Ostatnie pieniądze dla cudzego dziecka: jak kierowca szkolnego autobusu zmienił życie

twojacena.pl 1 dzień temu

Rano było strasznie zimno. Śnieg zasypywał oczy, przenikliwy wiatr smagał po twarzy, a drogi pokryły się śliską warstwą lodu. Krzysztof, kierowca szkolnego autobusu z małej miejscowości Podzamcze, otworzył drzwi, wpuszczając do środka gromadkę dzieci owiniętych w szaliki, czapki i puchowe kurtki.

— Szybciej, bo mi uszy odpadną! — zażartował, uśmiechając się.

— Panie Krzysztofie, ale pan jest śmieszny! — zaśmiała się pierwszoklasistka Zosia. — A dlaczego pan nie ma szalika? Mama zawsze kupuje szaliki!

— Gdyby moja mama jeszcze żyła, to pewnie by mi kupiła najcieplejszy i najładniejszy — odpowiedział z lekko smutnym uśmiechem. — A tak to tylko mogę ci zazdrościć, Zosiu.

— To powiem mamie, żeby i panu kupiła!

— Umówione. A teraz — zajmujcie miejsca, bo lód na drodze to nie żarty.

Krzysztof nie był zwykłym kierowcą. Był kimś, kto każdego ranka witał dzieci ciepłym słowem i żartem. Znał je wszystkie po imieniu, pamiętał, kto ma urodziny, a kto kartkówkę. Dzieci go uwielbiały. W domu jednak życie nie było już tak kolorowe.

— Krzysztof, zdajesz sobie sprawę, jak długo jeszcze będziemy spłacać ten kredyt przez twoją „miłość do dzieci”? — mówiła z rozpaczą w głosie jego żona Anna.

— Kochanie, kocham tę pracę… Ale coś wymyślę. Obiecuję. — Uparcie powtarzał, choć serce ściskało mu się z bezsilności.

Tamtego ranka, gdy autobus podjechał pod szkołę, Krzysztof przypomniał dzieciom, żeby uważały na oblodzone schody.

— Kasia, tylko nie urządzaj nam pokazu łyżwiarstwa na stopniach!

Gdy wszystkie dzieci już wybiegły, Krzysztof miał zamiar wpaść do pobliskiej kawiarenki, żeby ogrzać się gorącą kawą i rozmarznąć dłonie.

Ale nagle z tylnych siedzeń dobiegł go cichy szloch.

— Hej, mały, co się stało? — zawołał, podchodząc.

Na ostatnim siedzeniu, skulony w kulkę, siedział chłopiec. W jego oczach błyszczały łzy, a ręce były sine od zimna.

— Dlaczego nie idziesz do szkoły?

— Zimno mi… — wyszeptał chłopiec. — Rękawice mi się porwały, a mama i tata mówią, iż nie mamy pieniędzy na nowe…

Krzysztof zacisnął zęby. Zdjął swoje ciepłe rękawiczki i włożył je na zmarznięte, malutkie dłonie chłopca.

— No i jak, teraz lepiej? Słuchaj, mam jednego znajomego, który robi rękawice — takie ciepłe, iż choćby niedźwiedzia ogrzeją. Po lekcjach ci parę przyniosę.

— Naprawdę? — oczy chłopca rozbłysły. — Dziękuję!

Ale Krzysztof wiedział, iż żadnego „znajomego” nie ma. To był tylko wymysł. Na kawę i tak nie poszedł. Ostatnie złotówki wydał w osiedlowym sklepiku — kupił rękawice i najtańszy szalik. A wieczorem, gdy dzieci wracały do autobusu, wręczył je chłopcu.

— Masz, młody. Niech ci służą. Nie martw się o pieniądze. Dorośli się tym zajmą.

Chłopiec rzucił mu się na szyję. Krzysztof powstrzymał łzy, ale w środku wszystko się w nim ścisnęło.

Kilka dni później wezwano go do dyrektora.

— Za co? — pomyślał, nerwowo pukając do drzwi.

— Proszę wejść, panie Krzysztofie — uśmiechnął się dyrektor. — Dowiedzieliśmy się, iż pan pomógł chłopcu o imieniu Tomek. Jego ojciec jest byłym strażakiem, doznał kontuzji, teraz rodzina żyje z małej emerytury. Pana gest nie przeszedł niezauważony.

Krzysztof milczał, nie wiedząc, co powiedzieć.

— I jeszcze jedno. Dowiedzieliśmy się o tej skrzynce pod szkołą…

Okazało się, iż Krzysztof postawił przy wejściu plastikowy pojemnik z napisem: „Zmarzłeś? Weź. Zostań ciepły. Od kierowcy autobusu” i włożył tam kilka par rękawic oraz szalików, kupionych za swoją skromną pensję.

Ta skrzynka zmieniła wszystko.

Nauczyciele, rodzice, pracownicy szkoły zaczęli przynosić tam rzeczy. Jedni dodawali czapki, inni — ciepłe skarpety. Po tygodniu obok pojawiła się tabliczka: „Punkt Dobra”.

Krzysztofa zaproszono na szkolną akademię. Otrzymał podziękowania od dyrekcji, podwyżkę i propozycję prowadzenia szkolnego programu pomocy dzieciom z ubogich rodzin.

Ale dla niego ważniejsze było co innego.

Widział, jak dzieci teraz zamiast zwykłego „cześć” przytulają się do niego. Jak rodzice ściskają mu dłoń i szepczą „dziękuję”. Jak w skrzynce zawsze są rzeczy — nie dlatego, iż ktoś kazał, ale bo ludzie chcą pomagać.

— Widzisz, Aniu… — powiedział pewnego dnia żonie, pokazując przez okno skrzynkę. — W końcu znalazłem sposób, żeby to miało sens.

Anna tylko przytuliła go mocno.

Co możemy wynieść z tej historii? Czasem choćby jeden drobny, dobry uczynek uruchamia lawinę zdarzeń, która zmienia życie. Krzysztof oddał swoje ciepło — i dostał w zamian o wiele więcej. I nie chodziło o pieniądze. Chodziło o to, iż dobro zawsze wraca. Zawsze.

Idź do oryginalnego materiału