Pół etatu w związku

polregion.pl 3 tygodni temu

Świetnie. Zrobiłeś żonie dziecko i teraz pod spódnicę mamy? Nie, synku, tak to nie wyjdzie. Nie będę cię ukrywać.
O co chodzi z ukrywaniem? Nie na zawsze… Po prostu chcę odetchnąć, rozumiesz? Tam wrzeszczy, płacze, potem się tłumaczy, znów krzyczy… Mam nerwy na granicy wytrzymałości, choćby cudzy oddech mnie wkurza!
Odpoczniesz sobie na tamtym świecie syknęła Tamara, stanowczo robiąc krok naprzód. Ożeniłeś się znosisz. To nie kolonie, tylko rodzina. Myślałeś, iż całe życie będziecie biegać po klubach i oglądać filmy?

Marcin odwrócił wzrok i bezradnie wzruszył ramionami. Chciał coś powiedzieć, ale słowa utknęły mu w gardle. Syn postawił torbę na podłodze, jakby i tak zamierzał wtargnąć do mieszkania matki, choćby przez jej protesty.

Tamara natychmiast się przybliżyła.

Nie! Żadnych noclegów. Żadnych kolacji. jeżeli sam nie pójdziesz wezwę policję. Naprawdę. Patrzcie go, zmęczony…

Marcin zawsze tak się zachowywał. Patrzył bezradnie i po winowajczu, ale w jego oczach migotały iskry urazy.

…Syn od dziecka był mistrzem wymigiwania się. Gdy starszy brat harował na działce, Marcin narzekał na ból brzucha i leżał w łóżku z gorączką. Tamara biegała z nim po lekarzach, aż zrozumiała, iż jej młodszy to po prostu świetny aktor i cwaniak.

Pewnego razu, gdy znów zachorował przed klasówką, po prostu wyciągnęła go za kark z łóżka. Skomlał, jęczał i narzekał, ale musiał iść.

Jak tam umrę, to będziesz wiedziała… obrażony mruczał, pociągając nosem. Pani Kowalska cię zruga, iż wysłałaś chorego do szkoły. Ciebie, nie mnie.

Tamara się śmiała, choć już wtedy czuła, iż to nie jest zabawne. Marcin mógł pół dnia układać klocki i budować zamki, ale sprzątnięcie talerza było dla niego tragedią kosmicznych rozmiarów. Zadania domowe robił tylko po awanturze. Przy każdej trudności biegł do mamy z oczami nieszczęśliwego szczeniaka.

I choć Tamara próbowała to ukrócić, nawyk unikania odpowiedzialności pozostał.

Kasia, żona Marcina, miała trudny charakter. Na początku była cicha, czuła i delikatna. Gotowa była choćby kawę do łóżka podawać.

Mama, parę razy mi choćby kawę do łóżka przyniosła. Taką żonę właśnie chciałem zwierzał się Tamarze.

Tamary jednak takimi sztuczkami nie oszukał. Doskonale wiedziała, iż na początku każdy stara się pokazać z najlepszej strony. Do tego Kasia miała zaledwie dwadzieścia jeden lat. Zero doświadczenia, za to chęci przypodobania się wszystkim aż nadto.

Wystarczył jeden obiad, by Tamara poczuła, iż za maską grzecznej dziewczynki kryje się mały wulkan. Gdy Marcin poprosił o widelec zamiast łyżki, Kasia wstała, ale głośno i irytująco westchnęła. Gdy żartem nazwał ją kapryśnicą, uśmiechnęła się, ale brwi drgnęły jej niechętnie.

Gdy siostrzenica Tamary nieostrożnie skomentowała sałatkę, Kasia zerwała się od stołu, zaciskając usta.

Ojej, zapomniałam zadzwonić do mamy! rzuciła i zniknęła w kuchni.

Tamara była pewna, iż do nikogo nie dzwoniła. W kuchni panowała cisza.

Synku, uważaj z nią. Jesteś pewien, iż to twoje? szepnęła ostrożnie, gdy Kasia wyszła. Nie najgorsza dziewczyna, akurat taka, jakiej potrzebujesz, żeby cię poganiała, ale…

Ale nie rozumiesz, na co się piszesz pomyślała Tamara, choć głośno tego nie powiedziała.

Mamo, u nas wszystko gra. Jesteś dla niej za surowa. Bywa emocjonalna, ale to nie problem machnął ręką Marcin.

Nie problem… Dla Tamary to naprawdę nie był problem. Widziała w tym choćby plusy. Tak, Kasia ma charakter, ale za to jest przebojowa i samodzielna. Zawsze postawi na swoim. I nie da Marcinowi się rozlazić.

Tylko czy Marcin był na to gotowy? Jak pokazało życie nie, nie był.

Pół roku po ślubie Kasia i Marcin pojawili się u Tamary z tortem i szerokimi uśmiechami.

Mamo, niedługo zostaniesz babcią!

Tamara o mało się nie zakrztusiła. Ścisnęło ją w gardle, a dłonie momentalnie spociły. Poprawiła okulary i uważnie spojrzała na młodych. Promienieli, jakby wygrali w totka.

Co wy? wyrwało się Tamarze. Nie minął choćby rok, a już dzieci?

Marcin zdziwił się: nie spodziewał się takiej reakcji. Kasia spuściła wzrok i zmarszczyła brwi. Było jasne przekonywanie na nic się nie zda.

No bo co? Jesteśmy mężem i żoną, mamy rodzinę mruknął Marcin.

Tamara ciężko westchnęła. Ci dwaj to jeszcze dzieci! Gdzie im do trzeciego? Nie mają pojęcia, co to zasnąć ze zmęczenia pod prysznicem. Ale nie proponowała alternatyw. I tak zostanie winna. Skoro już się stało niech będzie.

I tak nic ode mnie nie zależy myślała. Ale się myliła. Los postanowił nagle przekazać ster w jej ręce.

Jak do tego doszło? Stopniowo. Zaczęło się od niewinnego nawyku. Marcin zaczął wpadać do matki na obiad. Mówił, iż tęskni, iż chce ją częściej widzieć, iż dorastając, zaczął doceniać Tamarę i jej troskę. Potem się wygadał.

Kasię od wszystkiego mdli. Od zapachu mięsa, ryby, choćby od jajecznicy. Żyje na sałatkach. A ja nie jestem potworem, też chcę coś porządnego zjeść przyznał.

I zaczął przychodzić też na kolacje.

Tamara nie protestowała. Myślała, iż pomaga i Kasi, i Marcinowi. Mniej stania przy kuchni dla synowej. A najedzony mężczyzna to szczęśliwy mężczyzna.

Ale Marcin posuwał się coraz dalej.

Rano wyjaśniła mi cały mózg zaczął narzekać. Złamała paznokieć, a ma jechać do koleżanki na urodziny. Pytała, czy to nie wstyd z takimi rękami. A skąd ja mam wiedzieć? Mnie to wisi, choćby bym nie zauważył.

Tamara słuchała, wzdychała i kiwała głową. Syn opowiadał, jak jest zmęczony w pracy. Że Kasia budzi go w nocy, żeby pogadać, a on nie dosypia. Że biegał po sklepach za dragonfruitem, bo nagle zachciało jej się

Idź do oryginalnego materiału