Od megakryzysu do hiperawangardy #5: Pożądanie fanatyzmu (Daniel Rycharski)

magazynszum.pl 2 dni temu

Daniel Rycharski jest fanatykiem w przebraniu pastoralnym. Czy to źle? Jak sugerował Leo Bersani, gejowski „mit pastoralny” ożywia figurę dobrego pasterza. Pasterz reklamuje świat, w którym queer sprzymierza się z miłością, troską i „harmonijną wspólnotą”[ref]Bersani, Is There a Gay Art?, w: tenże, Is the Rectum a Grave?, Londyn 2010, s. 34. [/ref]. Ponieważ to wizja fałszywa, więc pastoralizm okazuje się poznawczo i politycznie zły. A fanatyzm? Alberto Toscano podpowiada, iż kiedy w grę wchodzi „żądza wyzwolenia”, warto pożądać fanatyzacji[ref]Toscano, Fanaticism. On the Uses of an Idea, Londyn, Nowy Jork 2017, s. XXIV[/ref]. Czasem po prostu nie możemy się bez niej obejść, bo jej rzekome szaleństwo bywa rewolucyjną racjonalnością „polityki emancypacyjnej”[ref]Tamże, s. XXVI. [/ref]. Ona jednak staje się irracjonalna, gdy zaczyna projektować wspólnotę integrowaną przez ideologię braterstwa lub siostrzeństwa, konsolidowaną przez złą politykę tożsamości, zły personalizm i humanizm. Nie spełnia wówczas obietnic emancypacyjnych, okazuje się tylko kolejnym projektem duszpasterskim, jedną z wielu wtórnych „religii”[ref] Tamże, s. XXIV.[/ref].

W przypadku Rycharskiego racjonalna fanatyczność manifestuje się jako bezkompromisowa solidarność z ofiarami prześladowań. Artysta to gej katolik występujący w roli odmieńca, który radykalizuje swą religijność w duchu queerowej herezji.

Jaki queeradykalizm byłby zatem pożądany? Spróbuję odpowiedzieć, analizując film Wszystkie nasze strachy (2021) Łukasza Gutta i Łukasza Rondudy. Zderzę też prace Rycharskiego z ważnymi intertekstami. Kluczowym punktem odniesienia będzie słynny esej Bersaniego Czy odbyt to grób? (1987). Bersani kojarzył homoseksualne duszpasterstwo z idealizującym personalizmem i redemptoryzmem[ref]Bersani, Is the Rectum a Grave?, w: tenże, Is the Rectum a Grave?…, ss. 22, 29.[/ref]. Dlatego negacja pastoralizmu powinna inwestować w materializm oraz urzeczowienie. Zamiast odkupicielskich fantazji o „godności osoby”, uznanej przez konserwatystów za „człowieka”, a nie „ideologię” – potrzebujemy ideologii oraz estetyk rewolucyjnych. Materializmowi przyda się materiałoznawstwo, czyli filozofia materiałów wybuchowych. W tym kontekście przeskanuję rozważania Marksa o eksplozjach antagonizmów „w łonie starego społeczeństwa”. Zapoznam was także z wiertarką, która w dyskursie Kevina Floyda symbolizuje marksizm queerowy. Cel strategiczny to destrukcja pastoralnego kultu podmiotowości. I uwolnienie pożądania twórczej reifikacji.

„Wszystkie nasze strachy”, reż. Łukasz Ronduda i Łukasz Gut, © Fot Jarosław Sosiński/Serce
„Wszystkie nasze strachy”, reż. Łukasz Ronduda i Łukasz Gut, © Fot Jarosław Sosiński/Serce
„Wszystkie nasze strachy”, reż. Łukasz Ronduda i Łukasz Gut, © Fot Jarosław Sosiński/Serce
„Wszystkie nasze strachy”, reż. Łukasz Ronduda i Łukasz Gut, © Fot Jarosław Sosiński/Serce
plaka filmu „Wszystkie nasze strachy”, reż. Łukasz Ronduda i Łukasz Gut, © Fot Jarosław Sosiński/Serce
„Wszystkie nasze strachy”, reż. Łukasz Ronduda i Łukasz Gut, © Fot Jarosław Sosiński/Serce

*

W przypadku Rycharskiego racjonalna fanatyczność manifestuje się jako bezkompromisowa solidarność z ofiarami prześladowań. Artysta to gej katolik występujący w roli odmieńca, który radykalizuje swą religijność w duchu queerowej herezji. Herezja żąda od innych katolików empatii, skruchy oraz zadośćuczynienia za okrucieństwo wobec osób LGBTQ. Żądanie ma z pozoru mocny wydźwięk emancypacyjny, ale w istocie jego emancypacyjność okazuje się słaba. Wyzwolenie ostatecznie nie następuje, gdyż Rycharskiemu choćby nie śni się wyjście z imaginarium katolickiego. Tymczasem tu i teraz szeroko rozumiany „katolicyzm” oznacza najczęściej powszechne podporządkowanie konserwatyzmowi. Konserwatyzm z kolei jest formacją prześladowczą, a przynajmniej z uporem blokującą aspiracje emancypacyjne. Wiązanie się z nią, choćby pośrednie, w imię solidarności z prześladowanymi – trudno uznać za racjonalne. Taka więź to artystyczna i polityczna mogiła.

1
Rozmowy 12.11.2021

Ukryta droga wyjścia z polskiego piekła. Rozmowa z Jackiem Poniedziałkiem

Jakub Banasiak

Reprezentatywne znaczenie zyskuje wobec tego asamblaż Łóżko (Bez sprawiedliwości nie ma solidarności) (2016). W ideologicznym centrum pracy stoi nagrobkowy krzyż, sugerujący „sprawiedliwe” upamiętnienie „queerowych historii”[ref]https://artmuseum.pl/pl/kolekcja/praca/rycharski-daniel-lozko-bez-sprawiedliwosci-nie-ma-solidarnos[/ref]. Wcześniej wykluczył je i pogrzebał katolicki sadyzm, ale teraz przeniesienie nagrobka do łóżka niesie dobrą nowinę. Pojawia się nadzieja na powrót tego co upamiętnione do wspólnotowego domu. Na przygarnięcie ekskomunikowanych, przytulenie ich przez katolicyzm „sprawiedliwy”. Ale całą pracę można interpretować inaczej. Fotografia, widniejąca na stronie internetowej Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, ukazuje Łóżko stojące w dzikich chaszczach, być może na moczarach. Było to miejsce, w którym kiedyś stała kapliczka. Ale moczary konstytuują też grząski grunt, na który wkroczył Rycharski ze swoją fantazją o pastoralnym pojednaniu. Chaszcze i piernaty są poszyciem maskującym, nie mogą jednak zamaskować faktu, iż ideologię pojednania ciągnie w dół cmentarna martwica.

*

W Łóżku dochodzi zatem do bezwiednej autodemaskacji. Kato-queerowy konstrukt okazuje się naszpikowany sprzecznościami, podatny na niekontrolowaną dezintegrację. Jednocześnie inspiruje do przemyślenia problemu dezintegracji pożądanej – rewolucyjnej.

