Pierścień, który zmienił wszystko…
Mateusz przywiózł swoją narzeczoną Kingę w odwiedziny do matki, do wsi pod Lublinem. „Ależ dom!” – wykrzyknęła Kinga, widząc dwupiętrowy dom z drewnianymi okiennicami. „Zwykły” – uśmiechnął się skromnie Mateusz. „Mama go uwielbia”. Na spotkanie wyszła kobieta z ciepłym uśmiechem. „To moja mama, Anna Michałówna. Mamo, to Kinga” – przedstawił Mateusz. „Wchodźcie, upiekłam pierogi, zjecie po podróży” – zaprosiła Anna Michałówna. Przy stole Kinga wzięła aromatycznego pieroga z kapustą i ugryzła. Wtem jej zęby natrafiły na coś twardego. „Co to jest?!” – zawołała, wyciągając z ciasta błyszczący przedmiot, od którego zamarła jej dech w piersi.
„Co ty tu robisz?” – Kinga, wróciwszy z pracy, zastała w swoim mieszkaniu byłego męża, Jacka. Siedział w kuchni, spokojnie popijając herbatę, jakby nic się nie stało. „Herbaty się napijesz? Jeszcze gorąca” – zaproponował, nie patrząc na nią. „Pytałam: co ty tu robisz?” – powtórzyła, powstrzymując gniew. „Herbatę piję” – odparł spokojnie Jacek. „Po co przyszedłeś? I skąd masz klucz? Mówiłeś, iż zgubiłeś!” – Kinga zacisnęła pięści. „Znalazłem” – wzruszył ramionami. „Kinga, chcę wrócić. Można?”
„Poszedłeś i teraz chcesz wrócić? – rzuciła sarkastycznie. – Naprawdę?” – „Przepraszam” – cicho powiedział Jacek. „Zrozumiałem, iż z tobą jest lepiej. Proszę”. – „Nie trzeba” – odcięła Kinga. „Herbatę dopiłeś? Do widzenia”. – „Od razu tak? Nie mam gdzie iść. Mieszkanie przecież zostało ci w rozwodzie” – zaczął. „Masz rodziców” – przypomniała. „A za mieszkanie wszystko ci oddałam. Teraz jest moje”. Ich rozwód był trudny. Mieszkanie, kupione na kredyt, stało się kością niezgody. Jacek chciał wszystko zabrać, tłumacząc, iż jego nowa kobieta urodziła, a oni z Kingą nie mieli dzieci. Ale jej rodzice włożyli większość pieniędzy, i w sądzie Jacek zgodził się na odszkodowanie. Kinga wzięła kredyt, spłaciła go, i teraz mieszkanie należało tylko do niej.
„Po co ci takie duże mieszkanie na jedną osobę?” – zapytał Jacek, przebiegle mrużąc oczy. „Dlaczego na jedną?” – zdziwiła się Kinga. „Mama mówiła, iż żyjesz sama. Może zaczniemy od nowa?” – uśmiechnął się, ale w jego oczach nie było szczerości, tylko wyrachowanie. „Nigdy” – odparła stanowczo. „Dopij herbatę i wynoś się”. – „Czemu od razu tak ostro? Dobrze, do widzenia. Ale jeszcze się zobaczymy”. Kinga zrozumiała, iż zapomniała odebrać mu klucz. Albo zrobił kopię. „Trzeba zmienić zamek” – pomyślała, czując, jak serce ściska się na wspomnienie jego zdrady. Miłość dawno umarła, została tylko gorycz.
Następnego wieczoru zjawiła się była teściowa, Teresa Pawłówna, która wcześniej nie ingerowała w ich życie. „Kinga, dzień dobry. Wciąż taka piękna” – zaczęła. „A mój Jacek to głupek. Mówiłam mu: nie rzucaj takiej żony”. – „To przeszłość” – zimno odpowiedziała Kinga. „Czego pani chce?” – „Pogódźcie się? Wam przecież było dobrze”. – „Nie. Ja mam swoje życie, on swoje. Nic mu nie jestem” – „Dla starej pamięci, pozwól mu się zatrzymać. Może się wszystko ułoży”. – „Nie ułoży”.
„On potrzebuje pomocy” – ciągnęła teściowa. „Ma długi po uszy, a ta go… ograbiła i zostawiła. Dziecko okazało się nie jego. No i wrócił”. – „Śmieszne” – prychnęła Kinga. „Ja mam płacić za jego głupotę? Niech sam się martwi”. – „Nie ma gdzie mieszkać”. – „A pani?” – „Mam małą emeryturę, nie udźwignę”. – „Ja go nie utrzymam. I do mieszkania nie wpuszczę. Do widzenia”. – „Pomyśl, on jest dobry, wszystko zrozumiał”. – „Pomyślę” – burknęła Kinga, wiedząc, iż nie zamierza. Wszystko skończone.
Nazajutrz przyszedł majster zmieniać zamek. Gdy kręcił się przy drzwiach, Jacek znowu się pojawił. „A ty co za jeden?” – bezczelnie zapytał majstra. „A ty?” – odparł tamten. „Mateusz, chodź tu!” – zawołała Kinga z pokoju. Majster wszedł, a ona, ściszając głos, błagała: „Proszę, pomóż mi. To mój były. Powiedz, iż jesteś moim narzeczonym. Dopłacę”. – „Bez problemu, kochanie” – mrugnął Mateusz i wrócił do drzwi. „Jeszcze tu jesteś? Czego chcesz?” – „Przyszedłem do żony” – oznajmił Jacek. „A, były? Teraz to moja kobieta. niedługo ślub”. – „Nic mi nie mówiła”. – „Nie pytałeś. Spadaj, klucz możesz wyrzucić” – roześmiał się Mateusz. Jacek wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
„Dziękuję bardzo” – westchnęła Kinga. „Ile jestem winna?” – „Za gadanie z byłym? Kubek herbaty” – uśmiechnął się Mateusz. „A może pieniądze?” – „Herbata wystarczy. Nic mocniejszego nie piję. Mój ojciec też przychodził po rozwodzie, pieniądze od mamy wyłudzał, klucza nie oddawał. Dorabiałem, gazety roznosiłem, na zamek zarobiłem. Od niego pomocy nie było”. – „Dzięki, teraz na pewno nie wróci” – z ulgą powiedziała Kinga.
W sobotę zadzwonił dzwonek. „Boże, znowu on” – pomyślała Kinga, ale w drzwiach stał Mateusz. „Dzień dobry! Zapraszam na spacer. Mamy z mamą dom za miastem, można tam pospacerować. Albo po mieście. Nie masz nic przeciwko?” – „Na wieś!” – ożywiła się. „Wieki nie byłam za miastem”. – „Czekam w aucie przed klatką”. Kinga wyszła i zdziwiła się: zamiast starego auta czekał błyszczący SUV. „Fajny wóz!” – „A co, myślałaś, iż zardzewiałego malucha?” – mrugnął Mateusz.
Wieś była pół godziny jazdy. „Ależ dom, a nie chata!” – zachwyciła się Kinga, widząc willę. „Był babci, teraz mamy” – wyjaśnił Mateusz. „Nie ma tu grzą”Na stole czekały jeszcze ciepłe pierogi, a w powietrzu unosił się zapach jabłoni, które za oknem kołysały się na letnim wietrze.”