„Powrót do domu z niespodzianką, która mnie zszokowała”

polregion.pl 2 dni temu

Wróciłam do domu… i czekała na mnie niespodzianka, która mnie oszołomiła.

Ewa wracała do Warszawy z wymarzonych wakacji — słonecznych, pełnych szumu fal i zapachu sosnowego lasu. Spędziła prawie tydzień w małym nadbałtyckim kurorcie. Taksówka delikatnie zatrzymała się przed jej blokiem. Wysiadła, wyciągnęła walizki z bagażnika i ruszyła w stronę klatki schodowej.

— Teraz prysznic, kolacja i zasłużony odpoczynek — myślała Ewa, wchodząc po schodach na trzecie piętro.

Ale kiedy otworzyła drzwi i przekroczyła próg, coś ścisnęło ją w środku. Powietrze w mieszkaniu było inne. Świeże, obce. Zrobiła krok do przodu… i zastygła. To tak, jakby ktoś podmienił jej całe wnętrze. Wszystko wyglądało inaczej. Jaśniej. Żywe kolory na ścianach, nowe okna, przemeblowane pokoje.

— Co się tu działo?! — przemknęło jej przez myśli.

…Ewa zawsze uważała się za szczęśliwą kobietę. Jej mąż, Marek, był spokojny, odpowiedzialny i troskliwy. Pracował jako kierowca tirów, rzadko bywał w domu, ale wszystko robił dla rodziny. Bez nałogów, z pensją, która pozwalała żyć bez problemów. Brakowało tylko jednego — jego obecności. Często tęskniła w nocy, wtulając się w poduszkę, a gdy jego wyjazdy się przedłużały, cicho płakała.

Przyjaciółki nie rozumiały jej:
— Ty żyjesz jak w sanatorium — śmiała się jej najlepsza przyjaciółka, Kasia. — Mniej kłopotów, mąż prawie jak gość, pieniądze są… czego chcesz więcej?

Ale Ewie nie chodziło o pieniądze, tylko o ramiona, które mogły ją przytulić, o głos, który mówił „jestem przy tobie”.

Przed wyjazdem na wakacje Marek obiecał, iż do niej dołączy na kilka dni. Walizka stała spakowana, bilety kupione. Ale w drodze na dworzec ich taksówka utknęła w korku. Ewa denerwowała się, iż się spóźni, a gdy już stała przy swoim przedziale, usłyszała za sobą znajomy głos:

— Ewka, zaczekaj!

Odwróciła się — przed nią stała teściowa, Halina. Spocona, zdyszana.

— Wyjeżdżasz, a ja właśnie do ciebie! Daj mi klucze do mieszkania — mówiła szybko. — Moja córka z rodziną się wprowadzi na trochę, niech popilnują.

Ewa oniemiała. Mieszkanie, choć potrzebowało remontu, należało do niej od młodości. Każdy kąt miał swoją historię. Ale czasu nie było. Siegnęła po bilet, a łańcuszek z kluczami sam wyleciał z torebki. Teściowa gwałtownie je złapała:

— Dzięki, kochanie! Wybawiłaś mnie!

Ewa choćby nie zdążyła nic powiedzieć — pociąg ruszył.

Na wakacjach dręczyły ją myśli. Marek nie przyjechał: „zepsuła się ciężarówka”, „części się opóźniają”. Przez telefon był czuły, przepraszał, wysyłał wiadomości głosowe. Ewa się uspokoiła. Postanowiła odpocząć i nabrać sił. Ale w głowie wciąż przewijały się obrazy: ta głośna rodzina teściowej… dzieci, hałas, bałagan…

Gdy wakacje dobiegły końca i Ewa wracała do domu, przygotowywała się na najgorsze. Ale im bliżej było mieszkania, tym mocniej biło jej serce. W rękach trzymała prezenty, w głowie — mieszankę niepokoju i nadziei. Przed blokiem zauważyła resztki po remoncie. „No to koniec…” — pomyślała.

— Otwarte! — ktoś krzyknął z wnętrza.

Ewa weszła… i zamarła. Przed nią stali wszyscy: Marek, teściowa, siostra męża z dziećmi… choćby jej własni rodzice. A za ich plecami — zupełnie nowe mieszkanie. Świeże tapety, plastikowe okna, nowoczesne meble. A w rogu, pod szkłem — jej stare pamiątki, pieczołowicie zachowane.

— Podoba się? — Marek podszedł i objął ją. — To nasza niespodzianka. Na piątą rocznicę ślubu.

Ewa westchnęła. Zapomniała… Pięć lat. A on nie tylko pamiętał, ale podarował jej… odnowiony dom.

— Więc gdzie była ta „zepsuta ciężarówka”? — zaśmiała się przez łzy.

— Wybacz, inaczej niespodzianka by nie wyszła. Wszyscy pracowaliśmy, żeby zdążyć. choćby siostra przyjechała pomóc.

Ewa poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Myślała najgorsze, a oni… kochali ją. Wszyscy razem. Naprawdę.

— Tak bardzo was kocham… — szepnęła.

Prezenty trafiły w ręce bliskich. Do późnego wieczora w domu panował śmiech, zapach herbaty i radość. A gdy goście się rozeszli, Ewa spojrzała na Marka i cicho powiedziała:

— jeżeli ktoś kiedyś będzie potrzebował dachu nad głową — niech wie, iż nasze drzwi zawsze będą otwarte. Dla wszystkich, którzy nas naprawdę kochają.

A Marek, nie mówiąc ani słowa, tylko uścisnął jej dłoń. Więcej słów nie było potrzebne.

Idź do oryginalnego materiału