Na pierwszym planie: Daniel Rycharski, „Bez sprawiedliwości nie ma solidarności”, 2016, rzeźba; w głębi od lewej: KwieKulik, „Manifestacje”, 1979–1982, film Super 8 mm przetransponowany na plik cyfrowy; Zygmunt Piotrowski (Ukiyo), „notatka [1976]”, 1976/2016, wydruk cyfrowy; Paweł Althamer, „Raj”, 2009, rzeźba-ogród, fot. Jan Smaga, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie; fot. Diana Kołczewska

Wybitnie inspirujący jest w tym kontekście tekst Bersaniego. Czy odbyt to grób? stanowi bezczelną odpowiedź na homofobię, jaka wybuchła w reaganowskiej Ameryce i thatcherowskiej Anglii wraz z epidemią AIDS. Rządy neokonserwatystów inscenizowały nagonki na gejów, zajadle demonizując seks analny. Reakcją na tę operację był neokonserwatyzm gejowski – zauważa Bersani. Homoseksualiści zaczynają idealizować własną seksualność, a idealizm staje się ideologią „sanitacyjną”[ref] Tamże, s. 29. [/ref]. Prześladujące nas społeczeństwo uznało „odbyt” za topos skażony (podobnie traktowano „waginę” w czasach wiktoriańskiej obsesji na punkcie syfilisu), dlatego musimy się zrehabilitować. Trzeba stworzyć zdekontaminowany, akceptowalny społecznie wizerunek wspólnoty. Sanitacja będzie możliwa dzięki sentymentalnej sublimacji. Skoro tabloidy malują łaźnie gejowskie jako gniazda rozpusty, potrzebujemy poetyki, która przeanieli je w oczach opinii publicznej. Stąd wizerunkowe przekształcanie łaźni w oazy braterstwa i „demokracji”[ref] Tamże, s. 12. Zdaniem Bersaniego należy „brutalnie” zdekonstruować tę manipulację jako jedno ze „strategicznych kłamstw” pastoralizmu. „Każdy, kto spędził choćby jedną noc w łaźni gejowskiej, wie, iż jest to (lub było) jedno z najbardziej bezwzględnie zhierarchizowanych i rywalizacyjnych środowisk, jakie można sobie wyobrazić” (tamże). [/ref]. Rezultat jest taki, iż wyobraźnia nieheteronormatywna podporządkowuje się „urzędowym ideologiom heteroseksualnym”[ref]Bersani, Is There a Gay Art?…, s. 32. [/ref]. Dokładnie tak jak w pewnym okresie literatura protogejowska podporządkowała się ogólnym wymogom „purytańskiego piśmiennictwa teologicznego”[ref] Tamże. [/ref].

1
Krytyka 04.03.2022

Z krzyża zdjęty. „Wszystkie nasze strachy” w reżyserii Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta

Marcin Stachowicz

Na tym tle warto przyjrzeć się Rycharskiemu. Artystę inspiruje życie i dzieło pastora Dietricha Bonhoeffera. W Niemczech hitlerowskich Bonhoeffer próbował organizować solidarność protestantów z prześladowanymi Żydami. Dzisiaj podobnie działa Rycharski. W proteście przeciw homofobii katolickiej usiłuje budować pastoralną oazę dla prześladowanych osób LGBTQ. Ale motywacje „protestanckie” są tu mylące, ponieważ protest jest jedynie cząstkowy, a kara zań nie pogłębia jego powierzchownego radykalizmu. Rycharskiego spotykają szykany: niedopuszczenie do komunii, ostracyzm społeczny i rodzinny. Nie zmienia to faktu, iż po wykluczeniu z życia parafii heretyk wciąż tkwi mentalnie w domu Pana. Gdy jeszcze żywi nadzieję na kompromis z klerem i laikatem, deklaruje działanie „w interesie religii i wspólnoty Kościoła”[ref]Majmurek, Rycharski: Krzyż jest dla mnie symbolem wyzwolenia z więzów religii, https://krytykapolityczna.pl/kultura/sztuki-wizualne/jakub-majmurek-daniel-rycharski-strachy-wywiad/.[/ref]. choćby jednak po odtrąceniu przez wspólnotę nie odcina pępowiny wiążącej go z Chrystusem. przez cały czas celebruje ikonografię chrześcijańską i religijne wyobrażenia społeczne. Deklaracja: „Krzyż jest dla mnie symbolem wyzwolenia z więzów religii” – będzie więc bałamutna. Rzekoma „niereligijność” Rycharskiego ma naturę stricte religijną, ponieważ na poziomie fundamentalnym „religia” (łac. religiare) oznacza wiarę w nierozerwalność kultywowanej więzi (emocjonalnej, duchowej, kulturowej). Wyemancypowany chrześcijanin kulturowy nie przestaje być więźniem chrześcijaństwa.

*

Taki właśnie portret artysty kreują Wszystkie nasze strachy. Bohater działa w oazie Tęcza Chrystusa. Osoby w nią zaangażowane mogą nie wierzyć w realne istnienie Boga, muszą natomiast imitować chrześcijańskie wzorce: afektywne, estetyczne i organizacyjne. Zakonna ideologia imitatio Christi przekształca się w postsekularny mimetyzm kulturowy. Reżim mimetyzmu zaś więzi ludzi także po śmierci. Lesbijka Jagoda, prześladowana przyjaciółka Daniela, popełnia samobójstwo. Ale choćby wówczas wszechwładza imitacji nie pozwala jej odejść – Daniel z uporem maniaka wmawia wszystkim dookoła, iż życie i śmierć przyjaciółki to kopia życia Chrystusa. „Jagoda dokładnie cierpiała tak jak Chrystus” – oznajmia. „Chrystus ma twarz Jagody!” – to dictum pozornie heretyckie, ale w istocie ortodoksyjne. Realna gehenna cząstki (pojedynczej osoby) zlewa się z rzekomo umęczoną Całością (Bogiem cierpiącym za wszystkich) i służy do konsekrowania wyidealizowanego hiperobrazu Całości.

Rzekoma „niereligijność” Rycharskiego ma naturę stricte religijną, ponieważ na poziomie fundamentalnym „religia” (łac. religiare) oznacza wiarę w nierozerwalność kultywowanej więzi (emocjonalnej, duchowej, kulturowej). Wyemancypowany chrześcijanin kulturowy nie przestaje być więźniem chrześcijaństwa.

Aktem idealizacji będzie struganie Krzyża (2017) poświęconego Jagodzie. „Ten krzyż nas wszystkich uratuje” – prawi Rycharski. W filmie przemożność tego redemptoryzmu okazuje się powszechna, symbol pozornie heretycki bałamuci choćby niewierzących. Również oni czują przymus wewnętrzny, by życie społeczno-polityczne obrazować pod dyktando wyobrażeń chrześcijańskich. W świecie, w którym skrajnie prawicowy rząd prześladuje ludzi LGBTQ pospołu z Kościołem, nagle wszystkich olśniewa „krzyż”. I nie dotyczy to tylko postaci ze świata filmowego. Olśnienie jest tak ekspansywne, iż integruje też realnych ludzi, pracujących na metapoziomie, w obszarze postprodukcji znaczeń przypisywanych filmowi. W jednym z wywiadów Ronduda deklaruje: „Idąc za Rycharskim, poważnie traktujemy język wiary chrześcijańskiej, umożliwiający artyście komunikację na trudne społecznie tematy […] wśród szerokich rzesz społecznych”[ref]Majmurek, Mówimy o emancypacji LGBT+ językiem chrześcijaństwa, https://krytykapolityczna.pl/kultura/film/jakub-majmurek-lukasz-ronduda-wszystkie-nasze-strachy/.[/ref].

Filmowy porte-parole Rondudy, kurator Karol, jest ateistą, który przeżywa postsekularną fascynację krzyżem. Dla kuratora to znak zmartwychwstania idei dialogu społecznego. Idealizacja komunikacyjnych adekwatności „języka wiary” skutkuje identyfikacją Karola z symboliką chrześcijańską. „Ten krzyż jest też o mnie. Ja się z nim utożsamiam” – wyznaje Danielowi. „Takiego krzyża dzisiaj potrzebujemy. Tutaj i wszędzie!”.

