Przyjęcie u przyjaciółki – wyjątkowy dzień pełen radości!

twojacena.pl 3 godzin temu

Kobieta przyszła w odwiedziny do przyjaciółki. Znajomość ze studiów trwała już wiele lat. Były urodziny. I wszystko było wspaniałe, piękne, po prostu cudowne. Duże mieszkanie, cztery przestronne pokoje.

W salonie nakryty stół: co tu było pyszności! Ser płakał złocistymi łzami, prawdziwy dobry ser z dziurami. Wyśmienita kiełbasa, ziarnista, z białymi kropelkami tłuszczu. I pieczona ryba. I mięso z rożna – testowali nową piekarnik! I małosolne pomidory, i chrupiąca kapusta z czosnkiem. I słodycze, i ciasta… Nie stół, a holenderski martwy natura.

I goście tacy mili. Rodzina i współpracownicy. Wszyscy szczerze gratulują, wznoszą toasty. Muzyka delikatnie gra w tle. Na półkach porcelanowe figurki, w oknach piękne firanki, na podłodze miękki dywan z kwiatami, który tłumi odgłosy… Wszyscy jedli z apetytem.

Mąż przyjaciółki podarował żonie elegancki pierścionek z brylancikiem. W końcu okrągła rocznica – pięćdziesiąt lat! Dzieci serdecznie pogratulowały mamie. Mały wnuczek pocałował babcię… I dla wszystkich starczyło miejsca. I wszyscy byli zadowoleni i szczęśliwi.

Później choćby tańczyli. Gospodarze specjalnie opróżnili jeden pokój do tańca. I lekko rozgrzani jedzeniem oraz napojami goście tańczyli powolne utwory pod piękne piosenki ich młodości. I Ewę też zaprosił do tańca bardzo przystojny mężczyzna, kolega męża jubilatki.

Ewa tańczyła. Zarumieniła się, włosy się rozluźniły – tańczyła przepięknie. Jak za młodu. A mężczyzna się uśmiechał, mówił komplementy. Nic więcej. Ale to było miłe. Po prostu przyjemnie słuchać dobrych słów.

A potem Ewa spojrzała na zegarek i oprzytomniała. Trzeba wracać do domu. Nie iść, biec. Już późno. Teściowej trzeba podać leki, umyć ją, mąż sam nie da rady. I trzeba ugotować coś na jutro, Ewa idzie do pracy po południu, ale rano czeka ją mnóstwo innych spraw. Potem mąż wróci, on też ma dużo na głowie. Gdy w domu jest chory, zawsze jest co robić. I te sprawy się nie kończą.

A pieniędzy brak. Mąż stracił pracę, wydawnictwo się zamknęło. Na razie znalazł coś tymczasowego za niewielkie pieniądze. A jeszcze trzeba spłacać kredyt, bo biznes syna upadł. I trzeba jechać do szpitala do synowej, ona z maleństwem już dwa tygodnie leży.

Teściowa zostanie z opiekunką. A wiecie, ile trzeba płacić opiekunce za godzinę? No właśnie. Potrzebne są pieniądze. I jeszcze w nocy trzeba będzie posiedzieć przy komputerze, popracować, żeby potem opiekunka mogła posiedzieć z chorą…

Te myśli nagle wtargnęły do głowy. Ewa gwałtownie się ubrała – nikt jej nie zatrzymywał. Impreza trwała dalej. Przyjaciółka przytuliła ją na pożegnanie. Zawsze pomagała! Ale ona ma swoje życie, swoje święto. Swojego męża. Swoje dzieci. A Ewa musi wracać do domu. Do swojego domu i swojego życia.

I Ewa poszła na przystanek pod chłodnym, trzeźwiącym deszczem. Na moment przyszła myśl: wrócić. Wrócić tam, gdzie ciepło, gdzie stół nakryty, gdzie gra muzyka, gdzie wszyscy tacy serdeczni i szczerzy.

Gdzie można rozmawiać nie o chorobach i pieniądzach, nie o nieszczęściach i problemach – można mówić o filmach. Wspominać zabawne historie z młodości. Śmiać się z żartów. Albo tańczyć powolny taniec pod cichą, nastrojową muzyką z sympatycznym człowiekiem…

Ale Ewa jechała zimnym autobusem do domu. Potem weszła do swojego małego mieszkania – powitał ją zapach choroby. Choćbyś sprzątał i mył bez końca, ten zapach nie znika. Zapach nieszczęścia – trudno go opisać. Ale jest. I przypalonej kaszy, znowu nie dopilnował. Potem garnek ciężko doczyścić…

A zmęczony mąż od progu zaczął opowiadać, co lekarz przepisał jego matce. I jemu. Trzeba się jutro zapisać do innego, wyniki nie najlepsze.

Mieszkanie wydało się Ewie ciemne, ciasne, przesiąknięte chorobą, biedą, pechem. A mąż stał postarzały, siwy – zupełny staruszek. I żarówka w żyrandolu się przepaliła. Światła było mało. A dookoła pudełka z lekami, paczki nowych prześcieradeł i pieluch, duży worek z zużytymi – trzeba go wynieść do śmietnika…

To był tak rażący kontrast z czyimś szczęśliwym domem, iż Ewa ledwo powstrzymała łzy. Ścisnęło ją w gardle.

Ewa przełknęła gorzki ucisk. Uśmiechnęła się. Przytuliła męża. Powiedziała: „Dziękuję, iż puściłeś mnie do Kasi. Dobrze się tam pobawiłam, odpoczęłam. Nalej wanny, zaraz będziemy mamę myć. Nakarmiłeś ją? Lekarstwa dałeś? A swoje wziąłeś?”…

I Ewa zabrała się do pracy. Takie jest życie. Trzeba je przeżyć. Trzeba krzątać się, walczyć, sprzątać, myć i czyścić, pracować i zarabiać. To po prostu życie. I bliscy, bez których żyć się nie da. I trzeba poprawiać to, co się ma. Nie porównując zbytnio z cudzym życiem. Trzeba wypełniać obowiązki. I kochać. I ratować swoich, ot co.

Tak myślała Ewa. A mąż wymienił żarówkę – zrobiło się jaśniej. I mieszkanie jakby się powiększyło, stało się przestronniejsze. A biedna chora zasnęła, więc noc będzie spokojna. I jeszcze można trochę popracować. Siły jeszcze są. Dla swoich siły zawsze się znajdą.

A gdy przyjaciółka napisała i zapytała: „Można dać twój numer temu przystojniakowi?”, Ewa wysłała uśmiechniętego emotikona i stanowcze „Nie!”. I podziękowała za przyjęcie. Za ciepło. Za odpoczynek. Za przyjaźń i miłość. A przyjaciółka zrozumiała. To tylko takie pytanie.

Tak życie czasem nas pyta, kusząc pokusą zamiast zwykłego trudu. Ale i tak wracamy do swoich. Do swojego życia. I robimy, co do nas należy. choćby jeżeli bardzo się zmęczyliśmy. choćby jeżeli bardzo chcemy zostać tam, gdzie ciepło i radośnie. Ale wracamy do swoich. Miłość nas do nich przywołuje – i nie pozwala uciec, odejść.

Mimo pokus życia.

Idź do oryginalnego materiału