła.
— Nie będziemy się dzielić. Mieszkanie jest moje, kupione przed ślubem, samochód też. Psa tym bardziej nie oddam. Choć wzięliśmy go w trakcie małżeństwa, to moja pociecha — powiedziała później.
— choćby mi go nie żal. Zabieraj. Ale mieszkanie i auto podzieliłbym.
— Gdybyś na nie płacił — przerwała Justyna. — A tak – przepraszam bardzo.
Dariusz próbował coś udowodnić, ale ostatecznie wyszedł. A ona została – z psem, Burem, i z pragnieniem zemsty. Za wszystko.
Justyna ciężko przeżywała zdradę.
— Chyba już nigdy nikomu nie zaufam — zwierzyła się przyjaciółce.
— Nie rozumiem, jak mogłaś go tak po prostu wypuścić. Trzeba było go nauczyć rozumu.
— Jak?
— Przytrzymać wszelkimi sposobami, a potem rzucić.
Justyna tylko wzruszyła ramionami.
— Zemsta to potrawa, którą podaje się na zimno. Poczekaj, niedługo się pojawi.
— Skąd ta pewność?
— Bo byliście razem siedem lat, a ta Kinga to tylko przelotny romans z siłowni. I jest od niego młodsza o piętnaście lat. niedługo Dariusz zrozumie, jaką głupotę popełnił.
I tak się stało.
Nie minęły choćby trzy miesiące, gdy Dariusz znów się pojawił.
— Jesteś w domu? Jestem w okolicy, muszę wpaść.
— Po co?
— Zostawiłem u ciebie mój ulubiony parasol. Jesień za pasem, będzie potrzebny. Chcę go zabrać.
— No to zabieraj… — Justyna nie sprzeczała się, pozwalała byłemu mężowi przychodzić i przeszukiwać szafy w poszukiwaniu rzeczy, które mógł zostawić po wyprowadzce. Patrzyła i widziała, jak się męczy. Wydawało jej się, iż szuka pretekstu, by do niej wrócić.
Gdy ostatni gwóźdź został wyniesiony, Dariusz znalazł nowy powód:
— Justyna, zaraz do ciebie wpadnę. Czekaj.
— Coś jeszcze zapomniałeś? — zdziwiła się Justyna, zacierając ręce z satysfakcją, iż były mąż zachowuje się dokładnie tak, jak przewidziała przyjaciółka.
— Burego dawno nie widziałem. Tęsknię za nim. Pewnie on też za mną.
— Bury? Za tobą? Oczywiście, iż nie! Myślisz, iż psy i kobiety czekają na tych, którzy je zdradzili?
— I tak przyjdę. Kinga zamknęła drzwi na klucz, którego nie mam, i pojechała na fitnessową imprezę. Muszę gdzieś przenocować do jutra.
— No to idź do hotelu.
— Ale… może chociaż zjem u ciebie kolację?
— Dobrze — ulitowała się Justyna.
Dariusz przyszedł.
— Ta twoja ziemniaczana zapiekanka z grzybami… Dałbym za nią duszę! — chwalił kuchnię byłej żony. — U Kingi wszystko jest takie… bez smaku. Ciągle na diecie. Poprosiłem o usmażone placki, a ona wrzeszczała! Powiedziała, iż jestem gruby…
Justyna wybuchnęła śmiechem. Były mąż wyglądał żałośnie. W ciągu tych trzech miesięcy „wspaniałego” związku Dariusz nie tylko schudł. Wyglądał, jakby się skurczył. To „uschnięcie” dodało mu od razu dziesięć lat.
— Jedz. Powinieneś wręcz przytyć — powiedziała Justyna, odkrawając duży kawał mięsa Burowi. Dariusz śledził wzrokiem ten kęs i pomyślał, iż pies Justyny je lepiej niż on u Kingi.
— Czas na ciebie — powiedziała Justyna, widząc, iż były mąż najadł się i rozsiadł przed telewizorem. Zupełnie jak dawniej.
— Daj mi chociaż odpocząć! Dawno nie miałem tak miłego wieczoru! Porozmawialiśmy od serca.
— Mam inne sprawy poza tobą, wybacz.
— Co?! — Dariusz zmarszczył brwi. Nie mógł uwierzyć, iż jego Justyna, która była „wierną kobietą”, mogłaby znaleźć kogoś innego.
— Mam randkę — powiedziała Justyna, obserwując jego reakcję.
— Z kim?
— Nie twój interes. Zwolnij mieszkanie. I kanapę. Będzie nam potrzebna.
Twarz Dariusza wydłużyła się. Ale musiał się zebrać i wyjść. Liczył, iż Justyna z sentymentu „pozwoli” mu nie tylko na kanapę, ale też na troskę i pieszczoty.
Pakując się, Dariusz mimochodem zauważył:
— Kłamiesz, Justyna. Nikt do ciebie nie przyjdzie.
— A to dlaczego?
— Gdyby przyszedł, dawno naprawiłby kran. Żaden szanujący się facet nie zostawiłby ukochanej kobiety w takim stanie.
— A do mnie przychodzą mężczyźni nie po to, żeby naprawiać krany, ale dla przyjemności. Więc idź, Dariuszu. Naprawiaj u Kingi. Tylko coś mi mówi, iż tam już nic nie da się uratować. Ten kran u mnie przeciekał jeszcze za twoich czasów. A ty choćby palcem nie kiwnąłeś.
— Nie umiem. Ale za to w innych rzeczach jestem dobry.
— Nie równaj się z moim nowym — rzuciła Justyna i zatrzasnęła drzwi przed nosem Dariusza.
Z satysfakcją obserwowała jego minę przez wizjer. Dariusz pokręcił się i odszedł.
Zadzwonił po kilku dniach.
— Czego chcesz?
— Po prostu tęsknię. Byliśmy razem tyle lat. To chyba nawyk.
Na początku Justynie było miło, iż były mąż skarży się na Kingę, iż przychodzi i znów od niej zależy. Robiła wszystko, by widział, jak dobrze jej się żyje bez niego, marzyła, by Dariusz żałował swojej zdrady… Ale teraz zaczynał ją denerwować. Z każdą wizytą czy telefonem uświadamiała sobie, iż uczucia minęły. Nie czuła choćby nienawiści, a chęć zemsty zniknęła.
— Co mam zrobić? Jak się go pozbyć? — spytała przyjaciółki.
— Zemścić się. Czas nadszedł.
— Wiesz co, kochanie… Myślę, iż już się sam ukarał. Nieszczęśliwy z tą Kingą, a ja nie chcę go brać z powrotem, choćby po to, by potem rzucić.
— W takim razie po prostu go ignoruj. Nie wpuszczaj i nie odbieraj telefonów.
Justyna postanowiła spróbować… Ale stało się tylko gorzej. Dariusz nagle obudził w sobieZaczęła spotykać się z Mieszkiem, a Dariusz w końcu zrozumiał, iż tym razem to on został wymieniony na lepszy model.