Chciałem tylko zorganizować spokojną kolację ze znajomymi – ale niespodziewany gość zmienił wieczór w koszmar.
Ten wieczór miał być symbolem małego zwycięstwa – świętowaniem mojego niedawnego awansu. Wymyśliłam wszystko w najdrobniejszych szczegółach: menu, wino, zastawę stołową, choćby playlistę z muzyką w tle. Chciałam czegoś ciepłego, kameralnego. Bez przepychu, ale z klasą. Po prostu zebrać bliskich, pośmiać się, porozmawiać, poczuć, iż życie to nie tylko praca i rachunki, ale też radość.
Zaprosiłam tylko pięcioro osób: moją najlepszą przyjaciółkę Ewę z mężem Krzysztofem, mojego dawnego znajomego z uczelni – Pawła, oraz koleżankę z pracy, z którą ostatnio się zbliżyłam – Magdę. Wszyscy się znali, więc atmosfera miała być swobodna, bez niezręczności i formalności. Zależało mi, żeby każdy czuł się jak w domu.
Wieczór zaczął się idealnie. Na stole pojawiły się przekąski – bruschetta, nadziewane pieczarki, różne sery. Wszyscy przyszli na czas, elegancko ubrani, w świetnych humorach. Wino lało się swobodnie, rozmowy płynęły gładko – Ewa z Magdą dyskutowały o podróżach, Paweł opowiadał zabawne historie z nowej pracy. Siedziałam i uśmiechałam się: wszystko szło zgodnie z planem.
A potem ktoś zapukał do drzwi.
Zdziwiłam się – wszyscy zaproszeni już byli na miejscu. Pomyślałam, iż to może sąsiad albo kurier pomylił mieszkania. Otwieram… i widzę nieznajomego mężczyznę, który od progu oznajmia:
— Cześć! Jestem Tomek, znajomy Ewy. Powiedziała, iż mogę wpaść. Nie będę przeszkadzał?
I, nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
Zamarłam. Ewa nigdy nie wspominała mi o żadnym Tomku. Spojrzałam na nią z niemym pytaniem w oczach – spuściła wzrok i cicho powiedziała:
— No, trochę przypadkowo mu powiedziałam… sam się narzucił…
Z trudem powstrzymałam irytację. Ale nie chciałam psuć wieczoru. Udawałam, iż wszystko w porządku, nalałam mu wina, przedstawiłam reszcie. Wszyscy wymienili spojrzenia, ale skinęli głowami. Staraliśmy się być uprzejmi.
Ale gwałtownie stało się jasne: to był ten jeden gość, którego nie powinno być na żadnej kolacji.
Tomek gadał bez przerwy, nie słuchał nikogo, ciągle przerywał, rzucał niestosowne żarty, śmiał się najgłośniej i to głównie z własnych słów. Wino w jego kieliszku znikało najszybciej, a wraz z nim – poczucie granic.
Ewa wyraźnie się spięła. Próbowała się uśmiechać, ale wyglądała, jakby chciała zapaść się pod ziemię. Krzysztof siedział ponuro, Paweł przewracał oczami, a Magda ledwo powstrzymywała się, by nie wyjść.
Kulminacją był moment, gdy Tomek nagle wstał i, zataczając się, wzniósł toast:
— Za przyjaźń… i nowe znajomości! — krzyknął. — Ale szczerze, to nie wiem, jak wy w ogóle wytrzymujecie z Ewą. No, fajna jest, ale straszna maruda!
Powietrze w pokoju zamarło. Ewa zbladła, Krzysztof się naprężył, Paweł się zakrztusił, a Magda o mało nie upuściła kieliszka.
— Tomek, przestań — szepnęła Ewa, ledwo powstrzymując łzy.
— Co wy w ogóle tacy spięci? Odprężcie się! — machnął ręką.
I w tym momencie moja cierpliwość się skończyła.
Wstałam i, patrząc mu prosto w oczy, powiedziałam spokojnie, ale stanowczo:
— Tomek, dzięki, iż wpadłeś. Ale już czas iść. Przeszkadzasz. Wszystkim.
Wybuchnął śmiechem:
— Na serio? Ja wam przeszkadzam? No bez jaj, Ola!
— Mówię poważnie. Wyjdź.
Podeszłam i wskazałam na drzwi. W pokoju zrobiło się cicho jak w teatrze przed burzą. Wszyscy milczeli. choćby Tomek zrozumiał, iż dyskusja nie ma sensu. Wzruszył ramionami i wyszedł.
Zamknęłam drzwi. Wzięłam głęboki oddech. Obróciłam się do przyjaciół.
— Przepraszam. Naprawdę nie wiedziałam, iż on przyjdzie. To nie było w moich planach.
Ewa, z zaczerwienionymi oczami, wyszeptała:
— Wybacz mi. Nie… nie sądziłam, iż taki będzie.
— W porządku — powiedział Krzysztof. — Teraz już na pewno lepiej.
Paweł prychnął:
— No cóż, przynajmniej będzie co wspominać.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Napięcie zaczęło opadać.
Reszta wieczoru minęła nie tak idealnie, jak planowałam, ale o wiele cieplej. Byliśmy szczerzy, śmialiśmy się, dzieliliśmy wrażeniami. Kolacja nie była idealna – ale prawdziwa. I zrozumiałam jedną prostą prawdę: choćby jeżeli nie masz wpływu na to, kto pojawi się na twoim przyjęciu – zawsze możesz zdecydować, kto zostanie.
A od dzisiaj będę uważać na cudzych „znajomych”, których sprowadzają bez ostrzeżenia. Zwłaszcza jeżeli to Ewa ich zaprasza.