Ponieważ chodzi o upamiętnienie Jagody, zaszczutej przez wiejskich homofobów, powstaje wrażenie, iż ikonografia religijna ma potencjał wywrotowy. Ale to iluzja. Na konferencji prasowej prawicowa dziennikarka insynuuje, iż Rycharskiemu wyskakuje zza pleców konfrontacyjna „ideologia LGBT”. Nic z tych rzeczy, przynajmniej według kuratora. „Artysta zawsze działał w dialogu ze swoją lokalną społecznością” – zapewnia Karol. „Jego sztuka jest partycypacyjna, relacyjna, bardzo empatyczna i wysoce etyczna”.

detal wystawy „Władysław Hasior — Daniel Rycharski: mogę wam opowiedzieć o sobie o was”, fot. Tomasz Maryks, dzięki uprzejmości Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie
Daniel Rycharski, „Strachy”, widok wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, dzięki uprzejmości MSNu

*

Być może w tym kuratorskim oświadczeniu reżyser zaszyfrował intencję autoironiczną[ref] Sprawa jest skomplikowana i wykracza poza ramy niniejszego eseju. Tu tylko zasygnalizuję, iż podobny problem pojawił się podczas dyskusji wokół książki Hanka. Opowieść o awansie Macieja Jakubowiaka, którego okrzyknięto polskim Eribonem. W błyskotliwej krytyce na łamach „Małego Formatu” Natalia Kulpa zarzuciła mu zajęcie wygodnej, a zarazem mistyfikacyjnej metapozycji autorskiej. Opowiadając o swoim awansie w polu literackim oraz instytucjonalnym, Jakubowiak ciągle sygnalizuje ironiczny dystans do siebie. Jednocześnie jednak „[n]ie problematyzuje tego, jak dostał się na platformę, z której przemawia do czytelników, jakie rządzą nią zasady, jakie są warunki utrzymania swojej pozycji i jak te wszystkie czynniki wpływają na to, co i jak mówi/pisze” (http://malyformat.com/2024/05/spektakl-awansu/). Autoironia ma ostatecznie funkcję maskującą w ramach tego, co Kulpa uznaje za mistyfikacyjny „spektakl awansu”. Wracając do świata sztuki, analogiczne obiekcje można kierować pod adresem Rondudy. Co z tego, iż ironizuje na temat Karola, skoro nie mówi niczego konkretnego o jego uwikłaniu w gry instytucjonalne? Poznawcza i polityczna wartość takiej autoironii okazuje się znikoma, ponieważ ironia maskuje cały kompleks problemowy. Tworzy przy tym strefę komfortowej nieoznaczoności. Karol (albo Ronduda) próbuje manipulować komunikatami i podtekstami w taki sposób, by nie można go było jednoznacznie przyszpilić na planszy. Pojawia się nieoznaczoność typu win-win. Z jednej strony skrajnie prawicowa władza nie przyszpili Karola (albo Rondudy) jako troublemakera. Z drugiej – przeciwnicy władzy nie dostaną uchwytnego pretekstu, by uznać go za oczywistego konformistę lub oportunistę. [/ref]. Niewykluczone też, iż koncyliacyjna frazeologia Karola to zasłona dymna, konieczna dla zmylenia prawicowej szczujni. Jednocześnie bowiem Rycharski postępuje jak modelowy fanatyk w rozumieniu Toscano. Albo jak polityk z eseju Webera, według którego polityka oznacza „wiercenie w twardych deskach”. Ono zaś musi być tyleż żmudne, co namiętne oraz nieprzejednane. I rzeczywiście – filmowemu Rycharskiemu nie brak żarliwości, a zarazem manipulacyjnego uporu, zawsze idącego w parze z fanatyzmem i politykowaniem. „Wszystko potrafisz ludziom wmówić” – oznajmia mu wiejska sklepowa. Kompetencjom demagoga towarzyszy gorączkowość. „Jesteś kompletnie popierdolony!” – wykrzykuje w twarz Danielowi romansujący z nim Olek. Faktycznie, Rycharski często działa jak trickster lub freak. To jednak nie zaskakuje, bo modus operandi fanatyka często polega na zgrywaniu „szaleńca”[ref]Toscano, Fanaticism…, s. XXV.[/ref]. A w szaleństwie „popierdolonego” jest metoda: desperacka nieustępliwość żądająca, by cała wieś odpokutowała rytualnie za śmierć dziewczyny. Stąd idea drogi krzyżowej, zorganizowanej wbrew księdzu odmawiającemu uświęcenia samobójczyni. „Nie będzie księdza, bo to jest oddolna inicjatywa wspólnoty wiernych” – mobilizuje ludzi Daniel. Nie zważa na ich opór, wierci dziurę w brzuchu całej wspólnocie. „Kurwa, ciśniesz. Każdego ciśniesz!” – słyszy od rozzłoszczonego Olka. Ale nie odpuszcza. „Chcę zrobić drogę krzyżową” – powtarza. „Wszyscy jesteśmy grzesznikami”. „Wszyscy musimy wziąć to cierpienie i pójść za Chrystusem”.

Dokąd prowadzi to duszpasterstwo? Fanatykowi nie udaje się umoralnić parafian i przekształcić ich w skruszonych grzeszników. Jego radykalizm nie destabilizuje emocjonalnej równowagi, panującej we wsi po samobójstwie Jagody. Wynika to z paradoksu, który opisał Wiktor Rusin w przenikliwym eseju Komfort słabej wiary[ref]Rusin, Komfort słabej wiary, https://pozatym.eu/komfort-slabej-wiary/.[/ref]. Polski katolicyzm jest płytki, dlatego wygodny dla wiernych, ponieważ nie wymaga głębszej refleksji ani wzmożonej aktywności praktycznej. To płycizna średnio niemoralna oraz nienowoczesna – i właśnie ta przeciętność okazuje się odporna na fanatyzację (zarówno progresywną, jak i reakcyjną). Zdaniem Rusina „jednostce umiarkowanie niemoralnej najwygodniej żyć w świecie umiarkowanie przed-oświeceniowym bądź anty-oświeceniowym”[ref] Tamże. [/ref].

Okazuje się, iż po latach szarpaniny z zastarzałym konserwatyzmem kończymy w pejzażu wyrzeźbionym przez patos celebrujący sztukę religijną. Celebracji nie inscenizuje młoda wolność, ale sękata presja, wymuszająca na artystach i widzach zbutwiałe kompromisy.

Być może dlatego zelotyzm Rycharskiego słabo rezonuje w rodzinnych stronach. Artysta osiąga natomiast sukces w stolicy – Krzyż staje w galerii na dużej wystawie zbiorowej. Nie satysfakcjonuje to jednak maksymalisty, jaki rezyduje w Rycharskim. Maksymalista bierze się za bary z krzyżem i wynosi go na ulicę, by performować w mieście solówkę pasyjną. O dziwo, pociąga za sobą innych. Sunie za nim kuratorska Warszawka, która dobrze rozumie, iż jeżeli PiS nie przegra następnych wyborów, konieczne będzie pogłębienie konstruktywnego dialogu z „językiem wiary”. Kondukt mija nasprejowane hasła „Fuck ONR” oraz „Jebać PiS” i wchodzi na plac Trzech Krzyży. W trakcie procesji następuje kulminacja pastoralnej wzniosłości: nastoletni głos żeński intonuje z offu wielkopostną skargę „Ludu, mój ludu, cóżem ci uczynił”. W kondukcie widać grupkę tęczowej młodzieży wiejskiej. Bijąca od niej aura wrażliwości raczej wyklucza bezkompromisowe „jebanie”. Złośliwy rewolucjonista powiedziałby, iż jeżeli choćby w młodych sprężał się radykalizm, to teraz zwisa bezradnie „popielcowym śledziem”[ref]Jasieński, Słowo o Jakubie Szeli, Warszawa 1956, s. 90. W futurystycznym poemacie Jasieńskiego Szela spotyka Jezusa, który cierpi z tego powodu, iż „chłopy panów biją” (s. 72). Słodkawe i kontrrewolucyjne morały, jakie prawi Jezus, rozsierdzają Szelę. „Nam ta swego raju nie raj” – odpowiada Jezusowi, po czym odpycha go od siebie. „I zawrócił Szela na wieś, / a Jezus – do nieba” (s. 73). Poemat kończy się przygnębiającą konkluzją, iż po buncie „Zwiśnie chłop na szubienicy / popielcowym śledziem”. [/ref].

