Karolina przygotowywała kolację, nakrywając stół dla siebie i męża. Wieczór zapowiadał się cichy i przytulny, aż nagle ciszę przerwał ostry dźwięk dzwonka do drzwi. Nie spodziewali się gości, a ten dźwięk zawisł w powietrzu niczym zapowiedź czegoś nieoczekiwanego.
— Wojciech, otwórz, proszę, kto tam? — zawołała Karolina z kuchni, wycierając ręce w ścierkę.
Wojciech oderwał się od telewizora i niechętnie podszedł do drzwi. Gdy je otworzył, zamarł, nie wierząc własnym oczom.
— Ciociu Halino? Skąd pani się wzięła? — W jego głosie brzmiało autentyczne zdumienie. Stała przed nim starsza siostra jego zmarłej matki, kobieta, której nie widział od lat.
— Dobry wieczór, Wojtku. Postanowiłam was odwiedzić. Mogę wejść? — Halina uśmiechnęła się lekko, ale w jej oczach przemknął cień zmęczenia.
— Oczywiście, proszę bardzo! — Wojciech odsunął się, przepuszczając gościa. — Ale dlaczego nie uprzedziła pani? Odebrałbym panią z dworca.
— Ot, spontanicznie się złożyło — odpowiedziała, ostrożnie stawiając na podłodze ciężką torbę. — Byłam u twojej siostry w Poznaniu, a teraz do was, do Wrocławia, zawitałam.
Karolina, usłyszawszy głosy, wyszła z kuchni, poprawiając fartuch. Na widok gościa delikatnie zmarszczyła brwi.
— Dzień dobry, pani Halino! Co za niespodzianka… Zostanie pani z nami na kolację?
— Dziękuję, nie odmówię — odparła kobieta, kierując się do łazienki, by umyć ręce.
Karolina rzuciła mężowi pytające spojrzenie, ledwo powstrzymując irytację.
— Nie miałem pojęcia, iż przyjedzie — szepnął usprawiedliwiająco Wojciech.
— I na długo się u nas zatrzymuje? — Karolina skrzyżowała ramiona. — Mamy ją teraz oprowadzać, karmić? Po co adekwatnie się zjawiła?
— Uspokój się, zaraz wszystko wyjaśnimy — Wojciech wzruszył ramionami, starając się nie nakręcać atmosfery.
Po powrocie Halina postawiła na stole torbę z upominkami.
— Przyniosłam wam ze wsi: świeży miód od sąsiada, czosnek, zioła. W mieście za takie rzeczy pewnie majątek biorą. No to opowiadajcie, jak wam się żyje? Jak wasz synek?
— Jakoś to leci — zaczął Wojciech. — Mieszkanie na kredyt wzięliśmy, harujemy, kręcimy się. Kacper jest w drugiej klasie liceum, wciągnął się w programowanie. Zaraz wróci z treningu. A u pani jak?
— Dobrze, iż mieszkanie macie — skinęła Halina. — A ja postanowiłam rodzinę odwiedzić. Po śmierci twojej mamy, Wojtku, kontakt się urwał. Nie przyjeżdżacie, macie swoje sprawy, rozumiem. A mnie na wsi samotnie smutno. Starość, jak to mówią, nie radość…
— Kotlety, Karolinko, palce lizać — dodała, odgryzając kawałek. — I mieszkanie przytulne, brawo.
— A długo pani z nami zostanie? — ostrożnie spytała Karolina, starając się ukryć niecierpliwość. Wojciech rzucił jej karcące spojrzenie.
— Na trzy dni — odparła Halina. — Chcę Wrocław pooglądać, dawno nie byłam. Potem pojadę dalej. Odwidzę was, Kacpra. Ty, Karolinko, taka śliczna i gospodarna.
Karolina wymusiła uśmiech. Komplementy były miłe, ale sytuacja wciąż ją męczyła.
— Chyba będzie pani spała w kuchni, na składaku — powiedziała. — Mamy tylko dwa pokoje: jeden nasz, drugi Kacpra.
— Ja się nie wybrzydzam, gdzie położysz, tam się wyśpię — machnęła ręką gość. — Dziękuję za kolację, wszystko było pyszne.
W tej chwili do mieszkania wpadł zadyszany Kacper z plecakiem na ramieniu.
— Synu, to ciocia Halina, siostra twojej babci Marii — przedstawił Wojciech. — Pewnie nie pamiętasz, byłeś mały, jak jeździliśmy.
— Dzień dobry — Kacper przyjrzał się gościowi uważnie. — Naprawdę pani podobna do babci Marii…
— Miło cię poznać, Kacperze — uśmiechnęła się Halina. — Słyszałam, iż programowaniem się interesujesz?
— Tak — ożywił się chłopak. — Tylko komputer mi stary, ciągle się zawiesza. Piszę programy, ale wszystko ślamazarnie działa.
— Brawo, tak trzymaj. Programiści teraz na wagę złota — poklepała go po ramieniu.
— A pani czym się zajmowała? — zainteresował się Kacper.
— Byłam lekarzem, potem wykładałam w akademii medycznej. A później wyszłam za mąż, przeprowadziłam się na wieś. I tam zostałam. Pomagać ludziom, Kacperze, to wielka rzecz.
— Zajebiste — skinął głową pod wrażeniem.
— No to może pościelimy pani, odpocznie — zaproponował Wojciech. — Jutro mam wolne, pokażę pani miasto.
— Dziękuję, Wojtku, z chęcią — odpowiedziała Halina, a jej głos zadrżał ze szczerej wdzięczności.
Gdy wszyscy zniknęli w swoich pokojach, Karolina, leżąc już w łóżku, zaczęła szeptem wyliczać mężowi:
— Co to za nowiny? Przyjechała nagle, z miodem i czosnkiem, i myśli, iż mamy skakać z radości? Teraz ją zabawiać, karmić! Co to w ogóle za ludzie?
— Karolina, uspokój się — cicho odpowiedział Wojciech. — To moja jedyna ciocia. Wychowała moją mamę, ich rodzice wcześnie odeszli. Życie miała ciężkie: męż, syn — wszystkich straciła. Potem jeszcze raz wyszła za mąż, na wieś pojechała, gospodarstwo prowadziła. A i drugi mąż zmarł. Wyobrażasz sobie, jak jej samotnie? A ona się trzyma, do rodziny jeździ. Nic strasznego, wytrzymaj te parę dni.
— Znam jej historię, mama mi opowiadała — burknęła Karolina. — Ale tak się nie robi. Jutro jadę do mojej matki, a ty się nią zajmij.
— Dobrze — westchnął Wojciech. — Jakoś to ogarnę.
Następnego dnia Wojciech z Haliną i Kacprem poszli zwiedzać Wrocław. Karolina pojechała do matki. Gdy wieczorem wróciła, usłyszała w mieszkaniu głośny śmiech syna i cioci Haliny. Kuchenny stół uginał się od toreb z zakupami i prezentami.
— Co się tu dzieje? — zdziwiła się Karolina, rozglądając po tym chaosie.
— Karolinko, to jaW jednej z tych toreb Karolina znalazła klucze do luksusowego mieszkania w samym centrum Warszawy i karteczkę z napisem “Dla waszej rodziny, z miłością – Halina”.