Pojechałam na wakacje sama, bo mój mąż w ostatniej chwili postanowił jechać do mamy na działkę

przytulnosc.pl 16 godzin temu

Od dawna planowaliśmy urlop. Przez cztery lata nie udało nam się nigdzie wyjechać – pandemia, problemy finansowe, remont – wszystko na raz. Więc trzeba było harować bez przerwy, brać ekwiwalent za urlop i odkładać plany na później.

Tym razem wszystko miało być inaczej. Zarezerwowaliśmy hotel, kupiliśmy bilety, ja już nie mogłam się doczekać – plaża, słońce, kąpiele w morzu. Ostatnie miesiące pracy były wyjątkowo ciężkie. Ledwo ciągnęłam na resztkach sił. Spakowałam walizkę dużo wcześniej, bo to psychicznie pomagało – byłam bliżej celu.

Mąż też był podekscytowany. Pracował równie dużo co ja, był zmęczony i marzył o odpoczynku. Ale wszystko zmienił jeden telefon od jego mamy. Od lat dzwoni z tą samą śpiewką – iż sama na działce, iż nie daje rady, iż potrzebuje pomocy. Dotychczas kończyło się na narzekaniach, bo i tak nigdzie nie jeździliśmy.

Mąż zawsze jej tłumaczył, iż przecież wszystko można kupić w sklepie i nie ma sensu poświęcać zdrowia na kopanie grządek. Ale te argumenty trafiały w próżnię – mama słyszała tylko siebie.

Na trzy dni przed naszym wylotem zadzwoniła znowu. Mąż powiedział jej, iż wybieramy się na wakacje i… wywołał burzę. Że jak to tak, ona się tam zaharowuje, a my będziemy się opalać? Że mamy obowiązek razem z nią walczyć o ziemniaki i ogórki!

– Po co wydawać pieniądze na jakieś kurorty? Obok działki jest rzeka i jezioro. Kąpać się można i tam – za darmo! – rzuciła.

Prychnęłam wtedy, pewna, iż mój mąż się nie ugnie pod takim szantażem. Ale myliłam się. Chodził wieczorem zamyślony, a potem oświadczył:

– Wiesz… może nie powinniśmy lecieć. Mama od lat prosi o pomoc, a my nigdy nie przyjechaliśmy. W sumie tam też można odpocząć. Połączymy przyjemne z pożytecznym.

Nie tak wyobrażałam sobie urlop, o którym marzyłam tyle lat. Grzebanie się w warzywniku teściowej to nie moje klimaty. Jezioro przy działce nijak się ma do ciepłego morza.

Pokłóciliśmy się. Mąż powiedział, iż mogę robić, co chcę, a on jedzie do mamy. Powiedział to takim tonem, jakby był pewien, iż i tak zrezygnuję z wakacji i pojadę z nim.

Ale nie. Ja chciałam odpocząć – i odpocznę. W dniu wylotu spakowałam dokumenty, walizkę i poleciałam. Sama.

Mąż zadzwonił z pytaniem, gdzie jestem. Odpowiedziałam krótko: „Na urlopie”. Od tamtej pory się nie odzywał. Najwyraźniej się obraził.

Tymczasem ja kąpię się, śpię do oporu, opalam się i regeneruję. Co on tam robi u mamy – nie interesuje mnie. Sam wybrał. Skoro zamienił morze na grządkę, niech teraz sam się z tym mierzy. Ja nie zamierzam się za to obwiniać.

Teściowa pewnie już mu wkręca, iż jestem egoistką – jestem tego pewna. Ale szczerze? Mam to gdzieś. Marzyłam o tych wakacjach od lat. Nie zamierzam rezygnować z marzeń przez działkową dramę.

Wrócę – zobaczymy, co powie. Ale teraz jestem tak zrelaksowana, iż naprawdę mi wszystko jedno. Wrócę wypoczęta i świeża. Ten urlop mi się po prostu należał.

Idź do oryginalnego materiału