Polka o weselu w Turcji. Pojawił się nieoczekiwany problem

news.5v.pl 3 tygodni temu
  • Kilka lat temu odbywało się około tysiąca takich wielkich weselisk cudzoziemskich par. Branżowa prasa informowała, iż zostawiły one w Turcji pół miliarda dolarów.
  • – Minimalny budżet takiej imprezy to 100 tys. dol., ale w zależności od potrzeb i życzeń pary może wzrosnąć do 5-6 mln dol. – tłumaczyła dziennikarzom Meltem Tepeler, szefowa tureckiego stowarzyszenia branży eventowej
  • – Powinniśmy wyznaczyć sobie cel na poziomie 1 mld dol. – powiedział dziennikarzom Muhammet Murat Cüntay, prezes zarządu firmy doradczej z branży hotelowej. – Turcja powinna na stałe być w pierwszej dziesiątce ślubnych kierunków
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Hotel Akra w tureckiej Antalyi. Okno mojego pokoju wychodzi na morze, od świtu podziwiam więc stateczki wożące turystów i amatorów nurkowania. W hotelowym ogrodzie od rana trwa ruch. Na idealnie przystrzyżonym trawniku pracownicy ustawiają wokół okrągłych stołów białe krzesła ozdobione zwojami tiulu. Montowana jest też scena z kwietnym podestem, ktoś właśnie maskuje eleganckimi listwami ciągnące się po ziemi okablowanie. Już teraz wszystko wygląda jak scenografia filmu, a za kilka godzin będzie jeszcze ciekawiej.

Wtedy pojawią się goście. Jedni w kompletnych etnicznych strojach, drudzy tylko z ich elementami, wszyscy kolorowi i ociekający luksusem. Wylewnie witani przez gospodarzy – zamożnego biznesmena z Ghany oraz rodziców jego wybranki – prowadzeni przez obsługę w nienagannych uniformach, przejdą do stolików, przy których spędzą następne godziny. Poderwą się, bijąc gromkie brawa, gdy urzędnik udzieli młodej parze ślubu, ruszą do tańca, gdy niezły turecki zespół, z pewnością nienależący do tanich, zacznie grać światowe hity, z entuzjazmem zareagują, gdy usłyszą też rodzime kawałki. Potem ustawią się w kolejce, by pozować z młodą parą na tle słońca chowającego się za górami Taurus. Miny zdradzają, iż do Afryki wrócą zadowoleni, a tureckie wesele będą długo wspominać.

Jeszcze więcej do wspominania będą mieli goście innego tureckiego weseliska również w Antalyi, które odbyło się w tutejszym pięciogwiazdkowym hotelu. jeżeli wierzyć lokalnym gazetom, przygotowania do ślubu pewnej hinduskiej pary, która także postanowiła powiedzieć sobie „tak” właśnie w Turcji, rozpoczęto z ośmiomiesięcznym wyprzedzeniem.

Z Kapadocji dostarczono młodym balony, z Indii część dekoracji. Przewiezienie do hotelu w dzielnicy Aksu roślin, tkanin i kostiumów wymagało wynajęcia siedmiu ciężarówek i co najmniej jednego samolotu, skoro z Indii przylecieli choćby tancerze, kucharze i wizażystki, które nie tylko dbały o makijaże, ale też wymalowały tradycyjne indyjskie wzory z henny na dłoniach 700 gości.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Nasz klient, nasz pan młody

Wspomniana impreza trwała kilka dni i nie była jedyną. Tylko ten hotel gościł w ciągu roku jeszcze 10 wystawnych wesel cudzoziemskich par, które w ostatnich latach upodobały sobie Turcję. Niektóre nigdy wcześniej nie były nad Bosforem, a kraj znają jedynie z seriali telewizyjnych. Skusiła je jednak renoma, jakiej – nie bez przyczyny – dorobiła się tutejsza branża ślubna.

Turcy uwielbiają wesela, a te wiążą się zwykle z prawdziwą celebrą. Jest Noc Henny – rodzaj wieczoru panieńskiego, w którym – w zależności od regionu (i chęci) może uczestniczyć również damat – pan młody. Podczas tego wydarzenia w dłonie gelin, panny młodej, wkłada się grudki henny i złote monety. Śpiewa się też ludowe pieśni, dopóki przyszła żona się nie rozpłacze.

