Powitaj gościa, mamo

twojacena.pl 2 dni temu

Witaj gościa, matko

Jadwiga obudziła się późno. Nie miała gdzie się spieszyć – emeryturę pobierała już od siedmiu lat, nie miała też nikogo, o kogo musiałaby dbać. Mogła więc poleżeć dłużej. Mimo to czuła niepokój, który dziwnie zaciskał jej serce. Dlaczego? Wszystko przecież było w porządku, nie było powodu do zmartwień. A jednak.

Wstała, doprowadziła się do porządku, postawiła czajnik na kuchence i spojrzała przez okno. Nad domem naprzeciwko niebo mieniło się karminową barwą – niedługo miał się pojawić niski, zimowy brzeg słońca. Więc po dwóch tygodniach odwilży wreszcie przyszły mrozy. *„No to dobrze. Wypiję herbatę i pójdę do sklepu”* – pomyślała Jadwiga i zdjęła z ognia wrzący czajnik.

Nalała sobie herbatę do ulubionego kubka i zaczęła pić małymi łykami. Ciepło rozlało się po jej ciele. Była niska i drobna – choćby po urodzeniu jedynego syna nie przytyła. Mąż za to był postawny. Nazywał ją czule „Jadwiś”, „Jadzię”. Ale nie było go z nią już od dziesięciu lat.

Podniosła kubek, gdy nagle rozległ się ostry dzwonek do drzwi. Zaskoczona, drgnęła – gorąca herbata chlusnęła na rękę, poparzając jej cienką, pokrytą brązowymi plamami skórę. Ból był tak silny, iż o mało nie upuściła kubka. *„A więc to było to przeczucie. Nie myliłam się. Co teraz nas czeka?”* Ledwie zdążyła to pomyśleć, gdy dzwonek rozległ się ponownie, jeszcze bardziej natarczywy.

Jadwiga zdmuchnęła poparzoną skórę i ruszyła do drzwi, mrucząc pod nosem: *„Kogo tam diabli przynieśli o takiej porze?”*. Nie od razu zrozumiała, iż wysoki mężczyzna w zmiętych ubraniach to jej syn. *„Jak on się zmienił”* – westchnęła. Marek prawdopodobnie też był zaskoczony widokiem postarzałej matki.

– Witaj gościa, matko. – Ocknął się nagle i uśmiechnął.

– Marku, to ty? Dlaczego nie dałeś znać? Nie spodziewałam się ciebie. – Przytuliła się do jego piersi.

On niezdarnie objął ją jedną ręką.

Jadwiga wyczuła zapach drogi, nieświeżej odzieży syna i jeszcze coś, co wywołało w jej sercu niepokój. Odsunęła się i przyjrzała mu się uważnie. Zauważyła nierówną szczecinę na opuchniętej, zmęczonej twarzy, obrzęknięte worki pod czerwonymi oczami.

– Jesteś sam? A gdzie Elka, córka? – spytała Jadwiga.

– A samemu mi się nie cieszysz? – Marek spojrzał gdzieś ponad głową matki.

– Zaskoczyłaś mnie. – Jadwiga cofnęła się, robiąc mu miejsce w przedpokoju. – Wchodź, rozbierz się, synku.

Marek przeszedł przez próg, postawił na podłodze dużą sportową torbę i rozejrzał się po korytarzu.

– Jestem w domu. Nic się nie zmieniło.

– Przyjechałeś na urlop? W środku zimy? – Jadwiga nie spuszczała wzroku z torby.

– Potem, matko. Jestem zmęczony. – Marek zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku.

– Tak, tak, oczywiście. Mamy świeżo zaparzoną herbatę. – Jadwiga podreptała do kuchni i wyciągnęła z półki stary kubek syna.

Marek wszedł za nią, usiadł bokiem do stołu, rozkładając szeroko nogi i zajmując prawie całą przestrzeń malutkiej, czystej kuchenki. Jadwiga postawiła przed nim kubek.

– Może coś zjesz po podróży? Mam rosół. Wczoraj ugotowałam, jakby przeczuwając. – Zamarła w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

– Dobrze. – Machnął ręką niedbale. – Stęskniłem się za twoim rosołem. – Jego usta drgnęły w półuśmiechu.

Jadwiga zaczęła gorączkowo wyjmować garnek z lodówki. Odgrzała rosół, postawiła przed synem dymiącą miskę, położyła obok ciężką łyżkę, którą lubił jeść ojciec, gruby kawałek chleba i usiadła naprzeciwko, podpierając głowę dłonią.

– A może coś mocniejszego do rosołu? – Marek rzucił matce szybkie spojrzenie, mieszając łyżką.

– Nie trzymam – odparła Jadwiga, natychmiast surowiejąc.

Patrzyła, jak syn je łapczywie i głośno, mrużąc oczy z zadowolenia, jak kot wygrzewający się na słońcu.

– Jak Elka? A córka, do której klasy chodzi? Dlaczego nie przyjechały z tobą?

Marek jadł dalej, nie patrząc na matkę, jakby jej nie słyszał.

Jadwiga i tak po jego wyglądzie zrozumiała, iż syn pije. Żona nie wytrzymała i go wyrzuciła. A gdzie miał się podziać, jeżeli nie do matki? Nie miał już dokąd pójść. Oczywiście, cieszyła się, iż wrócił. Ale ten niepokój nie ustępował, tylko narastał.

Syn odsunął pustą miskę. Jadwiga natychmiast zerwała się z krzesła, nalała gorącej herbaty, podsunęła mu kubek i przysunęła wazonik z cukierkami.

– Rozwiedliśmy się z Elą. Wróciłem na dobre. – Marek nie podnosił wzroku.

– To nic. Odpoczniesz, znajdziesz pracę. Wszystko się ułoży – mówiła Jadwiga, odnosząc miskę do zlewu. Potem znów usiadła naprzeciw syna.

Marek z hałasem popijał gorącą herbatę, patrząc gdzieś obok niej. W końcu odsunął kubek i wstał.

– Dobrze, matko. Jestem zmęczony. Położę się, dobrze? Pogadamy później. – Wyszedł do pokoju.

Jadwiga zmywała naczynia i myślała, iż serce jej nie myliło – przeczuwało przyjazd syna. Wiedziała, iż z nim nie będzie łatwo. Gdy weszła do pokoju, Marek leżał na kanapie przed telewizorem. Usiadła obok.

– Powiedziałbyś mi, co się stało? Zostawiłeś im mieszkanie? To dobrze, po męsku. Tu zawsze jest twój dom.

– Co tu opowiadać? Rozwód i tyle. – Marek choćby nie odwrócił głowy.

Jadwiga wpatrywała się w syna i nie poznawała go. Postarzał się, w oczach miał ból i tęsknotę, czoło przecięła głęboka zmarszczka. Wyglądał na zagubionego i zniszczonego. Może po prostu był zmęczony? Droga zPełna goryczy, Jadwiga westchnęła głęboko, bo choć był jej krwią, to wiedziała już, iż oto koniec – teraz będzie musiała nauczyć się żyć nie tylko bez męża, ale i bez syna.

Idź do oryginalnego materiału