Przypadkiem zobaczyłam, jak mój mąż daje pieniądze swojej matce, podczas gdy siedziała przy naszym stole z gośćmi.

newsempire24.com 19 godzin temu

Cicho wyszłam do przedpokoju i przypadkiem zobaczyłam, jak mój mąż Marek wkłada swojej matce banknot do kieszeni płaszcza. Wtedy teściowa siedziała przy naszym kuchennym stole, miło gawędząc z innymi gośćmi. Ta scena zaskoczyła mnie i zamarłam, nie wiedząc, co myśleć. Dlaczego Marek robi to po kryjomu? I czemu czuję się, jakbym została oszukana we własnym domu?

Z Markiem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat. Nasze związku nie można nazwać idealnym, ale kochamy się i staramy się budować wspólne życie. Pracuję jako księgowa w małej firmie, Marek jest kierowcą w firmie logistycznej. Pieniędzy starcza na życie, ale nie żyjemy w luksusach: płacimy za mieszkanie, odkładamy na remont samochodu, czasem pozwalamy sobie na skromny wypoczynek. Teściowa, Barbara Janowa, mieszka w sąsiedniej dzielnicy. Często nas odwiedza, przynosi domowe ciasta, opowiada nowinki. Zawsze starałam się być dla niej uprzejma, chociaż czasem jej uwagi o tym, jak gotuję czy prowadzę dom, mnie bolały.

Tamten wieczór był zwyczajny. Zaprosiliśmy przyjaciół na kolację, a Barbara Janowa też przyszła. Krzątałam się w kuchni, przygotowując sałatki i danie główne, Marek pomagał nakrywać do stołu. Teściowa, jak zawsze, była w centrum uwagi: żartowała, wspominała młodość, częstowała wszystkich swoim słynnym dżemem. Goście się śmiali, atmosfera była przyjemna. Ale potrzebowałam jeszcze jednego talerza z szafki w przedpokoju i wyszłam z kuchni. Właśnie wtedy zobaczyłam, jak Marek, rozejrzawszy się, gwałtownie wsadził banknot do kieszeni matczynego płaszcza wiszącego na wieszaku.

Zamarłam. Serce zaczęło łomotać, w głowie kłębiły się pytania. Po co to robi? Dlaczego w tajemnicy? Nigdy nie ukrywaliśmy przed sobą, iż pomagamy rodzicom. Sama czasem daję pieniądze swojej mamie, a Marek o tym wie. Ale on nic nie mówił o pomocy Barbarze Janowej, a do tego tak, żebym nie widziała. Wróciłam do kuchni, starając się udawać, iż wszystko jest w porządku, ale w środku wrzałam. Teściowa ciągle się uśmiechała, opowiadając kolejną historię, a ja patrzyłam na nią i myślałam: czy wie, iż syn właśnie podrzucił jej pieniądze?

Po kolacji, kiedy goście się rozeszli, a Barbara Janowa poszła do domu, nie wytrzymałam. „Marku, widziałam, jak wkładałeś mamie pieniądze do kieszeni. Dlaczego mi nie powiedziałeś?” — spytałam. Najpierw się zmieszał, potem nachmurzył: „Kasia, co to za przesłuchanie? Po prostu pomogłem mamie, prosiła na leki.” Zdziwiłam się: „Na leki? Mogłeś mi powiedzieć, razem byśmy zdecydowali.” Marek machnął ręką: „Nie chciałem ci zawracać głowy. To moje pieniądze, sam się tym zajmę.”

Jego słowa mnie dotknęły. Swoje pieniądze? Przecież mamy wspólny budżet. Zawsze omawialiśmy większe wydatki, dzieliliśmy się planami. A tu nagle okazuje się, iż w tajemnicy pomaga mamie, jakbym była przeciwna. Przypomniałam sobie, jak Barbara Janowa niedawno chwaliła się nową torebką, a jeszcze wcześniej wyjazdem do przyjaciółki w innym mieście. Czyżby Marek dawał jej pieniądze nie tylko na leki? I czemu ona je bierze, nie mówiąc mi ani słowa, choć siedzi przy naszym stole i je nasze jedzenie?

Postanowiłam porozmawiać z Markiem jeszcze raz, gdy się uspokoi. Nazajutrz przy kolacji zaczęłam od ogółów: „Marku, nie mam nic przeciwko pomaganiu mamie. Ale może omówimy to? Mamy wspólny budżet i chcę wiedzieć, gdzie idą pieniądze.” Westchnął: „Kasia, mama wstydzi się prosić. Ciężko jej z emeryturą, a ja nie chcę, żeby czuła się niezręcznie.” Skinęłam głową, ale spytałam: „A czemu się chowasz? Nie jestem przecież twoim wrogiem.” Marek zamilkł, po czym przyznał, iż bał się mojego niezadowolenia. „Czasem narzekasz, gdy wydaję pieniądze” — powiedział.

Zamyśliłam się. Może ma rację? Rzeczywiście potrafię pomruczeć, jeżeli Marek kupi coś niepotrzebnego, jak kolejną wędkę, choć stara jeszcze działa. Ale pomoc matce to co innego. Zrozumiałabym, gdyby powiedział. Tylko ta tajemniczość sprawiła, iż poczułam się obco. A jeszcze nie mogłam pozbyć się myśli, iż Barbara Janowa wie o tych pieniądzach i milczy, dalej uśmiechając się do mnie słodko.

Postanowiłam porozmawiać z teściową. Zadzwoniłam i zaprosiłam ją na herbatę. Gdy przyszła, zebrałam się w sobie: „Barbara Janowo, wiem, iż Marek daje wam pieniądze. Nie mam nic przeciwko, ale przykro mi, iż dzieje się to za moimi plecami.” Zdziwiła się, ale gwałtownie się zreflektowała: „Kasiu, ja nie prosiłam, sam daje. To nie moja wina.” Jej ton był tak niewinny, iż zaczęłam wątpić: może rzeczywiście nakręcam się bez powodu?

Ale ta sytuacja nie daje mi spokoju. Kocham Marka, szanuję jego matkę, ale chcę, żeby w naszej rodzinie nie było sekretów. Umówiliśmy się z Markiem, iż teraz wszystko omówimy, łącznie z pomocą rodzicom. Obiecał być otwarty, a ja — nie mruczeć o drobiazgi. Ale w sercu został osad. Patrzę na Barbarę Janową, gdy przychodzi do nas, i myślę: czy jest wobec mnie szczera? I czy przez cały czas mogę ufać Markowi jak dawniej?

Ta historia nauczyła mnie, iż choćby w kochającej rodzinie mogą być niedopowiedzenia. Chcę, żeby nasz dom był miejscem, gdzie wszyscy są wobec siebie uczciwi. Może z czasem znajdziemy równowagę, a ja przestanę podejrzewać teściową o wyrachowanie, a Marek — bać się moich reakcji. Na razie uczę się mówić o uczuciach i mam nadzieję, iż się zbliżymy, mimo tych wszystkich złotówek w kieszeni płaszcza.

Idź do oryginalnego materiału