1
Krytyka 20.01.2023

Wystawa o tym, co zawsze. „Umarła klasa” Daniela Rycharskiego w Gunia Nowik Gallery

Aleksy Wójtowicz

Dochodząc z bohaterem do końca filmu, opuszczamy miasto i lądujemy gdzieś obok Koterskiego. W komedii Nic śmiesznego Adaś Miauczyński, członek ekipy filmowej, szukał odpowiedniego pleneru, kierując się zdaniem ze scenopisu: „Kiedy wjechali na wyniosłość drogi, oczom ich ukazał się las”. Ale zdanie jest niepełne. W pełnej wersji kończy się dopiero na następnej stronie, gdzie scenopis kieruje widzów w zupełnie inne miejsce: „oczom ich ukazał się las… krzyży”. Nas spotyka to samo w filmie Gutta i Rondudy. Ostatnia scena ukazuje jedną z najbardziej znanych prac Rycharskiego – Strachy (2018–2019). Są to wyrastające na polanie wielobarwne krzyże, poświęcone ofiarom homofobicznych prześladowań (na krzyżach wiszą ich ubrania, jak na strachach na wróble; stąd tytuł). Tęczowość instalacji maskuje jej ponury rdzeń – mimo emancypacyjnych pozorów film próbuje wmanewrować nas w ponowne lgnięcie do chrześcijaństwa. A przynajmniej w cackanie się z ikonografią krucyfiksową. Okazuje się, iż po latach szarpaniny z zastarzałym konserwatyzmem kończymy w pejzażu wyrzeźbionym przez patos celebrujący sztukę religijną. Celebracji nie inscenizuje młoda wolność, ale sękata presja, wymuszająca na artystach i widzach zbutwiałe kompromisy. Cała sytuacja jest słabo emancypacyjna i oprócz kilku komediowych okruchów kilka w niej śmiesznego.

*

Zamiast śmiechu – depresja. Rycharski to fanatyk zagubiony w oazie fideizmu, niezdolny do wypełnienia misji wolnościowej. Kondycję taką zdiagnozował Toscano. Gdy drogi do realnej emancypacji zostaną zablokowane, wtedy pojawia się fanatyczna „pasja”[ref]Toscano, Fanaticism…, s. XXIV. [/ref]. Ma ona jednak naturę cierpiętniczą i konformistyczną, mimo buntowniczych pozorów.

Niezdolność do problematyzacji tego stanu rzeczy jest jednym z czynników pogłębiających depresyjną wyznaniowość artysty. Ktoś, kto chciałby ją kontrować w szerszym kontekście historycznym, powinien zderzyć Rycharskiego z Jerzym Beresiem. Bereś zaświadczyłby własnym nagim ciałem, iż nie ma sensu przywiązywanie się giezłem do krzyża, czyli – do konserwatyzmu. Giezło to bluza martwej Jagody zawiązana na krzyżu – zaś afektywna cześć należna Jagodzie staje się czcią należną krzyżowi-konserwatyzmowi (na tym polega manipulacja inscenizowana przez Gutta i Rondudę z Rycharskim). Patetyczno-cierpiętnicza więź z konserwatyzmem to powróz. Zamiast szarpać się z nim wyznaniowo, należałoby go przeciąć, wyjść ze wsi i wkroczyć do galerii miejskiej – wymachując nożem oraz odciętym powrozem. W jednej z ważnych manifestacji Beresia, zatytułowanej Malowanie chleba na czarno (1968), najważniejsze jest wyzwalanie szyi ze sznura[ref]https://beresfoundation.pl/note/chleb-malowany-czarno-3/.[/ref]. Ale równie istotny okazuje się radykalizm, który każe Beresiowi „oczernić” chleb powszedni. Smarując go czernią, radykał przegląda gazetę, po czym oświadcza: „Dość tego!”[ref] Tamże.[/ref]. Neguje pastoralizm karmiący nas gazetowym chlebem miałkiego i represyjnego komunitaryzmu.

Rycharski natomiast wybiela czerń – zamiast ujawniać jej istotę. Wybielanie wywołuje niekiedy stany euforyczne (trans religijny na łące wśród sióstr i braci z tęczowej oazy), ale zasadniczo ma uspokajać. Świadczą o tym Różańce (2018–2019), złożone m. in. z tabletek antydepresyjnych[ref]http://rycharski.artmuseum.pl/pl/serie/0/rozance.[/ref]. W filmie są to białe pigułki Xanaxu, które nieprzypadkowo kondensują substancję przeciwlękową. Bersani twierdził, iż homoseksualny konserwatyzm ma „intencje uśmierzające” (anodine agenda)[ref]Bersani, Is the Rectum a Grave?…, s. 22. [/ref]. W dzisiejszej Polsce chodzi o to samo, o uśmierzenie lęku przed wypartą prawdą, ściślej zaś – o znieczulenie świadomości zbiorowej, dzięki której uzmysłowilibyśmy sobie naszą alergię na pewną prawdę. A prawda jest taka, iż chrześcijaństwo, choćby najbardziej inkluzywne i empatyczne, nie będzie realnie wolnościowe, ponieważ nie uwolni nas od obrazu Chrystusa jako megaregulatora (emocji, zachowań, praw). Prawdziwa wolność musiałaby rozprawić się z każdym konserwatyzmem (poznawczym, estetycznym, politycznym) ordynującym pojednanie z chrześcijaństwem (uznanie go za medium arbitrażowe w skonfliktowanym społeczeństwie). Lęk przed wyobrażeniem sobie takiej rozprawy, obawa przed uczestnictwem w niej – to tak naprawdę „nasze strachy”.

Daniel Rycharski, „Różaniec” w ramach wystawy „Autoportret z chandrą. Hasior i nowa sztuka” w Muzeum Tatrzańskim, fot. dzięki uprzejmości Muzeum Tatrzańskiego
Daniel Rycharski, „Różaniec” w ramach wystawy „Autoportret z chandrą. Hasior i nowa sztuka” w Muzeum Tatrzańskim, fot. dzięki uprzejmości Muzeum Tatrzańskiego

Uczestnictwo Rycharskiego w rolniczej blokadzie drogi ma zatem znamiona fanatycznej czynności zastępczej. Daniel angażuje się w przelotny i nieudany romans z rolniczym populizmem, bo dzięki temu odsuwa od siebie widmo konfrontacji z ojcowizną (obyczajową, kulturową, polityczną). Zamiast konfliktu wyobraża sobie braterstwo. Ale dla populistów świnie, które padły na ASF, będą ważniejsze od „pedała” i jego gadaniny o grzechu wobec ludzi zaszczutych przez homofobię. W związku z tym fanatyzm Daniela okazuje się wewnętrznie sprzeczny, dysfunkcyjny. Z jednej strony tworzy radykalną fastrygę, podobnie jak „elgiebet”, tęczowy pasek naszyty na rękawy czarnego dresu. Żądając od całej wsi pokuty za grzech okrucieństwa, fanatyk sprawia wrażenie roszczeniowe i pryncypialne. Z drugiej strony natomiast jest desperacko pojednawczy w relacjach z wiejskim chrześcijaństwem i populizmem.

Rycharski wybiela czerń – zamiast ujawniać jej istotę. Wybielanie wywołuje niekiedy stany euforyczne (trans religijny na łące wśród sióstr i braci z tęczowej oazy), ale zasadniczo ma uspokajać.

