Perfekcyjna czystość a młoda mama: lekcja od teściowej

newsempire24.com 16 godzin temu

Zbyt czysto dla młodej mamy: lekcja od teściowej

Helena Wojciechowska weszła do domu synowej bez zapowiedzi. Kinga powitała ją z córeczką na rękach, próbując ukołysać malutką.
— Nie śpi? — zapytała teściowa.
— Nie — westchnęła Kinga.
— A ty sama kiedy ostatnio spałaś? — zmrużyła oczy Helena.
— Nie pamiętam… Tylko na rękach się uspokaja — cicho odparła Kinga.
— Daj mi wnuczkę, przejadę się z nią autem, zaśnie. Za parę godzin wrócimy. A ty się prześpisz, odpoczniesz!

Kinga wahała się, ale zmęczenie wzięło górę. Oddała dziecko, śledziła wzrokiem odjeżdżający samochód i… nie poszła spać. Zamiast tego zbierała porozrzucane rzeczy, myła naczynia, rozpoczynała pranie, szorowała łazienkę, zamiatała podłogę. choćby upiekła placek — przecież nie wypada witać teściowej i teścia z pustymi rękami, niedługo wrócą.

Helena nie była dla Kingi zła ani władcza. Po prostu stanowcza, z cichym, pewnym głosem. choćby „dziękuję” brzmiało u niej jak rozkaz.

Niska, szczupła, o ciemnych włosach i bladej cerze — ale jej spojrzenie sprawiało, iż automatycznie prostowało się plecy. Kinga zawsze starała się robić dobre wrażenie. choćby o ciąży pierwszej powiedziała teściowej, nie własnym rodzicom.

Kinga wyszła za mąż wcześnie, w wieku dwudziestu lat. Jej mąż to kolega z klasy, przyjaciel z dzieciństwa. Rodzice obojga kupili działkę, zbudowali dom, więc na ślub mieli już własne gniazdko. Klucze wręczyli uroczyście, życząc:
— Niech wam się darzy.

Rodzina była zgodna. Stosunki z teściami układały się dobrze, choć z lekkim napięciem — Kinga wciąż czuła się jak pod lupą.

Po narodzinach córeczki Zosi wszystko się zmieniło. Dziewczynka była marudna, źle sypiała, pokarmu zaczęło brakować — Kinga niemal nie jadła, biegając non stop po domu. Czuła się wyczerpana. Pomoc oferowały i jej matka, i teściowa, ale Kinga dumnie odmawiała — myślała, iż „musi sobie radzić sama”.

Wstydziła się zmęczenia, sprzątała dom przed każdą wizytą krewnych. choćby szafy porządkowała, gdyż wstyd byłoby, gdyby teściowa zobaczyła bałagan.

Aż pewnego dnia — niespodziewana wizyta. Kinga stała z dzieckiem na rękach, nie mając nic posprzątane. W zlewie — stos naczyń, na podłodze — plamy, ubrania — porozrzucane. Ona sama wyglądała na zmęczoną, bladą.
Helena to wszystko zobaczyła, nie skomentowała, tylko rzekła:
— Wstąpiliśmy ze sklepu, przynieśliśmy wam trochę jedzenia. Chleb, mleko, coś domowego…

I natychmiast zaproponowała:
— Oddaj Zosię nam. Przejdziemy się, ukołyszemy. A ty — śpij. Nic nie rób, jasne? Tylko śpij.

Kinga skinęła głową. Ale gdy drzwi się zamknęły, zamiast odpocząć, rzuciła się do sprzątania. „Nie można przyjąć gości w takim nieładzie!” — myślała.

Gdy Helena z teściem wrócili, dom lśnił. W łazience pachniało czystością, w kuchni — jabłecznikiem. Wszystko błyszczało.

Helena weszła z wnuczką na rękach, poczuła zapach ciasta, ujrzała perfekcyjny porządek i… zesztywniała.
— Nie zostaniemy na obiad — oświadczyła, przekazując dziecko synowej.
— Dlaczego? — zdziwiła się Kinga.

— Zabraliśmy Zosię, żebyś się wyspała, a nie myła podłogę i szorowała wannę. Musisz dbać o siebie. Jesteś matką, a jeżeli nie nauczysz się przyjmować pomocy, padniesz. Jesteśmy tu dla was. Nie jesteśmy wrogami.

Teściowa machnęła ręką i wyszła. A Kinga poczuła ukłucie w sercu. Zrobiło jej się jednocześnie przykro i wstyd. Bo Helena miała rację. Co do słowa. I Kinga zapamiętała to na długo.

Idź do oryginalnego materiału