Relacje Teściowej i Synowej

twojacena.pl 10 godzin temu

Teresa Nowak wracała do domu swoim zwyczajnym, niespiesznym krokiem. Gdy przekręciła klucz w zamku, nagle usłyszała w mieszkaniu obce głosy. Zdjęła buty i na palcach podeszła do kuchni.

To, co zobaczyła, wytrąciło ją z równowagi.

Za stołem wesoło śmiały się trzy młode kobiety. W centrum, niczym gospodyni, siedziała jej synowa — Katarzyna. Na kuchence bulgotał garnek, a w powietrzu unosił się zapach świeżo ugotowanego barszczu. Tego samego, który Teresa przygotowała rano na kolację.

— Co to za cyrk?! — rzuciła ostro, a w kuchni zapadła martwa cisza.

Katarzyna podniosła głowę i nienaturalnie się uśmiechnęła:

— Mamo, koleżanki tylko wpadły na pogaduchy. Poczęstowałam je. Barszcz świetny, prawda?

Teresa milczącym wzrokiem obeszła stół. Na talerzach gości — resztki jej kolacji. Ze szafki — najlepsze zastawa. Z wazonu — owoce kupione na weekend.

Katarzyna była w rodzinie od prawie dwóch lat. Syn Marek zakochał się po uszy, pobrali się szybko. Najpierw wynajmowali mieszkanie, ale gdy właścicielka postanowiła je sprzedać, stanęli przed faktem — nie mieli gdzie iść.

— Mamo, proszę, przygarnij nas na chwilę — błagał Marek. — gwałtownie coś znajdziemy.

Teresa zgodziła się. Ale od razu postawiła warunki. I już pierwszego dnia wiedziała: spokoju nie będzie. Katarzyna była bezczelna, nieokrzesana, odpowiadała z przekąsem. Każdy dzień przynosił nowy powód do irytacji.

Najpierw były okruchy zostawiane na stole. Potem — porozrzucane ubrania. W końcu — trzaskanie drzwiami.

— Dlaczego was wyrzucili? — zapytała pewnego wieczoru Teresa, nie wytrzymując.

— Mieszkanie sprzedano — odcięła synowa.

— Nie wierzę. W takich sytuacjach dają miesiąc, a wam dwa dni. Może z właścicielami rozmawiasz tak samo jak ze mną?

Katarzyna prychnęła, włożyła słuchawki i odwróciła się.

Następnego dnia Teresa zebrała okruchy ze stołu i demonstracyjnie wysypała je na łóżko synowej. Tamta wpadła w furię, zaczęła krzyczeć. Awantura była głośna.

Wieczorem z pracy wrócił Marek. Wysłuchał matkę w milczeniu i zadał tylko jedno pytanie:

— To wszystko przez okruchy?

— Przez brak szacunku! — wybuchnęła Teresa. — Albo żyjecie według moich zasad, albo pakujecie się.

Marek obiecał porozmawiać z Katarzyną. Przez kilka dni zachowywała się grzecznie, ale potem wróciło to samo. Aż nagle — nagła zmiana. Sprzątanie, cisza, choćby kompot ugotowała.

Teresa była podejrzliwa. I słusznie. Po tygodniu syn oznajmił:

— Mamo, będziesz babcią.

Zamiast euforii — rozczarowanie. Dziecko, a własnego kąta nie mają. Do tego synowa, której nie znosi.

— Teraz rozumiem, czemu się zmieniła! Namówiłeś ją! — rzuciła synowi. — Ale to nic nie zmienia. Nie będziecie tu mieszkać. Ja jeszcze nie na emeryturze.

Syn milczał. Następnego dnia, gdy tylko Teresa wyszła do znajomych, Katarzyna zaprosiła koleżanki. Barszcz, który sama ugotowała, trafił na talerze.

Ale Teresa wróciła wcześniej. I zastała „przyjęcie” w pełni.

— To moje mieszkanie, nie restauracja. Wynoście się! — powiedziała stanowczo. — A ty, Katarzyna, pakuj swoje rzeczy.

Katarzyna wyszła bez słowa. Wieczorem przyszedł Marek. Zobaczył walizkę żony w przedpokoju, w milczeniu spakował swoje.

— jeżeli wyjdziesz, nie wracaj — rzekła Teresa.

Ale wyszedł. Pół roku matka i syn nie rozmawiali. Dopiero po czasie Teresa zdecydowała się zadzwonić. Spotkali się w kawiarni. Z Katarzyną więcej nie zamieniła słowa.

Babcią została, ale na odległość. jeżeli żałowała czegokolwiek, to tylko tego, iż wpuściła synową pod swój dach. Bo szacunek to nie coś, co można sobie wywalczyć brzuchem. Albo jest, albo go nie ma.

Idź do oryginalnego materiału