Halloween i Wszystkich Świętych
Każde pokolenie mówi o przemijaniu na swój sposób. Jedni zapalają znicz i realizowane są w ciszy.
Drudzy wycinają dynię z uśmiechem, który ma oswoić to, czego człowiek od zawsze się lęka.
Na przełomie października i listopada spotykają się dwa światy: ten poważny, skupiony i cichy, oraz ten młodszy, który próbuje oswoić myśl o śmierci poprzez zabawę, maskaradę, symbol.
Jedni wybierają tradycję, drudzy — popkulturowy rytuał. A przecież oba wyrastają z tego samego pragnienia: pamiętać, skąd przyszliśmy, i zrozumieć, dokąd idziemy.
W regionie, w którym szacunek do tradycji splata się z praktycznym podejściem do życia, te dni wciąż mają wyjątkowy rytm. Cmentarze rozświetlają się ciepłym blaskiem lampionów. W domach wspomina się bliskich. Ale jednocześnie na ulicach widać dzieci z papierowymi latarenkami, a w oknach pojawiają się dynie — czasem straszne, czasem uśmiechnięte, czasem tylko symboliczne.
To jak na powolny dialog czasów. Z ciekawością, z ostrożnością, czasem z uśmiechem.
Dwa języki tej samej tęsknoty
Bo czy sposób ma znaczenie, jeżeli intencja jest podobna? Jedni chcą uczcić świętych i pamięć o zmarłych w ciszy, drudzy chcą „oswoić śmierć”, by mniej bolała, wszyscy — próbują zmieścić w sercu myśl, iż życie jest kruche, a pamięć ważna.
Tam, gdzie kiedyś dominowała wyłącznie powaga, dziś pojawia się trochę humoru. Tam, gdzie młodość widziała tylko zabawę, dorasta refleksja.
To naturalny ruch świata.
Od rzepy do dyni — ten sam płomień
Warto pamiętać, iż dynia — ten symbol współczesnych jesiennych dekoracji — ma starszą, prostą historię. Zanim pojawiły się szklane i parafinowe znicze, ludzie zapalali światło w tym, co było pod ręką: w glinianych lampkach, w łuczywach, w wydrążonych warzywach. W dawnych irlandzkich i szkockich wsiach rzepy i buraki służyły jako pierwsze latarnie pamięci.

„W Irlandii, w czasie Halloween, wydrążaliśmy rzepy, tworząc w nich latarnie z przerażającymi twarzami” — pisze National Museum of Ireland
Metalowe latarnie były drogie, więc ludzie zamiast tego wydrążali warzywa korzeniowe.
To, co dziś nazywamy lampionem z dyni, było kiedyś po prostu światełkiem pamięci. Forma się zmieniła, sens nie: zapalić płomień, by pamiętać i by się nie bać.
Może więc nie chodzi o to, by wybierać między tradycją a modą. Może wystarczy uznać, iż pamięć ma wiele barw, a człowiek od zawsze szukał sposobu, by nadać sens temu, co nieuchronne.
I choćby jeżeli jednego wieczoru na ulicy spotkają się czarownica, anioł i ktoś niosący znicz — to przecież w środku jest ten sam impuls: pamiętać, nie zapomnieć, przyjąć życie takim, jakie jest.













