Próbne spotkanie
„Co tylko się nie zdarza w życiu” myśli w samotności Brygida. „Ludzie razem żyją, żyją, a potem nagle się rozchodzą. To wręcz niewiarygodne. Znam wiele takich par, sama też przez to przeszłam. Prawda, nie mieszkałam z moim tyranem zbyt długo, ale i tak mam taką przeszłość.”
Brygida niedawno przeszła na emeryturę i jest samotna. Córka wyszła za mąż i mieszka z rodziną w mieście. Wyjechała z naszej wsi po liceum, poszła do szkoły policealnej, tam poznała męża. Teraz tylko przyjeżdża w odwiedziny też nie ma czasu, oboje pracują. Wnuczka chodzi do podstawówki.
Kiedy jeszcze pracowała, koleżanki ciągle namawiały ją:
„Brygida, no jak możesz tak sama, sama! Przecież pełno wolnych facetów. Są wdowcy, są rozwodnicy, którym nie wyszło z rodziną. Znajdź sobie kogoś, ogłoszeń mnóstwo w gazetach, w internecie.”
„Boję się pierwsza zaczynać tłumaczyła. Jak to, ja mam do niego dzwonić? A poza tym, jeżeli facet jest rozwiedziony, to coś w nim musi być nie tak. Dobrzy mężowie nie zostają porzuceni, a ci najlepsi i tak są zajęci. Nie ufam im.”
„Brygida, nikt cię nie zmusza od razu do ślubu. Pogadacie, jak nie pasuje więcej nie zadzwonisz. Co w tym złego?” najbardziej naciskała Kinga, która sama znalazła męża przez ogłoszenie i teraz żyje szczęśliwie, rozdając rady wszystkim.
**Znajomość przez ogłoszenie**
W końcu Brygida się zdecydowała. Pierwszy raz było dziwnie, strasznie wybrać numer z gazety, ale potem zrozumiała:
„Przecież nic wielkiego. Rozmawiamy przez telefon, nie widzimy się. Jak mi nie podejdzie nie oddzwonię.”
Kilka razy dzwoniła. Faceci różni, a już po pierwszej rozmowie wiedziała, czy warto kontynuować. Zaczęła choćby inaczej patrzeć na mężczyzn.
„W końcu w rodzinie nie zawsze mężczyzna jest winny. Kobiety też bywają trudne. Rozwód to ciemna sprawa, nie wiadomo, jak było naprawdę.”
Tak więc Brygida od czasu do czasu poznawała kogoś przez ogłoszenie, ale nikt jej specjalnie nie zainteresował. Unikała rozwodników, ale w końcu los rzucił ją na drogę jednego z nich. Rozmawiali długo przez telefon, a Wiktor od razu jej się spodobał.
Mieszkał w sąsiedniej wsi, miał swój dom i gospodarstwo. To on zaproponował spotkanie:
„Przyjedź do mnie, Brygida. Rozmawiamy już tak długo, dużo o sobie wiemy. Gdybym ci się nie podobał, pewnie byś odpuściła. Zgoda?”
„Dobrze, zgoda” obiecała.
Wiktor podobał jej się sposobem bycia, szacunkiem do kobiet. Nie obgadywał byłej żony. Mówił, iż rozwiedli się po latach małżeństwa, kiedy dzieci już były dorosłe i usamodzielnione.
Nie pytała o powody sama nie lubiła wracać do przeszłości. Ale zaniepokoił ją, gdy spytała:
„Wiktor, a z dziećmi się widujesz? Przyjeżdżają?”
„Nie. Są po stronie matki. Nie dzwonią, co dopiero przyjeżdżać.”
„Dzieci powinny mieć kontakt z rodzicem, niezależnie od tego, co między nimi zaszło” myślała Brygida. „Jeśli nie chcą go widywać, to coś jest nie tak.” Ale nie powiedziała tego na głos.
W końcu wybrała się w drogę. Wiktor wyjaśnił, gdzie wysiąść:
„Na skrzyżowaniu przy transformatorze. Ja tam na ciebie poczekam.”
„Jasne, mam nadzieję, iż nie zgubię się.”
**Spotkanie i poczęstunek**
Drżała w autobusie, ale stopniowo się uspokoiła. Gdy zobaczyła transformator, wysiadła. Obok stał wysoki, przystojny mężczyzna. Patrzył na nią z uśmiechem.
„Brygida?”
„Tak, to ja” odpowiedziała, a jej uśmiech spodobał mu się.
„A ja to Wiktor. Chodź, mój koń czeka” wskazał na czarny SUV. „Pojedziemy, zobaczysz, jak żyję.”
Spodobało jej się, iż przyszedł z kwiatami, iż nie kazał czekać.
Dom był duży, zadbany. W środku też porządek.
„Widocznie sam dba o czystość” pomyślała. „Minęło już tyle czasu od rozwodu, a tu tak przytulnie.”
Oprowadzał ją, opowiadał, a ona podziwiała, ale w sercu rosło zwątpienie.
„Żona zostawiła mu dom, do którego włożyła tyle pracy. Co ją do tego zmusiło?”
W kuchni Wiktor wyjął z szafki filiżanki, nalał herbatę, pokroił ciasto.
„Proszę, częstuj się. Może wina?”
„Dziękuję, nie piję.”
„Ja też tylko okazjonalnie.”
Rozmawiali, a ona chwaliła dom.
„Piękny i solidny. Widać, iż dbasz.”
**Sprawdzian gospodarności**
„Dom wymaga rąk gospodarza, inaczej się rozpadnie” mówił Wiktor, rozglądając się po kuchni.
Po herbacie nagle oznajmił:
„A teraz, Brygido, będę cię testować.”
„Jak to?”
„Zbierz ze stołu, umyj naczynia, potem podłogę. A później pójdziemy do obory zobaczę, czy umiesz doić krowę.”
Stanęła jak wryta. choćby gdyby nie powiedział tego tak szorstko, sama by posprzątała. Ale nikt tak nie mówi gościowi!
Umyła filiżanki, wyczyściła stół. Wiktor stał i patrzył.
„Podłogi nie umyję. Po co stoisz i kontrolujesz? Mógłbyś po prostu powiedzieć: «Zrób coś w domu, a ja pójdę do obory». Wiem, jak sprzątać. Nie podoba mi się to.”
Próbował żartować, ale nalegał, by wydoiła krowę. Odmówiła. Wtedy się otworzył:
„Skoro jesteśmy szczerzy, powiem ci warunki. Kobieta, która do mnie przyjdzie, musi mieć posag. Ty też przywieziesz krowę, kury, owce. Krewnym nie sprzedawaj, ja przyjadę i zabiorę.”
Brygida wybuchnęła śmiechem:
„Ty to masz jaja! Jeszcze nic nie obiecałam, a ty już za mnie decydujesz! Myślisz, iż skoro podoba mi się twój dom, to marzę, by tu zamieszkać? Dziękuję, ale mnie twoje warunki nie interesują. I ty też nie. Szukasz kogoś, kto będzie na ciebie pracował? Ze mną to nie przejdzie. Nie potrzebuję ani ciebie, ani twojej krowy, ani twojego domu. Broń Boże przed takim mężczyzną!”
Wzięła torbę i dodała:
„Nie odprowadzaj, znajdę drogę sama. Żegnaj.”
Idąc na przystanek, myślała o tymBrygida odetchnęła z ulgą, gdy autobus ruszył, i pomyślała, iż lepiej być samotną niż z kimś, kto widzi w kobiecie tylko służącą.