Marzenie o pojednaniu ma uśmierzyć lęk przed bezpośrednią konfrontacją z istotą ojcowizny. Ale do konfrontacji i tak dochodzi, tyle iż nie na warunkach fanatyka. Rycharski chce objąć ojca pod kościołem, ojciec w odpowiedzi rzuca się na syna z pięściami. Syn jednak nie odpowiada ciosem za cios… Dysfunkcja fanatyzmu polega na tym, iż zazębione w nim sprzeczności tworzą wewnętrzną blokadę. Rycharskiemu nie udaje się jej przełamać. Rezultatem musi być załamanie poznawcze, następnie praktyczna kapitulacja wobec konserwatyzmu, która prowadzi do bezradności politycznej. W każdym z tych aspektów widać dezorientację utrudniającą formułowanie odpowiedzi na pytania zasadnicze. Z czym i kim warto trzymać naprawdę, z jaką etyką, estetyką, ideologią, grupą lub klasą społeczną? Przeciw czemu i komu mobilizować siebie oraz innych?

*

Uśmierzanie przechodzi w kontrrewolucyjne uśpienie. Zdaniem Bersaniego neokonserwatyści chcieliby zabić wywrotową cielesność, a kiedy nie mogą – próbują ją uśpić. Chodzi zwłaszcza o seksualność, która bywa niekontrolowana i przemocowa, ale właśnie przez to rewolucyjna. Pastoralizm chciałby wypłukać rewolucyjność z ciała. Sanitacja, idealizacja i sentymentalizm wmawiają nam, iż seks powinien święcić się w deliberacyjnej łaźni, reklamującej nieinwazyjne obcowanie pod kloszem „czułości”[ref] Tamże, s. 29. [/ref].

1
W magazynie 18.03.2019

Sztuki stosowane teologicznie

Piotr Policht

Ideał ten można osiągnąć wyłącznie dzięki dematerializacji – gdy obsceniczne obrazy wyparują z przestrzeni publicznej. Dawniej pouczano kobiety, żeby „nie rozkładały nóg”[ref] Tamże. [/ref]. Dziś uczy się homoseksualistów, iż dobry gej nie epatuje tyłkiem. Pod tym względem Wszystkie nasze strachy znów okazują się pouczające. Nagość nie ma tu racji bytu, poza jedną wydelikaconą sceną. Dla geja heretyka wciąż niewyobrażalne jest to, co w jednym z polskich seriali wykrzyczała ostatnio niegodziwa, ale odważna heteryczka: „Teraz od tylca!”. Innymi słowy, wciąż niedopuszczalna jest publiczna artykulacja doświadczenia homoseksualnego w języku materializmu „profanacyjnego”. Seksualność trzeba uwznioślać, ciało wybawić od rzekomo degradującej biologii, nasycając redemptorystycznym językiem „duchowości”.

Dematerializacja wymusza nie tylko określone słowa (a innych zakazuje), ale także gesty. W filmie Gutta i Rondudy muśnięcie ustami ust to szczyt erotycznej dopuszczalności, której akompaniuje rozanielona wokaliza. Mężczyźni nafaszerowani Xanaxem nie mają tu głowy do rozkładania nóg pod dyktando „nieugaszonego pragnienia destrukcji”[ref] Tamże, s. 18. [/ref]. Jeszcze całkiem niedawno na polskiej scenie artystycznej mogła zaistnieć feministyczna skatologia, co udowadniała grupa Cipedrapskuad. Teraz Gutt i Ronduda ustawili oazę czystości gejowskiej pod „drzewem życia”. Finał filmu następuje w pastoralnym cieniu rozłożystego dębu – odbyt ulotnił się stąd na amen.

Wciąż niedopuszczalna jest publiczna artykulacja doświadczenia homoseksualnego w języku materializmu „profanacyjnego”. Seksualność trzeba uwznioślać, ciało wybawić od rzekomo degradującej biologii, nasycając redemptorystycznym językiem „duchowości”.

Kto, co i dlaczego ma się zdematerializować? Decyduje o tym trybunał neokonserwatywnych wyobrażeń społecznych. Leo Bersani uważał, iż geje nie powinni uznawać etycznych, estetycznych oraz politycznych orzeczeń tego trybunału. Represyjna machina propagandowa demonizuje seks analny, oczerniając „odbytnicę”, malując ją jak „grób” pożądanej miłości i moralności. Wyobraźnia wywrotowa przeciwnie, nie może wybielać grobu, powinna afirmować jego czerń. Społeczeństwo konserwatywne skompromitowało aksjologię tradycyjnej wspólnoty – dlatego „nieoceniona wartość” seksualności zrewoltowanej polega na tym, iż homoseksualizm bywa „antywspólnotowy”[ref] Tamże, s. 22. [/ref]. o ile homoseksualność implikuje destrukcję opresyjnego „ideału”, to należy „celebrować jej śmiercionośny potencjał”[ref] Tamże, s. 29. [/ref]. Zrewoltowany odbyt będzie mentalno-materialnym grobem neokonserwatyzmu.

*

Dematerializacja, kontrowana przez groźbę rewolucyjnej materializacji, prowokuje do myślenia o pożądanym materializmie. W tym kontekście Rycharski to materiałodawca.

Materiałodawcą nazwiemy tego, kto daje pretekst do obróbki problemu materiału. Tu warto przypomnieć ogólną diagnozę Roberta Krasowskiego. W III RP konserwatyzm umie skutecznie „masakrować społeczną wyobraźnię archaiczną prawicowością”[ref]Krasowski, Klucz do Kaczyńskiego, Warszawa 2024, s. 16, pdf.[/ref]. W świetle tej diagnozy łatwiej zrozumieć ogólny efekt pracy materiałodawczej wykonywanej przez autora Gniazd (2022). Jako rzeźbiarz, pracownik fundamentalnie fizyczny, Rycharski spiętrza materiały obciążone generalną archaicznością. Stare pnie, chrust, konwulsyjnie poskręcana drzewina, kamień, żeliwo, zwoje drutu kolczasto-cierniowego – tworzą masę zróżnicowaną, a zarazem monolityczną. Ujednolica ją właśnie archaiczność. Artyście udaje się wobec tego duża, choć niekoniecznie zamierzona sztuka. W wymiarze najbardziej ogólnym materiałodawca konfrontuje nas z metaproblemem cywilizacyjnym. Polskę potransformacyjną ukształtowała idea przyspieszenia, akceleracyjnego imitowania nowoczesnego Zachodu – a jednocześnie hipergrawitacja lokalnej archaiczności. Ponieważ chodzi o megalit mentalny, estetyczny i polityczny, często umyka nam to, iż kumuluje on nie tylko ciemną energię (fantazji, ideologii), ale także materię (cielesną, ekonomiczną, instytucjonalną). Współczesna Polska jest wielkim gniazdem tej materii, a rzeźby Rycharskiego to metonimie jej przemożności fizycznej.

Daniel Rycharski, „Gniazdo #3″, 2022, drewno, metal, kolorowe piórka, 200 x ⌀ 55 cm. Dzięki uprzejmości artysty i Gunia Nowik Gallery
Daniel Rycharski, „Gniazdo #2″, 2022, drewno, metal, kolorowe piórka, 207 x ⌀ 61 cm. Dzięki uprzejmości artysty i Gunia Nowik Gallery
Daniel Rycharski, „Gniazdo #1″, 2022, drewno, metal, kolorowe piórka, 182 x ⌀ 67 cm. Dzięki uprzejmości artysty i Gunia Nowik Gallery
Daniel Rycharski, „Gniazdo #4″, 2022, drewno, metal, kolorowe piórka, 215 x ⌀ 57 cm. Dzięki uprzejmości artysty i Gunia Nowik Gallery

Materiałodawstwo powinno być marksistowskim materiałoznawstwem. Materiałoznawcy mają uczestniczyć w produkcji wiedzy o tym, jak materialność łączy się z polityką. Przykład? Mur otaczający plantację będzie obiektem po prostu fizycznym, dopóki nie okaże się, iż to plantacja niewolników. Wówczas materialność muru ujawni swą naturę polityczną[ref]A. Cohen, Karl Marx’s Theory of History: A Defence, Princeton, Oksford 1978, s. 47. [/ref]. Jak twierdził Marks, „Murzyn jest Murzynem”[ref]Marks, Nędza filozofii, tłum. anonim., paragraf 111, https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/marks-nedza-filozofii.html.[/ref]. Taki człowiek nie ma ciała niewolnika, staje się niewolnikiem dopiero w sieci określonych stosunków ekonomicznych oraz społeczno-politycznych[ref] Tamże. [/ref]. Z drugiej strony Bersani podkreślał, iż ciało homoseksualne nie ma natury emancypacyjnej. Geje bywają „nie mniej reakcyjni i rasistowscy od heteroseksualistów”, a same stosunki homoseksualne nie gwarantują pożądanej radykalizacji politycznej[ref]Bersani, Is the Rectum a Grave?…, s. 10. [/ref]. Homoseksualność nabiera rozpędu rewolucyjnego dopiero wtedy, gdy materializuje się w ramach świadomie buntowniczych relacji interpersonalnych i organizacyjnych.

