Nowo narodzone szczęście 🌺🌸🌼

polregion.pl 4 dni temu

Dawniej, dawno temu, w Polsce rozegrała się pewna historia

Panie, proszę przestać za mną chodzić! Mówiłam już, iż noszę żałobę po mężu. Niech mnie pan nie prześladuje! Zaczynam się pana bać! podniosłam głos, czując, jak dławi mnie złość.

Pamiętam, pamiętam Ale mam wrażenie, iż ta żałoba jest bardziej po pani niż po nim. Wybaczcie nie ustępował mój wielbiciel.

Przyjechałam do sanatorium, szukając spokoju, śpiewu ptaków w lesie, a nie natrętnych zalotów. Mój mąż zmarł nagle, niespodziewanie. Potrzebowałam czasu, by pogodzić się z tą stratą.

Razem z mężem, Bogdanem, oszczędzaliśmy na remont mieszkania, odmawiając sobie wszystkiego. Aż tu nagle Bogdanowi zrobiło się słabo, karetka nie zdążyła pomóc. To był drugi zawał. Po pogrzebie zostałam sama bez drugiej połówki, bez remontu, za to z dwoma nastoletnimi synami. Czułam, jak opadają mi ręce. Jak przeżyć tę pustkę?

W pracy zaoferowali mi pobyt w sanatorium. Opierałam się. Nie chciałam choćby wychodzić z domu. Ale koledzy nalegali:

Nie jesteś pierwszą wdową i nie ostatnią. Masz dzieci. Trzeba żyć! Jedź, Bożeno, odpocznij, uporządkuj myśli.

Więc pojechałam, choć serce mi się krajało.

Minęło czterdzieści dni od śmierci Bogdana. Ból nie ustawał. W sanatorium trafiłam do pokoju z wesołą dziewczyną, Kasią.

Promieniowała radością, aż mnie to irytowało. Nie miałam ochoty dzielić się z nią swoim smutkiem. Po co młodej dziewczynie moje żale? Do Kasi zalecał się animator wiadomo, w takich miejscach zawsze jest pełno samotnych mężczyzn, rozwodników albo wdowców. Próbowałam ją ostrzec: pewnie był już po drugim, może trzecim małżeństwie.

Kasia tylko się śmiała:

Oj, nie straszcie mnie, Bożeno! Ja już nie taka naiwna

I nie taka naiwna wieczorami znikała na randki. Ja zaś tydzień spędziłam zamknięta w pokoju. Czytałam książkę, choć nie pamiętałam, o czym była, patrzyłam w telewizor, nie widząc ekranu.

Pewnego ranka obudziłam się w dziwnie dobrym nastroju. Wyjrzałam przez okno cudownie! Pomyślałam: przejdę się po lesie, posłucham ptaków, odetchnę świeżym powietrzem. I wtedy spotkałam go

Zauważyłam go wcześniej w jadalni. Niski, z natarczywym spojrzeniem od razu wzbudził moją niechęć. Był o głowę niższy. Brr Nieprzyjemny typ.

Ale był schludny, starannie ogolony, ubrany jak od święta. Przy każdym posiłku kłaniał mi się z przesadną uprzejmością. Ja ledwo kiwałam głową z grzeczności. Aż pewnego razu podszedł do mojego stolika.

Smutno pani? zapytał aksamitnym głosem.

Nie odparłam sztywno.

Niech pani nie oszukuje. Smutek maluje się pani na twarzy. Może mogę pomóc? nie dawał za wygraną.

Zgadł pan. Żałoba po mężu. Jeszcze jakieś pytania? sięgnęłam po serwetkę, dając do zrozumienia, iż rozmowa skończona.

Przepraszam, nie wiedziałem. Współczuję. Ale może się poznamy? Wiesław przedstawił się pośpiesznie, jakby bał się, iż zaraz zniknę.

Bożena mruknęłam niechętnie i wstałam od stołu.

Od tej pory Wiesław przy kolacji zawsze przynosił mi bukiet dzwonków tych kwiatów było pełno w okolicy. Nie ukrywam, było mi miło. Ale nie zamierzałam wdawać się w romans. Po co?

On jednak nie rezygnował. Zaczął towarzyszyć mi na wieczornych spacerach. Co więcej, specjalnie zakładałam buty bez obcasów, żeby nie było widać różnicy w naszym wzroście. Ale Wiesławowi jego niski wzrost i błyszcząca łysina najwyraźniej nie przeszkadzały. Zrozumiałam, iż kobiety uwodził głosem. Nigdy nie słyszałam tak niskiego, ciepłego barytonu. I chyba wpadłam w jego sidła

Zaczęliśmy chodzić na wieczorne tańce, jeździliśmy do miasta po owoce Wiesław kilka razy próbował mnie namówić, żebym wstąpiła do jego pokoju. Ja jednak, jak żołnierz na warcie, nie ustępowałam.

W końcu przypomniał:

Bożeniu, jutro wyjazd. Może wieczorem wpadniesz do mnie na herbatę? Co?

Zastanowię się odparłam wymijająco.

Nadszedł ostatni wieczór. Postanowiłam nie robić mu przykrości i przyszłam, choć wiedziałam, jak to się skończy

Stół był pięknie nakryty, zastawa jak od święta. Pewnie pożyczył z jadalni pomyślałam z uśmiechem. Wiesław podał mi krzesło. Nagle pojawiło się świętne wino.

Zaczynamy, Bożenko? Nie wiem, jak jutro się rozstać Zostawisz mi adres. Na pewno przyjadę powiedział cicho.

Drugiego dnia zapomnisz. Znam was, mężczyzn. Za co pijemy, Wiesiu? byłam gotowa na wszystko.

Nie domyślasz się? Za miłość, Bożenko, za miłość! uniósł kieliszek.

Rano obudziliśmy się w objęciach. Boże, po co tyle dni się opierałam? Dlaczego od razu nie przyszłam? Tyle czasu straconego! Pokochałam go jak dziewczyna. A dzisiaj trzeba pakować walizki i wracać do domu.

Pożegnałam się z Kasią. Siedziała na łóżku i płakała.

Co się stało? zapytałam.

Jestem w ciąży, Bożeno. Nie wiem, od kogo szlochała.

Twój animator? próbowałam zgadnąć.

Nie wiem Poznałam jeszcze jednego, z sąsiedniego domu wczasowego. Żonaty tłumaczyła doświadczona Kasia.

Ojej, Kasiu Zadzwoń do rodziców. Niech przyjadą, pomogą. Jak oni cię tu samą puścili? Chodźmy do kierownika, może coś doradzi.

Kasia wybiegła w łzach. Biedna dziewczyna, jeszcze się w życiu nacierpi

Pakowałam się z ciężkim sercem. Te dwadzieścia cztery dni stały się takie bliskie. Zwłaszcza Wiesiek

Gdy podjechał autobus, Wiesław przyszedł mnie odprowadzić. Z bukietem dzwonków w ręku. Zaczęłam płakać, mocno go przytuliłam. I tyle. Romans się skończył. Serce ścisnęło się z bó

Idź do oryginalnego materiału