Przyjęłam jak bliską — i żałuję

polregion.pl 1 godzina temu

Halina Stanisławowa stała przy kuchennym oknie i patrzyła, jak jej mąż Czesław majsterkuje w garażu. W dłoniach ściskała pomiętą kartkę, którą znalazła w kieszeni dżinsów Bożeny. Łzy zasłaniały jej oczy, ale raz jeszcze przeczytała te kilka słów: „Spotkajmy się o dziesiątej pod blokiem. Starucha śpi jak zabita, nie usłyszy. Całuję. Twój Krzysiek”.

— Boże, za co mi to? — wyszeptała Halina, gniotąc karteczkę jeszcze mocniej.

Bożena pojawiła się w ich domu pół roku temu. Córka siostry Czesława, Krystyny, która przez całe życie błąkała się od faceta do faceta, piła, aż w końcu zginęła w wypadku samochodowym. Szesnastoletnia dziewczyna została zupełnie sama. Oczywiście, ona i Czesław nie mogli jej zostawić.

— Halinko, to nasza krew — przekonywał wtedy mąż. — Gdzie ona ma iść? Do domu dziecka?

Halina się zgodziła. Oni z Czesławem nie mieli własnych dzieci — lekarze jeszcze dawno powiedzieli, iż nie będzie to możliwe. Może los dał im taki prezent na starość?

Jakże się myliła.

Na początku wszystko było dobrze. Bożena wydawała się posłuszna i wdzięczna. Pomagała w domu, dobrze się uczyła, nazywała ich ciocią Halią i wujkiem Czesiem. Halina nie posiadała się ze szczęścia. Kupowała jej ładne ubrania, zapisała na zajęcia sportowe, choćby z angielskiego wynajęła korepetytora.

— Patrzcie, jaka zdolna u nas rośnie — mówiła sąsiadkom. — Same piątki przynosi.

Ale powoli coś się zaczęło zmieniać. Bożena stała się opryskliwa, niegrzeczna. Wracała do domu coraz później. A tydzień temu Halina odkryła, iż zniknęły pieniądze z jej schowka.

— Bożenka, nie brałaś może pieniędzy z szuflady? — zapytała ostrożnie.

— Jakich pieniędzy? — dziewczyna choćby nie oderwała wzroku od telefonu.

— No, odkładałam na twoje nowe buty. Było tam tysiąc złotych.

— Nie brałam. Może sami wydaliście i zapomnieliście?

Halina wtedy milczała, ale serce ścisnęło się jej boleśnie. Pamiętała dokładnie, iż tych pieniędzy nie ruszała.

Potem zaczęły się nocne wyjścia. Bożena myślała, iż jej nie słyszą, ale Halina spała czujnie, jak wszyscy starsi ludzie. Słyszała, jak skrzypi deska na korytarzu, jak delikatnie obraca się klucz w zamku.

Najpierw chciała porozmawiać z dziewczyną szczerze. Ale za każdym razem, gdy próbowała zacząć rozmowę, Bożena zbywała ją krótko lub po prostu wychodziła z domu.

A teraz ta kartka. Halina nie mogła zrozumieć, kim był ten Krzysiek i co planują robić po nocach.

— Hala, a gdzie Bożenka? — Czesław wszedł do kuchni, wycierając ręce w ścierkę.

— W swoim pokoju. Znowu w tym telefonie siedzi.

— Może trzeba z nią pogadać? Zupełnie się rozpuściła.

— Próbowałam. choćby słuchać mnie nie chce.

Czesław usiadł przy stole i nalał sobie herbaty z dzbanka.

— A co to masz w ręce?

Halina podała mu kartkę. Mąż przeczytał i zmarszczył brwi.

— Gdzie znalazłaś?

— W dżinsach, kiedy zbierałam rzeczy do prania.

— No to już poważna sprawa. Trzeba z nią porządnie porozmawiać.

W tej chwili do kuchni weszła Bożena. Wysoka, chuda, z długimi ciemnymi włosami. Piękna dziewczyna, ale wzrok miała twardy, niemal wrogi.

— O, znów mnie obgadujecie? — rzuciła, otwierając lodówkę.

— Bożenko, usiądź, proszę — poprosiła Halina. — Musimy porozmawiać.

— O czym?

— O tym — Czesław pokazał kartkę.

Twarz dziewczyny na moment wyraziła zaskoczenie, ale gwałtownie się opanowała.

— No i co? To prywatna sprawa.

— Nie masz żadnych prywatnych spraw — ostro powiedział Czesław. — Mieszkasz pod naszym dachem, odpowiadamy za ciebie.

— Tak? A myślałam, iż wzięliście mnie z litości — Bożena usiadła przy stole, ale trzymała się wyzywająco. — Że taka dobra ciocia i wujek przygarnęli sierotę.

— Bożena! — oburzyła się Halina. — Jak możesz tak mówić? Kochamy cię jak własną córkę!

— Kochacie? — dziewczyna prychnęła. — To dlaczego kontrolujecie każdy mój krok? Dlaczego nie mogę się spotykać z chłopakiem?

— Bo jesteś jeszcze dzieckiem — wtrącił Czesław. — I bo nie wiemy, co to za jeden.

— Krzysiek jest dobry. On mnie rozumie, nie tak jak wy.

— A ile ten Krzysiek ma lat? — zapytała Halina.

Bożena milczała przez chwilę.

— Dwadzieścia jeden.

— Co?! — Halina aż podskoczyła na krześle. — Ty masz szesnaście, a on dorosły facet! Rozumiesz, iż to przestępstwo?

— Żadne to przestępstwo! — krzyknęła Bożena. — Kochamy się!

— Miłość — pokręcił głową Czesław. — W twoim wieku to nie miłość, tylko głupota.

— Nic nie rozumiecie! — dziewczyna zerwała się od stołu. — Jesteście starzy, nigdy nie mieliście dzieci, skąd możecie wiedzieć?!

Słowa uderzyły Halinę jak policzek. Zbladła i chwyciła się za serce.

— Bożenko, po co tak… — zaczął Czesław, ale dziewczyna go przerwała.

— Co, prawda boli? Ja was nie prosiłam, żebyście mnie brali! Lepiej bym była w domu dziecka!

— To się pakuj i wynoś! — nie wytrzymał Czesław. — Skoro my tacy okropni!

— Czesiu, nie mów tak — cicho powiedziała Halina.

— Niech idzie do tego swojego Krzyśka, skoro nas nie potrzebuje!

Bożena spojrzała na nich wyzywająco.

— Dobra. Spakuję się i pójdę. A pieniądze, które na mnie wydaliście, oddam. Krzysiek pomoże.

Wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami. Halina rozpłakała się.

— Czesiu, co my zrobiliśmy…

— Nic złego. Ona sama wybrała. Przecież nie jesteśmy jej wrogami.

— Ale to jeszcze dziecko. Co się z nią stanie?

Czesław objął żonę za ramiona.

— Nie wiem, Halinko. Nie wiem.

Z pokoju Bożeny dochodziły odgłosy pakowania. Halina chciała podejść, porozmawiać, ale nie miała odwagi.

Po godzinie Bożena wyszła z dużą torbą i plePo wielu miesiącach cierpienia i wyrzutów sumienia, Halina i Czesław w końcu otrzymali list od Bożeny, w którym prosiła o przebaczenie i przyznała, iż zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła ludzi, którzy naprawdę ją kochali.

Idź do oryginalnego materiału