III RP miała zawsze „spore zasoby prawicowości dziwacznej, nie tylko ludowej, ustępującej wraz z postępami edukacji, ale też stabilnej, inteligenckiej […] czyli społecznie zalegalizowanej”. W związku z tym instytucje kultury, choć obsesyjnie, a zarazem tchórzliwie antyprawicowe – musiały prędzej czy później poczynić ustępstwa na rzecz konserwatyzmu. Właśnie te uwarunkowania ogólnosystemowe umożliwiły Rycharskiemu sukces instytucjonalny.

Jedno z zadań materiałoznawczych polega wobec tego na pracy ze sprzecznościami. Trzeba analizować sprzeczności zakodowane w ciałach, instytucjach oraz relacjach ekonomiczno-politycznych. Cel? Zrozumieć, jak można uruchomić dynamikę rozsadzającą plantacyjny mur. Dlatego nie ma sensu ideologia pojednania przeciwieństw, na przykład w „ekumenicznej wspólnocie chrześcijańskiej” albo w formule „zgody narodowej”. Natomiast wciąż aktualne będzie rozpoznanie Marksa. „Istnieje mnóstwo antagonistycznych form jedności społecznej, której antagonistycznego charakteru nigdy nie da się rozsadzić drogą spokojnej metamorfozy”[ref]Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, tłum. Z. J. Wyrozembski, Warszawa 1986, s. 103. [/ref]. Reformizm? Nie. Destrukcja? Tak. Trzeba rozwijać wiedzę o materiałach wybuchowych. Zwłaszcza, iż w konserwatywnym społeczeństwie prędzej czy później „wytwarzają się takie stosunki produkcji i obiegu, które stanowią zarazem ładunki wybuchowe wystarczające do rozsadzenia tego społeczeństwa”[ref]Tamże.[/ref].

Łono represyjnej integracji będzie zarazem jej grobem – wierzył Marks. W „łonie starego społeczeństwa” formują się siły wytwórcze zrywające kajdany, a wtedy następuje dezintegracja: „epoka rewolucji”[ref]Marks, Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej. Przedmowa, w: przeł. Instytut Marksa-Engelsa-Lenina przy CK WKP(b), w: K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, t. I, s. 338. [/ref]. Rycharski tymczasem to jeden z hamulcowych. Są bowiem różne antagonizmy, jedne groźne dla systemu, a inne nie. Antagonizm między Kościołem a chrześcijańską herezją gejowską nie destabilizuje Kościoła (już prędzej heretyków). Dobry gej chrześcijanin miłuje bliźnich, wspiera rolników w ich walce z władzą, ale sam nie dostaje od nich wsparcia. Mimo to nie podnosi pięści na cały układ relacji społecznych, interesów materialno-mentalnych, w którym dochodzi do ciągłej reprodukcji niesprawiedliwości. Dofinansowanie przyznane filmowi Gutta i Rondudy przez PiS-owski jeszcze PISF? To systemowa sprzeczność, z której nie wynikło nic wywrotowego. Film odniósł sukces w konserwatywnej strukturze „produkcji i obiegu”, bo był niegroźny. Bo reklamował „spokojną metamorfozę”. To samo dotyczy kariery Rycharskiego. Gniazda, wypchane tęczowym pierzem, są gniazdami gołębicy. Nie wyfrunie stąd jastrząb i właśnie dlatego państwowe galerie sztuki mogły współpracować z Rycharskim bez przeszkód ze strony skrajnie prawicowej władzy[ref] Nieco inny trop interpretacyjny podsuwa Krasowski. Według niego III RP miała zawsze „spore zasoby prawicowości dziwacznej, nie tylko ludowej, ustępującej wraz z postępami edukacji, ale też stabilnej, inteligenckiej […] czyli społecznie zalegalizowanej” (R. Krasowski, O Michniku, Warszawa 2022, s. 103, pdf). W związku z tym instytucje kultury, choć obsesyjnie, a zarazem tchórzliwie antyprawicowe – musiały prędzej czy później poczynić ustępstwa na rzecz konserwatyzmu. Dotyczy to także art worldu i nic dziwnego, iż wiele ustępstw nastąpiło w latach 2015–2023. Właśnie te uwarunkowania ogólnosystemowe umożliwiły Rycharskiemu sukces instytucjonalny. [/ref].

*

Jastrzębie? Mogą zaistnieć jako produkt zazębiania się innych antagonizmów. Tęczowy pastoralizm kontra rewolucyjny queer? Pożądana interakcja między nimi nastąpi wtedy, gdy drugi z nich zacznie inscenizować destrukcję pierwszego. Jedną z akcji wstępnych powinna być destrukcja pastoralnego personalizmu.

Bersani otwiera swój esej cytatem z Myśli Pascala: „Ja jest nienawistne”[ref]Bersani, Is the Rectum a Grave?…, s. 3. [/ref]. Chodzi o to, iż gejowski personalizm, który nade wszystko woła o „szacunek dla osoby”, w gruncie rzeczy pracuje pod dyktando reżimu wrogiego „osobie”[ref] Tamże., s. 22. [/ref]. Błąd personalistyczny wynika z kapitulacji ideologiczno-psychologicznej. Pod presją neokonserwatyzmu homoseksualność wycofuje się z imaginarium rewolucyjnego i przechodzi na mentalne pozycje „prześladowanej mniejszości”[ref] Tamże., s. 11. [/ref] . Odwrót ten pasuje konserwatyzmowi. Ktoś, kto przeżywa i wyraża siebie jako prześladowane „ja”, będzie raczej rywalizował z innymi o status ofiary – zwłaszcza w społeczeństwie neoliberalnym – niż zrzeszał się z nimi w celach rewolucyjnych. Celebracja „kultury mniejszościowej” skutkuje więc utrwalaniem tych podziałów, jakie „kultura dominująca ochoczo wzmacnia”[ref] Tamże., s. 34. [/ref] . Konserwatyzm potrzebuje walki między prześladowanymi, a personalizm zaspokaja tę potrzebę. Dlatego okazuje się „nienawistny”. Tyleż skory do tożsamościowego hejtu pod miłosnym płaszczykiem, co zasługujący na nienawiść ze strony rewolucjonistów.

Władza pastoralna w społeczeństwie konserwatywno-liberalnym formatuje i nadzoruje podmiotowość wysoce personalistyczną, a jednocześnie „uJArzmioną”. Antidotum na uJArzmienie nie będzie większa dawka podmiotowości, ale jej dialektyczne przeciwieństwo. Pożądajmy nowego, rewolucyjnego urzeczowienia.

Gdy tylko powstaje kult „osoby” fetyszyzującej swą cierpiętniczą tożsamość – między „osobami” zaczyna się „wojn.a”[ref] Tamże., s. 25. [/ref] . A w okopach wojny „ja” troszczy się głównie o własne wybawienie. Wszystkie nasze strachy ukazują w postaci modelowej taki opaczny redemptoryzm. Tło pierwszej sceny filmowej, w której pojawia się Daniel, tworzy wielka mandala z przykazaniem: „Trzeba wiedzieć, kogo zbawić. Musisz być sobą, bo jeżeli będziesz kimś innym, to zbawią tego innego”.