Wesele urządzane jest przez zamożne rodziny w jednym z lśniących salonów ślubnych, w których znajdują się niekiedy takie atrakcje jak sztuczna rzeka i gondole. Ubożsi zadowalają się miejscem pod dachem bazaru lub miejskim parkiem, zawsze jednak z tłumem gości, na wesele bowiem zaprasza się nie tylko najbliższą rodzinę i znajomych, ale i sąsiadów, dalekich krewnych, nauczycieli czy współpracowników.

Gdy młoda para lub rodzice – bo to oni figurują na zaproszeniach jako gospodarze imprezy – wybiorą miejsce i zapłacą zadatek, nie muszą już o nic się martwić. Dügün Salonu – salon weselny – dysponuje zwykle katalogiem, z którego można wybrać interesujące nowożeńców pakiety jedzenia, picia, przekąsek. Zespół? Żaden problem, salon zwykle współpracuje z muzykami. Fotograf? Proszę bardzo, jest i on. Modyfikacje pakietu? Tu już bywa gorzej.

– Turecki ślub ma zwykle określony, sztywny scenariusz – mówi Magdalena Karhan, która dwa lata temu organizowała w Izmirze polsko-tureckie wesele i miała spore problemy z nakłonieniem organizatorów imprezy do zmian, które chciała wprowadzić.

– Chciałam zacząć ślub za dnia. W październiku, kiedy się pobieraliśmy, oznaczało to rozpoczęcie imprezy przed godz. 19 – mówi Magda i wspomina, iż tu pojawiły się pierwsze schody. – Niemal wszystkie miejsca, z którymi rozmawialiśmy, robiły z tego problem, bo tradycyjnie wesela zaczyna się o godz. 20.

W końcu udało jej się przepchnąć zmianę godziny, a inne modyfikacje, takie jak tłumacz podczas przysięgi małżeńskiej i polskie kawałki puszczone z magnetofonu, nie wymagały żadnego zaangażowania pracowników salonu.

– Z tym, co załatwiałam sama, nie robili problemów, ale żadne odstępstwa nie są mile widziane – zauważa Magda.

No, chyba iż ani on, ani ona nie są Turkami, ale Libańczykami, mieszkańcami Zjednoczonych Emiratów Arabskich albo Irańczykami. To obywatele tych państw okupują podium, jeżeli chodzi o organizowanie zaślubin nad Bosforem, ale gonią ich Hindusi i Pakistańczycy. Kilka lat temu odbywało się około tysiąca takich wielkich weselisk cudzoziemskich par. Branżowa prasa informowała, iż zostawiły one w Turcji pół miliarda dolarów.

Minimalny budżet takiej imprezy to 100 tys. dol., ale w zależności od potrzeb i życzeń pary może wzrosnąć do 5-6 mln dol. – tłumaczyła dziennikarzom Meltem Tepeler, szefowa tureckiego stowarzyszenia branży eventowej, wyjaśniając, iż nigdy nie kończy się na jednej imprezie, bo wielodniowe wesela zamożnych cudzoziemców zaczynają się przyjęciem powitalnym. Później jest nie mniej wystawna Noc Henny i w końcu – będące zwieńczeniem dwóch poprzednich – wesele, czyli dügün. Arabscy bogacze i hinduscy krezusi zwykle decydują się właśnie na takie imprezy w kosztownym trzypaku.

Stambuł goni Vegas

Tureckie wesela zyskują na popularności do tego stopnia, iż kolejne części hitów o wieczorach panieńskich i kawalerskich najpewniej trzeba będzie kręcić w Stambule.

– Jesteśmy na najlepszej drodze, by stać się najpopularniejszym miejscem ślubów na świecie, zaraz po Las Vegas – powiedziała dziennikarzom portalu Platinonline Heval Zengoğlu, założycielka studia organizującego luksusowe wesela. Gdy udzielała wywiadu, jej pracownicy podpisywali umowy z kolejnymi parami z Afganistanu, Pakistanu, Indii czy Rosji.

