„On to on. A dzieci to dzieci.” Historia, którą rozumiesz dopiero, gdy jesteś dorosła

przytulnosc.pl 8 godzin temu

Kiedy Lidka była mała, zostawił je ojciec. Od niej – tata. Od mamy – mąż.

Mama po nocach płakała w kuchni tak, iż słychać było przez ściany. Lidka też płakała. Płakała cicho w łóżku w piżamce w słoniki. Żal jej było mamy. Tęskniła za tatą. Ale się tego wstydziła. Przecież tata był zdrajcą.

Miał teraz inną żonę. I inną „Lidkę”. Miała inne imię, ale nie to było ważne. Ważne było, iż to ją teraz całował na dobranoc.

Lidka czuła mieszankę uczuć, których nie rozumiała. Nienawidziła ojca za łzy mamy. Ale nie chciała jego powrotu. Chciała tylko, by mu się tam „nie ułożyło”. Żeby nowa żona i córka go wyrzuciły tak, jak kiedyś oni wyrzucili złodzieja ze swojej działki w Zielonce.

Marzyła, by został sam. Nieprzywiązany. „Nieprzywiązany” – tak mówiła mama.

Bo bardzo ważne jest mieć się do kogo przywiązać. Kogoś, komu się pokazuje rysunki, opowiada sny, czyta oceny z dzienniczka.

Nie chce się rysować, gdy nikt nie patrzy. Nie chce się być bohaterem, gdy nikt nie mówi „Jestem z ciebie dumny”.

One z mamą miały siebie. A on nie miał ich. I one nie miały już jego.

Lidka nie chciała wygrać. Ona chciała, żeby on przegrał.

Czasem przychodziła i próbowała przytulać płaczącą mamę, ale mama odsuwała ją i mówiła szeptem pełnym bólu:

— Idź spać, córeczko… Błagam.

Lidka zrozumiała. Mama cały dzień udaje silną. A nocą, kiedy „Lidka śpi”, pozwala sobie na łzy.

Pewnego dnia przyszła babcia. Matka mamy. Nie widywały się często. Lidka nie przepadała za babcią, bo choćby jak się bawiła, to wymyślała „pożyteczne” zabawy, typu: „kto szybciej wypieli grządki”.

Babcia była twarda. Powiedziała:

— Czego ty się tak użalasz? Masz dla kogo żyć. Masz kogo kochać. Weź się w garść. Żyj dla córki.

A mama odpowiedziała:

— Córka to córka. Ale on… to on.

Dla przypadkowego człowieka te słowa brzmią głupio. Ale dla Lidki… one były jak zimny prysznic. Jak nóż.

W tej jednej sekundzie cała miłość mamy do niej… zniknęła. Została unieważniona.

„Czyli jestem mniej ważna niż on? Czyli… nie ma dla niej sensu żyć, skoro jego nie ma?”

Między Lidką i mamą zapadła cisza. Chłód. Obcość.

Lidka zamknęła się w sobie. Leżała godzinami w łóżku, w tej piżamce w słoniki. Mama myślała, iż Lidka przeżywa odejście ojca. Nie rozumiała, iż dla Lidki bardziej bolesne było to, że… mama już jej nie widzi. Że jej nie czuje. Że została emocjonalnie osierocona.

Bo „córka to córka. A on to on”.

Z czasem wszystko się zmieniło. Lata minęły. Życie zmieliło wspomnienia. Mama i córka znów były blisko. Lidka skończyła studia medyczne w Gdańsku, wyszła za mąż, urodziła bliźniaczki.

W pracy była cenionym lekarzem. Mówiła pacjentom: „Proszę się rozebrać za parawanem” – i oni się rozbierali, ale i tak zostawali w majtkach. Zawsze coś zostaje.

Tak i u nich. Między nią a mamą była miłość, była wdzięczność, był śmiech. Ale tamta rozmowa… była zamknięta jak skrzynia na dnie jeziora.

I wtedy… historia się powtórzyła.

Mąż Lidki, Kuba, którego znała jeszcze z liceum w Tomaszowie Lubelskim, stanął kiedyś w kuchni przy oknie. Palił papierosa. Od lat nie palił. Przestał, gdy dowiedzieli się, iż będą mieli córki.

Obok stała walizka.

— Na działkę się wybierasz? – zapytała spokojnie.

— Nie. Odchodzę.

— Odchodzisz?

— Tak. Od ciebie.

I wszystko wróciło.

Serce pękło tak samo jak kiedyś kość na łyżwach. Najpierw trzask. Potem fala bólu.

— A dokąd?

— Nieważne dokąd. Ważne — od kogo.

— Od dzieci też?

— Będę pomagał.

— Ma już dzieci?

— Dwoje.

Lidka zgasiła niedopałek w zlewie. A potem… zapaliła kolejnego. Wtedy przyszła mama. Wzięła wnuczki pod swoją opiekę.

— On odszedł — powiedziała Lidka bez emocji.

— Słyszałam.

— Nie przeżyję tego, mamo.

— Przeżyjesz. Ja też przeżyłam.

— Ja to nie ty.

— I ja to nie ty. Ale nikt nie umiera od zdrady. Umiera się od braku sensu. A ty masz sens. Masz dzieci.

— Ale dzieci to dzieci. A on to on.

— Wiem. To różnica. Ale życie to życie. Zupy. Przedszkole. Rajstopy. Dentyści. Zebrania. Pranie. Rachunki. Wszystko to są koła ratunkowe. Będą cię trzymać na powierzchni.

— A on?

— Jego już nie ma.

Lidka spojrzała na mamę. Zobaczyła w niej nie tylko babcię swoich dzieci. Zobaczyła kobietę. Zmęczoną. Ranną. Lojalną.

I wtedy… wybaczyła jej wszystko.

Tamten wieczór. Tamte słowa. Tamtą piżamkę w słoniki.

Zrozumiała. Nie jako dziecko. Ale jako kobieta.

Bo dopiero teraz naprawdę słyszała te słowa:

„On to on. A dzieci to dzieci.”
Ale życie… życie to Ty.
Ty jesteś Ty.

Idź do oryginalnego materiału