Marksistowski queer powinien negować ten personalizm. Oznacza to negację kultu upodmiotownienia. Mówiąc językiem Foucault, do którego często nawiązuje Bersani – władza pastoralna w społeczeństwie konserwatywno-liberalnym formatuje i nadzoruje podmiotowość wysoce personalistyczną, a jednocześnie „uJArzmioną”. Antidotum na uJArzmienie nie będzie większa dawka podmiotowości, ale jej dialektyczne przeciwieństwo. Pożądajmy nowego, rewolucyjnego urzeczowienia.

*

O urzeczowieniu inspirująco pisze Kevin Floyd w monografii na temat queerującego marksizmu[ref]K. Floyd, The Reification of Desire: Towards a Queer Marxism, Minneapolis, Londyn 2009. [/ref]. Zanim przybliżę główne tezy Floyda, zarysuję kontekst historyczny.

Młody Marks twierdził, iż człowiek to istota uniwersalna, ponieważ wszystko (także on sam) stanowi dlań „przedmiot i narzędzie jego działalności życiowej”[ref]Marks, Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r., w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. I, przeł. K. Jażdżewski, Warszawa 1976, s. 552. [/ref]. Społeczeństwo, tak jak natura, jest „uprzedmiotowieniem życia gatunkowego człowieka”[ref] Tamże, s. 554. [/ref]. Dzięki reifikacji zaś następuje wszechstronny rozwój. Podmiot, który przestanie być tożsamy ze sobą po dobrowolnym przekształceniu się w rzecz, będzie obiektem własnej pracy. Ktoś taki „podwaja się nie tylko intelektualnie” (jako istota będąca podmiotem i przedmiotem refleksji), ale także materialnie – jako producent produkujący siebie psychofizycznie. Stając się refleksyjnym produktem, czerpie świadomą przyjemność z uprzedmiotowienia, zna smak twórczej „radości produkowania i używania produktu”[ref] Tamże, s. 556. [/ref]. Reifikacja to pożądany warunek rzeczywistego istnienia w świecie. „Istota nieprzedmiotowa jest istotą nierzeczywistą”[ref] Tamże, s. 627. [/ref].

1
Rozmowy 02.10.2020

Rolnicy leczą polskie społeczeństwo z homofobii. Rozmowa z Danielem Rycharskim

Joanna Ruszczyk

Ale uwaga. W kapitalizmie, zwłaszcza barbarzyńskim, dobrowolne uprzedmiotowienie przechodzi często w opresyjną alienację. Człowiek wyalienowany to przedmiot we władzy wrogich mu sił, procesów ekonomicznych, instytucji. Robotnik przymusowy przestaje panować nad własnym uprzedmiotowieniem – dostaje się „w jego niewolę”[ref] Tamże, s. 548. [/ref]. Praca wykonywana przez pracownika najemnego „przeciwstawia mu się wrogo i obco”[ref] Tamże. [/ref].

W XX wieku, w epoce totalitaryzmów, następnie w okresie totalizującego konsumeryzmu, który bezwzględnie eksploatował zasoby ludzkie i przyrodnicze, alarmowano o narastaniu alienacji. Po obu stronach żelaznej kurtyny wyobcowanie miało sprzęgać się z anomią, a jednostki walczyć z instytucjami państwowymi i między sobą. Narracje tego typu nabrały nowych wypieków po zakończeniu zimnej wojny, w czasie globalnej hegemonii rabunkowego neoliberalizmu. W ramach takiej wizji, często godzącej antyliberalną prawicę z antyliberalną lewicą – dominują dyskursy demonizujące reifikację. Demonizuje się także indywidualizm. Lewica zapomina przy tym o dialektycznej diagnozie Marksa, który nie uważał kapitalizmu za totalność diabelską. Jego zdaniem to całość paradoksalna. Taka, która „stwarza obok powszechności wyobcowania się indywiduów względem siebie oraz względem innych, również powszechność i wszechstronność ich stosunków i zdolności”[ref]Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej…, s. 105. [/ref].

Daniel Rycharski, „Strachy”, widok wystawy, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

*

Właśnie w tym duchu rozwija się argumentacja Floyda. Powtarzając tezę Jamesona, iż w historii ludzkości kapitalizm jest tym, co „najgorsze, a zarazem najlepsze” – Floyd analizuje potencjał emancypacyjny reifikacji queerowej[ref]K. Floyd, The Reification of Desire…, s. 78. [/ref].

W zaawansowanym kapitalizmie robotnik jest wyobcowany, ponieważ wciąż pozostaje rzeczą zniewalaną przez przymusowe formy pracy. Zarazem produkcja zaczyna służyć konsumpcjonizmowi, zaś konsumpcjonizm rozwija wysoce zindywidualizowane potrzeby, dąży do zaspokajania coraz bardziej ekstrawaganckich pragnień. Jest to możliwe, ponieważ rośnie wydajność i poszerza się zróżnicowana przestrzeń czasu wolnego. A formy jego spędzania są coraz bardziej liberalne.

Wyobcowana praca nie jest tu źródłem satysfakcji. Nadzieję na satysfakcję daje „dolar” symbolizujący komodyfikację i urzeczowienie. Co za tym idzie, we wciąż represyjnych fabrykach typu fordowskiego pojawia się sprzeczność – potencjalnie emancypacyjna. Wzrost płac umożliwia robotnikom swobodne angażowanie się po pracy w różnorodnie utowarowione zajęcia rekreacyjne[ref] Tamże, s. 52.[/ref]. Pod wpływem „dolara” ludzie traktują siebie i innych jak towary, ale takie urzeczowienie ma charakter podwójnie liberalizujący. Po pierwsze, wyzwala ludzi z emocjonalnej sieci tradycyjnych zobowiązań religijnych, korporacyjnych i rodzinnych. Konserwatywna lojalność wobec pastora, starego majstra cechowego, znormalizowanej rodziny wielodzietnej czy nuklearnej – słabnie[ref] Tamże.[/ref]. Po drugie, rekreacja siłą rzeczy nabiera dynamiki eksperymentalnej. Ludzie wyzwoleni z dotychczasowych form współżycia zaczynają traktować siebie nawzajem jak pionki w innowacyjnych, konsensualnych grach społecznych. Reifikacja uwalnia nowe energie mentalne i erotyczne.

W latach 60. wielki kryzys uprzemysłowionych i familijnych form egzystencji przeraził nie tylko konserwatystów. Również kontrkulturowcy nie wytrzymali psychicznie i zamiast radykalizować proces materialistycznego odczarowania starego świata – uciekli w psychodeliczne tęsknoty za nową „duchowością”.

Tak w latach 60. dochodzi do rewolucji seksualnej. Najpierw heteronormatywność staje się coraz bardziej wyzwolona, potem do gry wkracza homoseksualność, a następnie queer. Jako produkt urzeczowienia queer powstaje w kapitalistycznej ramie, ale pomaga ją rozsadzać.

Co adekwatnie znaczy queerować? Chodzi o to, aby współtworzyć maksymalnie zróżnicowaną i zindywidualizowaną wielość teoriopraktyk, które będą służyły ciałom jednostkowym oraz zbiorowym w doświadczaniu przyjemności (seksualnej, artystycznej, politycznej)[ref] Tamże, s. 73.[/ref]. Floyd nie artykułuje tego explicite, jednak jego projektowi przyświecają dwie maksymy Marksowskie. Pierwsza: swobodny rozwój każdej jednostki jest warunkiem swobodnego rozwoju wszystkich. I druga: od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb. Queer jest więc ostatecznie antykapitalistyczny. W kapitalizmie bowiem nie każdy i nie wszyscy, ale tylko najbardziej wydajni, operatywni, a także uprzywilejowani zasługują na przyjemność. Totalność kapitalizmu powinna być zatem kontestowana przez queerowy futuryzm. On jednak nie będzie idealizmem – to materializm. Idealista odkłada spełnianie potrzeb na świętego nigdy. Queer żąda spełnienia awangardowych pragnień już dziś, pod dyktando twórczo urzeczowionych ciał. Stąd maksyma: „przyszłość w teraźniejszości”[ref]Tamże, s. 213. [/ref]. Rewolucyjnie przezwyciężona przeszłość ma być wszędzie poddana teraźniejszemu futuryzmowi. W dążeniu do takiego uniwersalizmu ujawnia się queerowa „aspiracja totalizująca”[ref]Tamże, s. 212. [/ref].

