Próbne spotkanie
„Co się nie zdarza w życiu” myśli sobie Weronika „ludzie razem żyją, żyją długo, a potem nagle się rozchodzą, dziwne. Znam wiele takich par, sama też taką byłam. Choć z moim tyranem nie wytrzymałam długo, ale to już przeszłość.”
Weronika niedawno przeszła na emeryturę, mieszka sama. Córka już zamężna, żyje z rodziną w Krakowie. Wyjechała z wioski po szkole, poszła do technikum, tam poznała męża. Teraz tylko przyjeżdża w odwiedziny, oboje pracują, czasu mało. Wnuczka chodzi do szkoły.
Kiedy jeszcze pracowała, koleżanki namawiały ją:
„Wera, no co ty ciągle sama. Tyle wolnych facetów wdowców i rozwodników, którym życie rodzinne nie wyszło. Znajdź sobie kogoś, ogłoszeń pełno w gazetach i internecie.”
„Boję się pierwsza dzwonić” wymawiała się. „Poza tym, jeżeli facet rozwiedziony, to coś z nim nie tak. Od dobrych mężów żony nie odchodzą, a porządni są zajęci.”
„Nikt cię nie zmusza od razu do ślubu, pogadacie, jak nie pasuje odłożysz słuchawkę. Co w tym trudnego?” najbardziej naciskała Krysia, która sama znalazła męża przez ogłoszenie i teraz rozdaje rady.
**Znajomość z ogłoszenia**
W końcu Weronika się przełamała. Pierwszy raz strasznie się bała wybrać numer, ale potem pomyślała:
„Przecież to tylko telefon, choćby się nie widzimy. Nie spodoba się nie zadzwonię więcej.”
Kilka razy dzwoniła, faceci różni, ale od razu wiedziała, czy warto rozmawiać dalej. Zaczęła inaczej patrzeć na mężczyzn.
„W końcu w rodzinie nie zawsze wina leży po stronie faceta. Kobiety też bywają trudne. A cudzy związek ciemna sprawa.”
Tak więc od czasu do czasu Weronika poznawała kogoś nowego, ale nikt jej nie zainteresował. Unikała rozwodników, nie ufała im. Ale los zetknął ją z jednym. Od pierwszego telefonu spodobał jej się Dominik. Rozmawiali długo.
Mieszkał w sąsiedniej wsi, miał dom i gospodarstwo. To on zaprosił ją pierwszy.
„Przyjedź do mnie, Weronika. Gadamy już tyle, gdybym ci nie pasował, dawno byś odpuściła. Odebrałbym cię z przystanku, zgoda?”
„Zgoda” zgodziła się.
Podobał jej się jego styl bycia, sposób mówienia o byłej żonie. Nie wyzywał jej. Wspomniał tylko, iż rozstali się po latach małżeństwa, gdy dzieci były już dorosłe.
Nie pytała o powody rozstania sama nie lubiła wracać do przeszłości. Ale zaniepokoiło ją, gdy spytała:
„Dominik, a z dziećmi się widujesz? Odwiedzają cię?”
„Nie. Stoją po stronie matki, choćby nie dzwonią” odparł.
„Bez względu na konflikt, dzieci powinny mieć kontakt z ojcem” pomyślała. „Jeśli go nie ma, to coś jest nie tak.”
Nie podzieliła się tą myślą z Dominikiem.
W końcu wybrała się w drogę. Wytłumaczył jej, gdzie wysiąść:
„Na skrzyżowaniu przy transformatorze. Ja tam będę.”
„Jasne, dam radę” odparła, choć trochę się bała.
**Spotkanie i gościna**
W autobusie była zdenerwowana, ale z czasem się uspokoiła. Na przystanku czekał wysoki, przystojny mężczyzna. Uśmiechnął się, gdy ją zobaczył.
„Weronika?”
„Tak, to ja” odparła, a jej uśmiech spodobał mu się.
„No to ja Dominik. Chodź, tam moja bryka” wskazał na czarny SUV. „Zawiozę cię, zobaczysz, jak żyję.”
Spodobało jej się, iż czekał z kwiatami, iż nie kazał jej stać samotnie na przystanku.
Dom był duży, dwupiętrowy, podwórko zadbane. W środku też czysto i schludnie.
„Dawno rozwiedziony, a taki porządek? Albo sam dba, albo…” zastanawiała się, chodząc po domu.
„Żona zostawiła wszystko jemu. Co ją do tego zmusiło?”
W kuchni Dominik wyjął z szafki filiżanki, nalał herbatę, pokroił ciasto.
„Poczęstuj się” powiedział. „Mogę i wina nalać, jeżeli chcesz.”
„Dziękuję, nie piję.”
„Ja też tylko od święta.”
Rozmawiali, chwaliła dom.
„Solidny, widzę, iż dbasz.”
**Test gospodarności**
„Dom wymaga ręki, inaczej się rozpadnie” mówił, rozglądając się po kuchni.
Po herbacie nagle oznajmił:
„No to, Weronika, teraz cię sprawdzę…”
„Jak to?”
„Zbierz ze stołu, umyj naczynia, potem podłogę. Pójdziemy potem do obory, zobaczę, czy umiesz doić.”
Zaniemówiła. choćby gdyby nie powiedział tego tak szorstko, sama by posprzątała. Ale kto tak mówi gościowi? Umyła filiżanki, wytrzeła stół. On stał i patrzył.
„Podłogi ci nie umyję. Po co stoisz i kontrolujesz? Mógłbyś po prostu powiedzieć: 'Zajmij się kuchnią, ja pójdę do krowy’. Wiem, jak sprzątać. Twoje zachowanie mi się nie podoba” powiedziała stanowczo.
Zrobił, jakby to był żart, ale wciąż namawiał ją do dojenia. W końcu się otworzył:
„Skoro jesteśmy szczerzy, to powiem: kobieta, która przyjdzie do mnie, musi mieć posag. Równo podzielimy się obowiązkami. Przywieziesz swoje krowy, kury, owce. Nie sprzedawaj krewnym, ja je odebiorę.”
Weronika wybuchnęła śmiechem:
„Aleś ty sprytny! Jeszcze nic nie obiecałam, a ty już za mnie decydujesz! Myślisz, iż skoro podobał mi się twój dom, to marzę, by się do ciebie wprowadzić? Dziękuję, nie pasujesz mi. Ani ty, ani twoje warunki. Chcesz, żeby ktoś na ciebie pracował? Ze mną to nie przejdzie. Nie potrzebuję ani ciebie, ani twojej krowy, ani domu. Uciekaj od takiego jak ty!” wzięła torbę i dodała:
„Nie odprowadzaj, znajdę drogę sama. Do widzenia.”
Na przystanku dogoniła ją miejscowa kobieta:
„Ten Dominik to ma różne baby, sprzątają mu, gotują, a on wiecznie niezadowolony. Żonę też zmęczył. Po rozwodzie nie dał jej choćby kwiatów, wyjechała z walizką. Sądowała go, nie wiem, czy coś ugrała. Od takich trzeba uciekać.”
Teraz Weronika zrozumiała: od dobrych mężów żony nie odchodzą.