Niezrozumiana córka

newskey24.com 2 dni temu

Już podchodziłam pod dom, gdy w torbie zadzwonił telefon. Wyciągnęłam go i odebrałam bratu.

„Cześć, Tomek.” Bez skrupułów używałam jego dziecinnego przezwiska, choć był już dorosły i wyższy ode mnie.

„Nie zapomniałaś, iż mama ma za tydzień urodziny? I to jubileuszowe, swoją drogą,” przypomniał mi. Akurat w samą porę, bo faktycznie wyleciało mi to z głowy.

„Nie, nie zapomniałam,” bezczelnie skłamałam. „A ty już kupiłeś prezent?”

„Właśnie dlatego dzwonię. Spotkajmy się, omówimy.”

„Może do mnie wpadniesz? Albo jutro w przerwie obiadowej, w naszej kawiarni?” zaproponowałam.

„Zalatwione. O dwunastej będę na ciebie czekał. Zadzwonimy, jeżeli coś, okej? To do jutra.” I Antek się rozłączył.

Uwielbiam go, mojego młodszego brata. To osoba najbliższa memu sercu. Nie mama, tylko właśnie on. Teraz aż strach pomyśleć, iż kiedyś chciałam go zabić. Do dziś nie opuszcza mnie poczucie winy, szczególnie gdy na niego patrzę. I wstydu. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. A wtedy…

***

Moi przyszli rodzice poznali się na studiach i nie potrafili bez siebie wytrzymać ani dnia, chodzili wszędzie razem. Ale nie mieli gdzie być sami. Mama mieszkała z rodzicami, a ojciec w akademiku. Jedynym wyjściem dla zakochanych było wzięcie ślubu. O czym oznajmili rodzicom mamy. Westchnienia, namowy, by się nie spieszyć, łzy – nic nie pomogło. Młodzi byli nieugięci, z zapałem bronili swojego prawa do miłości. Rodzice musieli ustąpić.

Trzeba przyznać, iż mama ma taki charakter – jak już coś sobie wbije do głowy, idzie po trupach. Namówiła rodziców na skromne wesele, a zaoszczędzone złotówki przeznaczyli na wynajem mieszkania. Nie mogli przecież mieszkać z rodzicami w dwóch pokojach. Tak się stało.

Młodzi małżonkowie, w końcu mogąc być razem, każde wolne chwile spędzali w łóżku. Na zajęcia przychodzili niewyspani, zmęczeni, roznosząc wokół aurę miłości i szczęścia. Jak wszyscy zakochani wierzyli, iż ich uczucie przetrwa każdą próbę. A na horyzoncie nie było żadnych zmartwień. Cóż za naiwność!

Stało się to, co musiało się stać – mama zaszła w ciążę. Dla obojga to był szok i pierwsza poważna próba, którą przeszli z honorem. Do końca studiów zostało półtora roku. Dadzą radę.

Mama stała się kapryśna. Męczyły ją mdłości, ciągle była senna. Nie znosiła zapachów jedzenia, nie mogła gotować. Ojciec wieczorami przesiadywał z kolegami w akademiku. Zaczęły się kłótnie. Ale młodzi gwałtownie się godzili, zwłaszcza gdy mdłości minęły i mama znów gotowała.

Gdy się urodziłam, nastał czas chronicznego niewyspania i zmęczenia, a studiów nikt nie odwołał. Babcia i dziadek brali urlopy na zmiany, żeby się mną zajmować i dać mamie szansę skończyć studia. Mama często uciekała z wykładów, bo od nadmiaru pokarmu bolały ją piersi.

Jej wyczerpanie i nerwy udzielały się i mnie. Pewnie dlatego często płakałam i zasypiałam tylko na rękach. Rodzice z euforią zostawiali mnie komuś i biegli na uczelnię, żeby odpocząć, a jeżeli się udało – choćby się zdrzemnąć na zajęciach.

Miłość miłością, ale brakowało im doświadczenia i cierpliwości. Nagle zaczęli dostrzegać swoje wady, wypominać sobie różne rzeczy, licytować, kto co zrobił albo nie zrobił. Przez zmęczenie i niewyspanie kłótnie wybuchały często i o byle co. Ojciec znów uciekał do akademika. Wracał późno wieczorem, a wtedy kłótnie rozgrzewały się na nowo.

Ale w końcu zdali egzaminy, odebrali dyplomy, ojciec zaczął pracować. Minęły dni bez pieniędzy i bezsennych nocy. Trochę podrosłam, poszłam do żłobka, a mama też wróciła do pracy. Wtedy zaczęłam chorować. Mama często brała zwolnienia. Babcia i dziadek byli jeszcze młodzi, do emerytury daleko, nie mogli pomóc. Życie rzucało kolejne wyzwania. Ojciec zaczął zostawać po godzinach…

Pewnego dnia wrócił późno, a mama zrobiła mu awanturę.

„Dość!” krzyknął. „Nie mogę tak dalej. Nasz ślub był błędem. Zbyt się pospieszyliśmy… Kocham inną.” Po tych słowach spakował rzeczy i wyszedł.

Oczywiście tego nie pamiętam, byłam za mała. Coś usłyszałam od mamy, coś opowiedziała babcia, do czegoś doszłam sama, gdy podrosłam.

Niewiele młodych małżeństw wytrzymuje trudności codzienności i może pochwalić się trwałością. Po odejściu ojca mamę jakby ktoś podmienił. Często płakała, wyładowywała na mnie swoją złość i ból.

Jeśli rozlałam herbatę, upuściłam ciastko, mama mówiła, iż jestem niezdarna i cała w ojca. Uznałam, iż ojciec odejść z mojego powodu, bo jestem zła. Długo w to wierzyłam. Tak dorastałam z poczuciem winy.

„Wszystkie dzieci to dzieci, a ty brudaska, wszędzie znajdziesz błoto,” krzyczała. „Niezdara. Cała w ojca.”

Miałam wrażenie, iż sam mój widok drażnił mamę. Pewnie nie myliłam się, bo babcia często mówiła, iż jestem żywą kopią ojca. Musiałam akurat być do niego podobna.

Moim życiowym celem stało się – nie denerwować mamy. Ocena gorsza niż piątka była dla mnie tragedią. Wypruwałam żyły, żeby mamie dogodzić. Ale zadowolić ją było trudno.

Miałam słabe pismo.

„Co to za bazgranina? Jakby kura pazurem kreśliła. Notatki twojego ojca też były nie do odczytania,” krzywiła się mama.

Więc wieczorami zamiast się bawić, ćwiczyłam litery. I wypracowałam ładny charakter pisma. Ale mama choćby tego nie zauważyła.

Później mama wyszła ponownie za mąż. Stało się lżej, bo przestała na mnie zwracać uwagę. Wujek Wojtek często wpadał do mojego pokoju, bawił się ze mną, pomagał w lekcjach, dopóki mama go nie zawołała.

Pewnego dnia spytał, czy wolałabym braciszka czy siostrzyczkę. Ja nie chciałam nikogo. Chciałam, żeby mnie kochali. Odpowiedziałam, iż chyba braciszka. Wujek Wojtek się uśmiechnął i pogłaskał mnie po głowie. Mama nigdy tego nie robiła. Serce wypełniła mi wdzięI wtedy zrozumiałam, iż prawdziwa rodzina to nie ci, którzy dają ci życie, ale ci, którzy je wypełniają miłością, tak jak mój brat.

Idź do oryginalnego materiału