Na każde zagraniczne wesele przyjeżdża średnio 300 gości, którzy zostają u nas około pięciu dni. A przecież impreza to nie wszystko. Państwo młodzi, a także ich goście muszą gdzieś spać, chodzić na zakupy i robić się na bóstwo. Zagraniczni nowożeńcy napędzają gospodarkę na różne sposoby, chociażby kupując bilety lotnicze, zwiedzając i jedząc w tureckich restauracjach.

Ale na Stambule i Antalyi się nie kończy. W tureckich mediach społecznościowych furorę zrobiła jakiś czas temu para z Indii, która wesele wyprawiła w Bodrum, twierdząc, iż znalazła tam idealne połączenie nowoczesnego Zachodu ze wschodnim, orientalnym klimatem. A iż dla mieszkańców Indii kluczowa jest gościnność, tej zaś Turkom odmówić nie sposób, Bodrum zostawiło w tyle Paryż, Rzym i Mediolan, nad którymi też zastanawiali się nowożeńcy.

Dimos / Shutterstock

Bodrum, Turcja

Inny organizator wesel wyliczał, ile osób znajduje zatrudnienie przy luksusowych imprezach dla cudzoziemców. Jedno takie przyjęcie obsługiwane jest przez niemal 30 firm z różnych branż i choćby 1,2 tys. pracowników.

Turecki potencjał ślubny dostrzegli nie tylko nowożeńcy, ale też profesjonalni organizatorzy eventów. Podczas ubiegłorocznego sympozjum poświęconego luksusowym imprezom, które odbyło się w Nowym Jorku, Turcja – głosami hotelarzy i organizatorów imprez z całego świata – została uznana za ulubiony kraj branży weselnej. Oprócz Antalyi, Stambułu i Bodrum przysłużyły się temu Kapadocja, Göcek, Marmaris, Çeşme i Fethiye, które również upodobali sobie nowożeńcy.

Givaga / Shutterstock

Kapadocja, Turcja

Miliard w weselu

Luksusowe wesele w Turcji może kosztować więcej niż apartament nad brzegiem Bosforu, a jednak z roku na rok chętnych przybywa. Prócz gościnności, królewskiej oprawy i kryształowych żyrandoli w najdroższych hotelach przyciąga nowożeńców też kurs liry, który sprawia, iż mogą mieć więcej za mniej. Turecki rząd także to dostrzega.

– Turcja jest domem weselnym całego świata – uważa Nuri Ersoy. Turecki minister kultury i turystyki podkreślił podczas jednego z branżowych kongresów, iż w Turcji rokrocznie odbywa się kilkaset wielkich zagranicznych wesel, a prognozy mówią o minimum 10-procentowym corocznym wzroście liczby takich imprez w najbliższych latach. Na tym nie koniec, bo oprócz luksusowych wesel są jeszcze podróże poślubne i inne wyjazdy o romantycznym charakterze.

Ale minister nie mówi sobie a muzom. W Tureckiej Agencji Promocji i Rozwoju Turystyki utworzono specjalny dział zajmujący się wyłącznie promowaniem wesel. Jego przedstawiciele jeżdżą na branżowe spotkania i konferencje, pokazując uroki kraju i nieograniczone możliwości zorganizowania imprezy, która – kilka razy już tak się zdarzyło – może się odbyć choćby w którymś z antycznych albo osmańskich zabytków. Na promującej kraj stronie Goturkiye można więc poczytać o najbardziej prestiżowych lokalizacjach i hotelach oraz o formalnościach, które należy załatwić, by się pobrać właśnie tu. A jeżeli ktoś nie chce formalności, nie musi brać ślubu w Turcji, może jedynie urządzić tu wesele.

Branża mierzy chyba jeszcze wyżej niż politycy. – Powinniśmy wyznaczyć sobie cel na poziomie 1 mld dol. – powiedział dziennikarzom Muhammet Murat Cüntay, prezes zarządu firmy doradczej z branży hotelowej. – Turcja powinna na stałe być w pierwszej dziesiątce ślubnych kierunków.

Tygodnik Przegląd
Idź do oryginalnego materiału