Zabrałam klucze do swojego mieszkania. Nie dostaniesz już ode mnie ani grosza, mamo…
Ewa poznała Krzysztofa na ulicy. Spieszyła się do klubu sportowego, ale światła wciąż nie chciały się zmienić. Rozejrzała się nerwowo. Między samochodami powstała luka, więc postanowiła przebiec. Właśnie wtedy zza zakrętu wyłonił się rozpędzony samochód.
Żółte światło. Kierowca dodał gazu. Wydawało się, iż auto i kobieta bezpowrotnie się zderzą. Na szczęście kierowca zdążył zahamować i skręcić. Nikomu nic się nie stało. Czerwone światło zatrzymało ruch.
Ewa stanęła jak wryta, ściskając powieki i czekając na uderzenie. Zamiast niego usłyszała wściekły krzyk mężczyzny, który wyskoczył z auta.
— Szukasz śmierci?! Masz gdzieś siebie, to pomyśl o innych! Co to za pomysł, rzucać się pod koła? Nie mogłaś chwilę poczekać?!
Ewa otworzyła oczy. Przed nią stał czterdziestolatek z twarzą wykrzywioną gniewem.
— Boże, przepraszam. — Złożyła ręce jak do modlitwy. — Mój syn ma zawody… Byłby zły, gdybym nie zdążyła. Tak się starał… A ja już i tak spóźniona. Szef nie puścił wcześniej. Muszę być na jego występie. Każda minuta się liczy. — Zaczęła jąkać się nerwowo, aż nagle urwała.
Mężczyzna słuchał uważnie. Gdy przestał krzyczeć, stał się całkiem przystojny. Ewa się zawstydziła.
Światła znów się zmieniły. Kierowca chwycił ją i odciągnął na chodnik.
— Do klubu sportowego? — spytał już spokojniej.
— Tak… Skąd pan wie? — Ewa powoli dochodziła do siebie.
— Sami mówiliście, iż na zawody. Wsiadajcie, podwiozę.
— Nie trzeba…
— Wsiadajcie! — warknął.
Ewa wsunęła się do auta. W trzy minuty byli pod klubem. Mężczyzna też wysiadł.
— Dam radę sama, dziękuję… — zaczęła.
— Nie o was tu chodzi.
— Tato! — Do mężczyzny podbiegła nastolatka z plecakiem.
Przytulili się i odjechali. Ewa stała jak urzeczona. W końcu otrząsnęła się i pobiegła do środka.
Tak poznała Krzysztofa. Czasem z wypadku i przypadku rodzi się miłość.
Ewa zdążyła na występ syna. Wbiegła na salę, gdy ogłaszano jego numer. Zajął trzecie miejsce.
— No to do kawiarni? Świętujemy twój sukces? — spytała, gdy Tomek wyszedł z szatni.
— Przecież nie wygrałem. Tylko trzecie.
— „Tylko”? — przedrzeźniła go. — Ilu chłopaków startowało? A podium tylko dla trzech. Jestem z ciebie dumna. Następnym razem będziesz pierwszy. — Przytuliła go. — Denerwowałeś się?
— Trochę. Jedźmy do domu. Jestem zmęczony. Myślałem, iż nie przyjdziesz.
Trzy dni później Ewa znów spotkała tamtego mężczyznę.
— Znów po córkę?
— Jestem Krzysztof. Nie, jej zajęcia skończyły się dwie godziny temu. Czekałem na was. — Zawahał się. — Chciałem spytać, jak syn? Wygrał? Zdążyliście?
— Tak, dzięki wam. Zajął trzecie miejsce.
— Świetnie! Więc nie na darmo ryzykowaliście życie. — Rozśmiali się.
— To wasz syn? — spytał Krzysztof, gdy podszedł do nich Tomek.
— Tak, Tomek. A to Krzysztof…
— Bez „pan”. Po prostu Krzysztof. — Wyciągnął rękę.
Chłopak uścisnął ją mocno. Pod ich blokiem Krzysztof zaproponował wspólny wyjazd na zawody w weekend.
— Naprawdę? Mamo, chodźmy! — ucieszył się Tomek.
— Umówieni? — Krzysztof spojrzał na Ewę pełnym nadziei wzrokiem.
— Nie jestem wielką fanką zapasów.
— Moja wizytówka. Zapiszcie numer, żebyście wiedzieli, iż to ja dzwonię.
— Ja nie mam… — Ewa wyjęła telefon, wybrała numer.
— Dzięki, zapisałem — odrzucił połączenie.
— Kto to? — spytał Tomek w windzie.
— Pamiętasz, jak się spóźniłam na twoje zawody? On mnie podwiózł… Wcześniej prawie mnie przejechał.
— Nie mówiłaś.
— Ale zdążyłam zobaczyć, jak wygrywasz.
Zaczęli się spotykać. Ewa coraz częściej zostawała po pracy, a w dni treningów razem z Krzysztofem odbierali Tomka.
— Mamo, on się w tobie zakochał? — spytał kiedyś chłopak.
— A co, nie można? Jestem starą brzydulą?
— Nie. Jesteś bardzo ładna.
— Dobrze, iż to widzisz. Mam trzydzieści dwa. Dla ciebie jestem mamą, dla innych — kobietą. Masz coś przeciwko?
— Nie. On ci się też podoba?
— No… Tak. — Ewa się zaróżowiła.
— A jego córka będzie moją siostrą?
— Za wcześnie, by o tym mówić. A chciałbyś mieć siostrę?
— Nie wiem.
Nie pamiętał ojca. Odszedł, gdy Tomek miał dwa i pół roku. Zawsze zazdrościł kolegom, gdy chwalili się prezentami od tatusiów.
Gdy Krzysztof dał mu nowy telefon na urodziny, chłopak przestał się boczyć.
Po trzech miesiącach Krzysztof oświadczył się i zaproponował wspólne mieszkanie.
— Dość ukrywania się. Jesteśmy dorośli.
— A nie za szybko? Tomek rozumie, ale mieszkać razem… A twoja żona?
— Sami już o tym mówiliście. Wybaczyłabyś mężowi? Ja nie mogę. Zakochała się w biznesmenie, zabrała córkę. Gdy ją rzucił, próbuje wrócić. Nie chcemy tego wałkować. Kocham cię.
Ewa się zgodziła. Tomka przenieśli do nowej szkoły.
— A przyjaciele?
— Zobaczycie się w weekendy.
Krzysztof płacił alimenty, łożył na leki matki, ale i tak odkładali na wakacje.
Przed świętami Ewa dostała premię. W domu otworzyła szkatułkę — pusta.
— Kto mógł wziWtedy drzwi się otworzyły i stanęła w nich Krzysztofowa matka, trzymając w ręku kopertę z brakującymi pieniędzmi, a w jej oczach malowało się mieszanina wstydu i ulgi.