Zawsze byłam samodzielna. Gdy przeszłam na emeryturę, zaczęłam przyjmować prywatne zlecenia na szycie damskich ubrań. Szyłam całe życie, więc to dla mnie naturalne. Lubię to robić – daje mi to satysfakcję i poczucie, iż jestem jeszcze komuś potrzebna. Gdy widzę euforia klientki podczas przymiarki, czuję, iż to, co robię, ma sens.
Mam dwóch wnuków. Chłopcy są jeszcze w wieku, który wymaga opieki. Synowa codziennie odwozi ich i odbiera ze szkoły, jeździ z nimi na zajęcia dodatkowe, treningi. To wszystko pochłania większość jej dnia. Zaczęła więc dawać mi do zrozumienia, iż mogłabym „pomóc” – czyli przejąć część jej obowiązków. Przecież jestem na emeryturze i mam „mnóstwo czasu”.
Tylko iż to nieprawda. W tygodniu mam grafik rozpisany co do godziny. Muszę przygotować wykroje, zszyć podstawy, przeprowadzić przymiarki. Klientek mam sporo – to nie jest hobby, to normalna praca. Po pracy muszę jeszcze ugotować i ogarnąć dom – nikt przecież tego za mnie nie zrobi. Wolna jestem tylko w sobotę i niedzielę. Wtedy zresztą chętnie pomagam z wnukami.
Ale synowa tego nie rozumie. Dla niej „emerytura” oznacza „całkowicie wolna do dyspozycji”. Nie widzi, ile pracy wymaga szycie – a jeżeli przestanę pracować, nie będę miała dodatkowych dochodów. Z mojej emerytury po opłaceniu rachunków kilka zostaje. O żadnych przyjemnościach nie ma mowy.
Synowa zaczęła więc namawiać syna, żeby on zaczął mnie przekonywać. Bo przecież jestem babcią – a to zobowiązuje. No i zaczęły się kłótnie. Syn też mi nie wierzy, iż tyle czasu spędzam przy maszynie. Ale kiedy trzeba, to pieniądze ode mnie przyjmują bez szemrania – nie pytają skąd je mam. Tylko zrozumieć mnie – nie chcą.
Uważam, iż dzieci rodzi się dla siebie, nie dla dziadków. Tym bardziej, iż synowa nie pracuje zawodowo. Dlaczego więc ja mam poświęcać siebie, żeby jej było wygodniej? Całe życie byłam samodzielna i teraz też chcę być niezależna. Rozumiem, iż młodym rodzinom jest dziś ciężko – ale to nie znaczy, iż mam stać się darmową opiekunką.
Niedawno całkiem przestałam dawać im pieniądze. Zauważyli to od razu. Gdy zapytali dlaczego, odpowiedziałam, iż jeżeli zrezygnuję z pracy, to sama będę zmuszona ich o pieniądze prosić. Mam nadzieję, iż zrozumieli aluzję – i iż zanim znów zażądają ode mnie pełnej dyspozycyjności, dobrze się nad tym zastanowią.
Kocham moją rodzinę, naprawdę. Ale też chcę żyć godnie – zwłaszcza w tych trudnych czasach. I dlatego przez cały czas pracuję.