"Nie ma na co czekać, ukradnij mnie już teraz” – śpiewa w jednym ze swoich wielkich hitów Kaśka Sochacka. Pod tymi słowami prawdopodobnie podpisałoby się wiele osób, które mają za sobą pierwsze udane randki. Bo skoro zaiskrzyło, to po co marnować czas. Życie jest krótkie, więc szybka deklaracja.
"Slow burn", czyli miłość potrzebuje czasu
Takie podejście do randkowania przestaje być już modne. Jak informuje portal Huffpost młodzi ludzie, a zwłaszcza kobiety, są już znudzone "nanoships", czyli relacjami pełnymi namiętności, ale krótkotrwałymi, nie kręci ich już "future proofing", czyli ustalanie wspólnych celów na przyszłość od już po paru randkach.
Te i inne modne jeszcze niedawno style randkowania powoli wypiera nowy trend. Na portalach randkowych typu Tinder czy Bumble coraz częściej pojawiają się wzmianki o potrzebie budowania relacji "slow burn". Na czym to polega? Krótko mówiąc na braku ciśnienia. Ma być ogień, ale niewielki. Jak z czasem się rozpali, to dobrze, a jak zgaśnie, to też nic się nie stanie.
"Slow burn", jak zauważa amerykańska ekspertka od związków Laurel House nie jest metodą dla niecierpliwych. Ktoś, kto już po paru randkach chce dowodów na to, iż warto się zaangażować w tę relację, będzie zawiedziony. Tam samo jak ten, kto liczy na szybkie "benefity", takie jak seks.
Pierwsze wrażenie? Mało ważne
Zadowoleni będą za to ci, którzy pamiętają, co powtarzały nasze babcie. Że z miłością to nie ma co się tak spieszyć, trzeba się najpierw dobrze poznać, a poważne deklaracje składać po paru latach "chodzenia ze sobą". Oczywiście chodzenia na randki, bo o chodzeniu do łóżka nie ma mowy.
Popularność tego stylu zdaniem ekspertów bierze się ze zmęczenia szybkim tempem nawiązywania relacji. I z licznych rozczarowań, kiedy okazywało się, iż choć początku wszystko grało, to gwałtownie wyszło, iż to była katastrofalna pomyłka.
Tu na pierwszej randce może ani trochę nie iskrzyć. Wady mogą przesłaniać jakiekolwiek zalety. Bo nie jest istotne, jak relacja się zaczyna, tylko jak się rozwinie.
"Na początku osoby randkujące mogą mówić, iż nie czują chemii, ale mogą wyczuwać potencjał na nawiązanie relacji, a choćby na bycie przyjaciółmi. I jeżeli nie odrzucą tego potencjału po jednej randce, to wszystko może się zdarzyć" – wyjaśnia Laurel House w rozmowie z portalem Huffpost.
Samo się nie zrobi
Nie oznacza to jednak, iż trzeba bezczynnie czekać na to, jak ta relacja się rozwinie. Owszem, wszystko ma być slow – powoli, bez presji. Ale istotny jest też "burn". Bez tego ognia nie ma sensu i trzeba go podtrzymywać. Randkami, kwiatami, drobnymi prezentami, czułymi gestami.
Tylko bez przesady. A przede wszystkim bez oczekiwania, iż to gwałtownie przerodzi się w miłość na całe życie. Do tego trzeba czasu i starań – z obu stron.