Nowa teściowa, nowe życie — i żadnych zmartwień

newsempire24.com 6 dni temu

Nowa teściowa, nowe życie – i zero zmartwień

– Krzysiek, nie zapomnij kupić na weekend miodownika i więcej owoców – przypomniała mężowi Kinga, rzucając okiem do lodówki.

– Po co? Obchodzimy jakieś święto? – zdziwił się Krzysztof, bawiąc się paczką kawy.

– Znowu zapomniałeś? W sobotę przyjeżdża mama! Z nowym mężem. Będą teraz mieszkać w naszym mieście! – powiedziała Kinga z naciskiem.

– Jak to „mieszkać tu”? Mamy dwupokojowe mieszkanie – jęknął Krzysztof, odkładając kawę.

– No nie u nas, oczywiście – załamała ręce Kinga. – Mama przeszła na emeryturę, wyszła za mąż i chce być bliżej nas. By widywać wnuka, pomagać.

Krzysztof skinął głową i obiecał kupić wszystko, ale w środku narastał niepokój. Jego teściowa, Halina Władysławówna, zawsze wzbudzała w nim wewnętrzny dreszcz. Nie kobieta – a skała. Wychowana w rygorze, chłodna, z idealnym uczesaniem i tonem dowódcy, całe życie pracowała w kolei, trzymając podwładnych twardą ręką. Za każdym razem, gdy opowiadała, jak karciła pracowników, Krzysztof cieszył się w duchu, iż nie jest pod jej rozkazami.

A teraz – będzie tuż obok. Czy jej tytaniczna energia skieruje się na ich rodzinę? A jeżeli zacznie mieszać się w wychowanie Maćka, rozkazywać, mówić, jak żyć?

Kinga była zachwycona. Pomoc z Maćkiem, szkoła, lekcje – nie będzie już pędzić z pracy w panice. „Mama weźmie to na siebie” – zapewniała. Ale Krzysztof czuł, iż spokojne dni dobiegły końca.

Nadeszła sobota. Rozległ się dzwonek do drzwi.

– Krzysiu, mama jest! – zawołała z euforią Kinga, biegnąc do przedpokoju.

Otworzyła drzwi… i zastygła. Na progu stała dwójka. Obok postawnego, dobrodusznego mężczyzny – drobna kobieta o miękkim uśmiechu i krótkiej, jasnej fryzurze. Krzysztof oniemiał. To na pewno nie była ta sama Halina Władysławówna, którą znał!

Wtedy kobieta, znajomym, ale dziwnie ciepłym głosem, powiedziała:

– Dzieci, jakże za wami tęskniłam! Krzyśku, Kingo, Maćku, witajcie, kochani!

Krzysztof wymienił spojrzenie z żoną. A mężczyzna już mocno ściskał jego dłoń:

– No witaj, zięciu! Jestem Wiktor Stanisławowicz. Liczę, iż się zaprzyjaźnimy! – I z szerokim uśmiechem wciągnął ciężką torbę do kuchni.

Halina przytuliła córkę, potem wnuka, a choćby Krzysztof dostał swoją porcję uścisków. Stał, nie wierząc w to, co się dzieje.

Tymczasem Wiktor Stanisławowicz wyciągał z torby słoiki z ogórkami, wędliny i, jak to zwykle bywa, butelkę czystej. Zauważył spojrzenie Krzysztofa i roześmiał się:

– No jakże! Teraz jesteśmy rodziną. Chcesz, opowiem ci, jak poznałem twoją Halinkę?

Okazało się, iż Wiktor był brygadzistą w pobliskiej lokomotywowni. Pewnego dnia nadeszła kontrola – a wśród inspektorów była ona. Surowa, stanowcza. Nie dał się zastraszyć, powiedział, co myśli. Próbowała go zmiażdżyć autorytetem – nie wyszło. A gdy z przekąsem nazwał ją „czarującą kobietą”, po raz pierwszy od lat się zaróżowiła.

Tak się zaczęło. Potem randka, kawa, łódka, grzyby i miłość. Wiktor obudził w Halinie nie tylko kobietę, ale i ciepłą babcię. Teraz razem odbierają Maćka ze szkoły, jeżdżą z nim na wieś, Halina wciągnęła się w wędkowanie, a niedawno przeglądali łodzie w internecie.

– Przyjeżdżajcie do nas na wieś, Krzysiu – powiedziała kiedyś. – Wciąż praca i praca… A kiedy żyć?

Gdy kolega Krzysztofa, Tomek, usłyszał, jak zmieniła się jego teściowa, tylko westchnął:

– No to ci się poszczęściło. U nas teściowa mało rodzinę nie rozwaliła, a u ciebie – złoto!

I Krzysztof się z nim w pełni zgadzał. Teraz patrzył na Halinę Władysławównę zupełnie inaczej. Bo czasem serce z lodu tylko czeka, by ktoś je ogrzał.

Idź do oryginalnego materiału