**Mój dziennik**
Mam czterdzieści jeden lat i do niedawna myślałem, iż prowadzę zwyczajne, przyzwoite życie: praca, dom, żona, dwoje dzieci. Z Ewą byliśmy małżeństwem ponad dziesięć lat. Na początku było jak z bajki: miłośc, namiętność, zrozumienie. A później, jak to często bywa, przyszła rutyna. Żyliśmy bezwiednie, każdy dzień powtarzał poprzedni. Był seks, rozmowy, ale w środku czułem pustkę.
Przestałem czuć się sobą. Przy Ewie nie byłem już mężczyzną – silnym, pożądanym. Zamieniłem się w cień, w mebel bez woli. To uczucie wpędzało mnie w depresję. W pewnym momencie potknąłem się. W pracy, w księgowości, była kobieta – Bogna. Długo się uśmiechała, żartowała, szukała mojego wzroku. Aż w końcu zaprosiłem ją na kolację. Tak się to zaczęło.
Paradoks? Gdy zacząłem romans z Bogną, moje relacje z żoną ożyły. Odżyła między nami namiętność, spędzaliśmy więcej czasu razem. Ale było za późno. Zakochałem się. Naprawdę. Bogna nie była tylko kochanką – stała się moją powierniczką, lustrem, oddechem. Z nią znów czułem się mężczyzną. Rozumieliśmy się bez słów. Ale życie na dwóch frontach było nie do zniesienia.
Całą tę sielankę zniszczył mój szesnastoletni syn, Kacper. Niegłupi chłopak, ale zepsuty. Wszystko mu się należało: markowe ciuchy, drogie gadżety. Pewnego wieczoru, gdy wróciłem od Bogny, podszedł do mnie z niewinną miną:
— Tato, nie byłeś w pracy, prawda? Byłeś z Bogną, co?
Próbowałem się wykręcić, ale wyciągnął telefon. Zdjęcia. Ja i Bogna w kawiarni, w taksówce. Komplet dowodów. Zamarłem. On spokojnie powiedział:
— Nie obchodzi mnie, z kim śpisz. Ale mamie o tym nie powiesz. A jeżeli nie chcesz, żebym ja jej powiedział – przesyłaj mi pieniądze. Na moje „potrzeby”.
Uległem. Płaciłem. Szantaż działał. Na początku kwoty były małe – po sto, dwieście złotych tygodniowo. Za milczenie. Ale potem stał się bezczelny. Gdy zażądał nowego iPhone’a, eksplodowałem. Powiedziałem, iż nie dam ani grosza więcej. Zagroził – wtedy mama wszystko się dowie. I wtedy zrozumiałem: dość. Sam wszystko wyjawię.
Podszedłem do Ewy i przyznałem się. Opowiedziałem o Bognie, o szantażu syna. Słuchała w milczeniu. Bez łez, bez histerii. Tylko skinęła głową. Rano spakowałem rzeczy i wyprowadziłem się do Bogny. Żona nie stawiała oporu. A Kacper został z ręką w nocniku: ja odszedłem, pieniądze się skończyły, matka wściekła, a on teraz musi sam radzić sobie z własną bezczelnością.
Nie uważam się za świętego. Zdradziłem. Ale w tej historii nie tylko ja zawiniłem. Moim błędem była ucieczka. A syn… Wybrał zdradę. I za to zapłacił. A ja? Przynajmniej teraz żyję prawdziwie, nie oszukuję siebie ani innych.