*

Teraz wrócę do sztuki, by przejść do hiperawangardy. Ale najpierw kilka słów o megakryzysie. Rewolucyjny potencjał późnonowoczesnej reifikacji został najpierw zmarnowany przez kontrkulturę, a potem padł ofiarą neoliberalizmu. W latach 60. wielki kryzys uprzemysłowionych i familijnych form egzystencji przeraził nie tylko konserwatystów. Również kontrkulturowcy nie wytrzymali psychicznie i zamiast radykalizować proces materialistycznego odczarowania starego świata – uciekli w psychodeliczne tęsknoty za nową „duchowością”. Wielu z nich przetrwało śmierć kontrkultury, przechodząc na pozycje progresywnej polityki tożsamości. Ona jednak pod presją neokonserwatyzmu sama stała się konserwatywna. Tendencja ta ulega zaognieniu dzisiaj, gdy neoliberalny rozkład więzi społecznych wywołuje paniczne tęsknoty za starymi formami współżycia i produkcji. Za oazą (zamiast rewolucyjnej samoorganizacji), za czułością i miłowaniem bliźniego (zamiast ryzykownie nowatorskich relacji społecznych), za terapeutycznie konserwatywnym rękodziełem (zamiast eksperymentów konceptualnych i estetycznych).

Trzeba przewiercić się do bardziej twórczego świata. Byłby to świat, w którym ludzie przestają wyrażać siebie jako „osoby” przewrażliwione na punkcie własnej podmiotowości. Zamiast bezproduktywnych flejmów potrzebna będzie koprodukcja odkrywczych gier (egzystencjalnych, estetycznych, politycznych) między dobrowolnie urzeczowionymi pionkami.

W Polsce jednym z przypadków reprezentatywnych jest Daniel Rycharski. Jak zauważył Marks, istnieją narody ciągle przeżywające restauracje, mimo iż nie doświadczyły żadnej świadomej rewolucji[ref]Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp, przeł. L. Kołakowski, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 1, Warszawa 1976, s. 459.[/ref]. Lgnięcie Rycharskiego do Chrystusa w tęczowej oazie symuluje postępowość, ale jest jedną z restauracji w skali mikro. Skala oazowa okazuje się skalą sekciarską, sekciarstwo zaś ma chroniczny stan podgorączkowy. Tu wraca problem fanatyzmu. Jak twierdził Toscano, fanatyzm pożąda wolności i czaruje baśniami o braterstwie lub siostrzeństwie[ref]Toscano, Fanaticism…, s. 299–301. [/ref]. Fraternizacja jednak prędzej czy później ucieka się do szantażu emocjonalnego i moralnego, a w najgorszym wariancie zaczyna terroryzować nas politycznie[ref] Tamże, s. 303. [/ref].

Ideologia fraternizacji to „płomień wzniecony przeciw groźbie urzeczowienia”[ref] Tamże. [/ref].. Podobnie polityka tożsamości i pastoralny personalizm. W kontrze do nich neomarksizm będzie postulował nowe uprzedmiotowienie. Neokonserwatywny identytaryzm bywa dzisiaj zarówno brunatny, jak tęczowy – a zaognia go kult podmiotowości. Stąd czerwona potrzeba instrumentalizmu. Na okładce książki Kevina Floyda nieprzypadkowo znalazła się wiertarka. Rewolucyjny queer musi rozwiercać megality personalizmów.

1
Krytyka 29.03.2024

Kto wyżywi się tą sztuką? Władysław Hasior i Daniel Rycharski w PGS

Anna Pajęcka

Trzeba przewiercić się do bardziej twórczego świata. Byłby to świat, w którym ludzie przestają wyrażać siebie jako „osoby” przewrażliwione na punkcie własnej podmiotowości. Zamiast bezproduktywnych flejmów potrzebna będzie koprodukcja odkrywczych gier (egzystencjalnych, estetycznych, politycznych) między dobrowolnie urzeczowionymi pionkami. Każdy z nich traktuje swoje „ja” oraz relacje ze sobą i z innymi jak materiał roboczy. Zamiast tylko przeżywać – wszyscy przerabiają siebie. W rezultacie powstaje nie tyle internet rzeczy, co hiperscieć agentów eksperymentalnie urzeczowionych. Każdy może w dowolnie wybranym momencie wejść do sieci. I wyłączyć się z niej, wracając bezpiecznie do statusu podmiotu. Modus operandi to obróbka radykalnie awangardowa, a jednocześnie dobrowolna. Bez przymusu, ale i bez wygodnictwa. Od poczucia komfortu ważniejsze bywa doskonalenie materiału, własnego i cudzego. Szlifowanie maksymalnego nowatorstwa. Perfekcjonizm hiperawangardy.

Sto lat temu Lukács szydził z figury „wirtuoza”. W świecie utowarowionym wirtuoz to ktoś, kto doprowadził do perfekcji instrumentalizację „swych zobiektywizowanych i urzeczowionych zdolności”[ref]Lukács, Urzeczowienie i świadomość proletariatu, w: tenże, Historia i świadomość klasowa, przeł. M. J. Siemek, Warszawa 1988, s. 227. [/ref]. Hiperawangarda chce wyzwolić tę figurę ze szponów Lukácsa i ją dowartościować. Potrzeba nam perfekcjonistów, wirtuozów reifikacji.

Jeden z nich kradnie Rycharskiemu pretekst zakodowany w tytule pracy Ku-Klux-Klan (2018–2019). Według legendy nazwa Klanu miała przypominać odgłos odbezpieczanej strzelby. Agent hiperawangardy odbezpiecza wiertło na dźwięk takich zaklęć jak wspólnota i tożsamość. Wirtuoz doskonali wnikliwość wiertła i maksymalnie nagłaśnia jego warkot. W warkocie dochodzi do głosu wartość użytkowa. Z perspektywy marksistowskiej oznacza ona moc rzeczy, narzędzi, instrumentów zdolnych do zaspokojenia pożądania[ref] „Wartość użytkowa wody polega na jej mocy zaspokajania pragnienia, gaszenia ognia” itd. (G. A. Cohen, Karl Marx’s Theory of History…, s. 415). [/ref]. Hiperawangarda pożąda destrukcji ideologii tożsamości. Instrumentalizuje to pożądanie, czerpie z tego przyjemność.

widok wystawy „Kropla drąży skałę” Daniela Rycharskiego w Villi Arson, fot. dzięki uprzejmości Villi Arson

I wreszcie ostatnia operacja. Rycharskiego pożeniono ostatnio z Hasiorem – neomarksizm chciałby ich rozwieść. Na jakiej podstawie? Pewna legenda literacka przypisuje Hasiorowi autorstwo megafonu wymierzonego w pastoralizm. „Miała to być metalowa konstrukcja, umieszczona na wzgórzu wśród pól, z rzędem stalowych piszczałek. Gdy powieje wiatr, piszczałki będą śpiewać Polakom, poległym w bratobójczych walkach. Najpierw nie śpiewały. Potem coś poprawiono i grzmienie fletów wprawiało w panikę pasące się na łąkach stada krów”[ref]Minkowski, Nie bądź Piggy, Warszawa 2004, s. 124. [/ref].

Idź do oryginalnego materiału