O nieznajomym, który twierdził, iż jest moim narzeczonym po tym, jak straciłam pamięć — ale reakcja mojego psa odkryła prawdę
Po wypadku, który zmienił moje życie, obudziłam się bez pamięci i z nieznajomym przy łóżku, który mówił, iż jest moim narzeczonym. Nie pamiętałam go, ale mu ufałam — aż do momentu, gdy dziwne zachowanie mojego psa sprawiło, iż zaczęłam wszystko kwestionować. Czy ten naprawdę był tym, za kogo się podawał?
Nigdy nie myślisz, iż coś strasznego może ci się przytrafić. To był zwykły wieczór. Wracałam do domu po spotkaniu z przyjaciółką, śpiewając pod nosem ulubione piosenki.
W jednej chwili wszystko się zmieniło. Zza zakrętu wyłonił się rozpędzony samochód i uderzył w moje auto. To był ostatni moment, który pamiętałam.
Obudziłam się w szpitalu. Lekarze powiedzieli, iż byłam w śpiączce przez półtora tygodnia. Mówili, iż miałam szczęście, bo mogłam skończyć niepełnosprawna. Ale nie czułam się szczęśliwa.
Miałam częściową amnezję. Pamiętałam rodzinę, przyjaciół, mojego psa.
Niektóre wspomnienia były na miejscu, ale nie pamiętałam, gdzie pracowałam. Nie wiedziałam, pod jakim adresem mieszkam, choć pamiętałam, jak wygląda dom.
Najważniejsze było to, iż nie pamiętałam *jego*. Faceta, który — według lekarzy — nie opuszczał mnie ani na chwilę, odkąd trafiłam do szpitala.
Faceta, którego zobaczyłam, gdy się obudziłam. Faceta, który mówił, iż jest moim narzeczonym. Miał na imię Bartosz. Patrzyłam na niego i widziałam tylko obcego człowieka.
„Dlaczego mnie nie pamięta? Pamięta rodzinę, przyjaciół, a mnie nie?” — pytał lekarza.
„Przy częściowej amnezji tak bywa. Pacjent traci tylko wybrane wspomnienia” — tłumaczył lekarz.
„Byliśmy razem prawie półtora roku. Zaręczyliśmy się. Planowaliśmy ślub. Co mam teraz zrobić?” — Bartosz wydawał się zrozpaczony.
„Może pan opowiadać o waszym związku, pokazywać zdjęcia. Być może to pomoże” — zasugerował lekarz.
„A jeżeli nie?”
„Skoro już raz się w panu zakochała, może zakocha się ponownie” — powiedział lekarz i wyszedł.
Od tamtej rozmowy Bartosz przychodził z pełnymi rękami. Zdjęcia, prezenty, historie o tym, jak się poznaliśmy, naszych randkach, wspólnym mieszkaniu. Ale…
„Przepraszam, ale naprawdę nic z tego nie pamiętam” — mówiłam.
„Nic nie szkodzi, przejdziemy przez to razem” — odpowiadał, ściskając moją dłoń.
Mama nie przestawała mnie wypytywać choćby w szpitalu.
„Nie mogę uwierzyć, iż nic mi nie mówiłaś o Bartoszu!”
„Mamo, przecież nic nie pamiętam. Co mam powiedzieć?”
„Bartosz twierdzi, iż mieliście mi powiedzieć po oświadczynach, ale zdążył cię tylko spytać, zanim miałeś wypadek. Ale wiesz… jakoś mi to nie pasuje. Zawsze byłaś taka skryta” — mówiła.
Tak mijały dni. Opowieści Bartosza, pretensje mamy, aż w końcu lekarz pozwolił mi wrócić do domu.
Bartosz odebrał mnie ze szpitala i pojechaliśmy do „naszego” domu.
Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę Burka, mojego psa. Tęskniłam za tym małym wiercipiętą bardziej, niż potrafiłam to wyrazić.
Gdy tylko podjechaliśmy pod dom, usłyszałam głośne szczekanie. Burek był tak samo podekscytowany jak ja.
Ale gdy tylko Bartosz otworzył drzwi, pies rzucił się na niego, warcząc i próbując ugryźć.
Burek to jamnik, mały psiak, który nigdy tak się nie zachowywał wobec kogoś, kogo znał.
„Zabierz go ode mnie! Uspokój go!” — krzyknął Bartosz, odpychając psa.
„Burek! Do nogi!” — zawołałam, ale pies nie reagował. „Do nogi, mówię!” — powtórzyłam stanowczo.
Burek podszedł, merdając ogonem, ale wciąż warczał na Bartosza. „Cicho, już” — powiedziałam, biorąc go na ręce.
Przestał na chwilę, ale gdy tylko podeszłam bliżej do Bartosza, znowu próbował się wyrwać.
„Zamknij go na podwórku” — warknął Bartosz.
„Dlaczego?”
„Bo chce mnie zjeść!” — jakby to było oczywiste.
„Nie rozumiem. Mówiłeś, iż mieszkamy razem. Dlaczego on tak na ciebie reaguje?”
„Nie wiem, nigdy mnie nie lubił. Gdy byłaś w szpitalu, ja tu byłem, a twoja mama się nim zajmowała. Może zapomniał” — tłumaczył.
Zmarszczyłam brwi, ale nie powiedziałam nic. Wzięłam Burka na podwórko i przez godzinę się z nim bawiłam.
Tęskniłam za nim okropnie, i on za mną też. Wytłumaczenie Bartosza nie miało sensu.
Byłam w szpitalu, a Burek *mnie* nie zapomniał. Wróciłam do domu, a pies natychmiast zaszczekał. Nie przestawał. Rozbolała mnie choćby głowa.
„To naprawdę dziwne” — powiedziałam.
„Co?”
„Zachowanie Burka. Nigdy tak się nie zachowywał” — odparłam.
„No nie wiem, to tylko pies. Trudno zgadnąć, o czym myśli” — mruknął.
„Gdzie mój telefon?” — nagle uświadomiłam sobie, iż choćby o niego nie pytałam w szpitalu.
„Zniszczył się w wypadku. Kupię ci nowy jutro” — odpowiedział.
„Dobrze, bo chcę się spotkać z Olą” — powiedziałam.
„Eee… Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł” — odparł.
„Dlaczego?”
„Lekarz mówił, iż potrzebujesz odpoczynku” — stwierdził.
„Nic takiego nie mówił. Co, nie mogę już widywać się z przyjaciółką?”
„Poczekaj trochę” — powiedział.
Coraz bardziej mnie to niepokoiło. Nie pamiętałam Bartosza, Burek traktował go jak obcego, a teraz jeszcze miałam nie widywać się z przyjaciółmi?
„Przenocuję w innym pokoju, z Burkiem, jeżeli nie masz nic przeciwko” — powiedziałam. Nagle bałam się spać w jednym łóżku z Bartoszem.
„Dlaczego on nie może spać na dworze?”
„Bo to domowy pies. Nie mieszka na zewnątrz” — odparłam.
„Zawsze zostawialiśmy go na dworze” — rzucił.
Zmarszczyłam brzy jeszcze bardziej. *Nigdy* nie zostawiłabym Burka na noc na dworze. To nie w moim stylu.
Spędziłam noc w gościnnym pokoju z Burkiem, a Bartosz w sypialni. Tak cz