Nikomu nie zdradziłam

polregion.pl 2 godzin temu

„Nikomu nie powiedziała”

– Ludwiko Stanisławo, jak mogłaś do tego dopuścić? – wrzeszczała sąsiadka Bronisława Kazimierza, wymachując rękami w korytarzu kamienicy na Woli. – Jesteś matką! Jak możesz tak obojętnie patrzeć, co się dzieje z twoją córką?

– Cicho bądź! – syknęła Ludwika, rozglądając się nerwowo. – Obudzisz pół kamienicy tym krzykiem!

– A mnie tam! Niech wszyscy wiedzą, jaka z ciebie matka! Kinga od trzech miesięcy nie wychodzi z pokoju, ledwo je, a ty udajesz, iż nic się nie dzieje!

Ludwika zacięła usta i weszła do swojego mieszkania, trzasnąwszy drzwiami. Bronisława jeszcze postała chwilę, po czym odeszła, głośno prychnąwszy.

W pokoju było duszno i cicho. Kinga leżała na łóżku, odwrócona do ściany, udając, iż śpi. Matka podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Chłodne, jesienne powietrze wpadło do środka, poruszając firankami.

– Kinga, wstawaj. Czas na obiad – powiedziała cicho Ludwika.

Córka choćby nie drgnęła. Matka usiadła na krawędzi łóżka.

– Wiem, iż nie śpisz. Porozmawiajmy, dobrze?

– O czym tu rozmawiać? – odparła Kinga, nie odwracając się. – Wszystko się już wydarzyło.

– Wydarzyło, nie wydarzyło. Życie toczy się dalej. Trzeba coś postanowić.

Kinga gwałtownie odwróciła się do matki. Miała bladą twarz i opuchnięte od płaczu oczy.

– Co postanowić, mamo? Co? On za tydzień żeni się z tą swoją Basią z politechniki! A ja głupia siedziałam i czekałam, aż skończy studia!

– Kochanie, po co się tak męczysz? – Ludwika pogładziła córkę po włosach. – Widocznie nie było wam pisane. Znajdziesz innego, dobrego.

– Innego? – Kinga usiadła i spojrzała na matkę pustym wzrokiem. – Mamo, ty nie rozumiesz. Ja…

Zawahała się i znowu odwróciła do ściany.

– Co, córeczko? Mów, co się stało.

– Nic. Po prostu bardzo boli.

Ludwika westchnęła i wstała.

– No dobrze, poleż sobie. Ale wieczorem zjesz kolację. Zupełnie z ciebie wiało.

Matka wyszła do kuchni przygotować obiad. Kinga została, wpatrując się w sufit. W brzuchu coś ją ciągnęło i kłuło. Położyła dłoń na brzuchu i przesunęła ją po cienkiej koszuli nocnej.

– Co my teraz zrobimy? – szepnęła.

W kuchni szczękały garnki, na patelni coś się smażyło. Pachniało cebulą i ziemniakami. Kingę trochę mdliło, jak każdego dnia od tygodni.

Wieczorem przyszła ciocia Halina, młodsza siostra matki. Pracowała jako pielęgniarka w szpitalu i jako jedyna w rodzinie miała wykształcenie medyczne.

– No i jak tam nasza pacjentka? – zapytała, wieszając w przedpokoju płaszcz.

– Wciąż leży, nic nie je. Zamarudziła mnie już na śmierć – poskarżyła się Ludwika.

– A do lekarza ją zabrałaś?

– Gdzie jej tam? choćby wstać nie chce.

Ciocia Halina weszła do pokoju Kingi.

– Witaj, siostrzenico. Co u ciebie?

– Normalnie – burknęła Kinga, nie odwracając się.

– No to się odwróć – powiedziała stanowczo ciocia Halina. – Niech ci się przyjrzę.

Kinga niechętnie się obróciła. Ciocia Halina przyjrzała się jej twarzy, potem wzięła za rękę i zmierzyła puls.

– Kiedy ostatnio normalnie jadłaś?

– Nie pamiętam – mruknęła Kinga.

– A okres kiedy miałaś?

Kinga drgnęła i gwałtownie spojrzała na ciotkę.

– Nie pamiętam.

– Jak to nie pamiętasz? Zastanów się.

– No… dawno. Chyba ze dwa miesiące temu.

Ciocia Halina zmarszczyła brwi.

– Kinga, wstawaj. Idziemy do łazienki.

– Po co?

– Sprawdzimy coś.

Kinga niechętnie wstała z łóżka. Nogi miała jak z waty, w oczach jej pociemniało.

– Oj – złapała się za ścianę.

– Co się dzieje?

– Kręci mi się w głowie.

Ciocia Halina pomogła jej dojść do łazienki i zamknęła drzwi.

– Rozbieraj się – powiedziała krótko.

– Ciociu, po co?

– Bo tak. Rób, co mówię.

Kinga powoli się rozebrała. Ciocia Halina obejrzała ją, dotknęła brzucha i piersi.

– Dobra, ubieraj się.

Wrócili do pokoju. Ciocia Halina usiadła na krześle i długo patrzyła na siostrzenicę.

– Kinga, powiedz szczerze. Miałaś z tym chłopakiem coś więcej?

Kinga poczerwieniała po same uszy.

– O czym ciocia mówi?

– Doskonale wiesz, o czym. Byliście razem?

Kinga opuściła głowę i skinęła.

– Byliśmy.

– A zabezpieczaliście się?

– Mówił, iż wszystko pod kontrolą, iż wie, co robi…

– Jasne. Kinga, jesteś w ciąży.

Słowa zawisły w powietrzu jak wyrok. Kinga siedziała nieruchomo, jakby nie rozumiejąc, co usłyszała.

– Co? – w końcu wykrztusiła.

– Jesteś w ciąży. Z trzy miesiące, nie mniej.

Kinga zakryła twarz rękami i rozpłakała się. Ciocia Halina podeszła i objęła ją.

– No co ty, no co ty. Nie płacz tak.

– Co teraz zrobimy? – wyszeptała Kinga. – On przecież żeni się z inną! A ja… ja…

– Najpierw trzeba się upewnić. Jutro jedziemy do lekarza. Potem zobaczymy.

– Mama się dowie?

– Na razie nikomu nie mów. Najpierw sprawdzimy.

Ciocia Halina wyszła, a Kinga przesiedziała całą noc na łóżku, nie wiedząc, co myśleć. W głowie migały jej fragmenty wspomnień – Marek, ich spotkania, jego obietnice, iż się ożeni, kiedy skończy studia…

Rano pojechały z ciotką do szpitala. Lekarz potwierdził to, co już wiedziała ciocia Halina – ciąża, czternaście tygodni.

– I co teraz? – spytała ciocia Halina, gdy wyszły z gabinetu.

– Nie wiem – Kinga była kompletnie zagubiona. – Naprawdę nie wiem.

– Najpierw trzeba pogadać z tym chłopakiem. Może się opamięta, jak się dowie.

– Nie, ciociu. On się nie opamięta. On kocha inną.

– Skąd wiesz? Może tylko przestKinga nigdy nie wyjawiła tej tajemnicy, ale każdego roku w rocznicę tamtego dnia zapalała w kościele świeczkę dla dziecka, które mogło być.

Idź do oryginalnego materiału