Szokująca wizyta: kolacja u przyszłej teściowej
Ostatnio gościłam u rodziców mojego chłopaka i tej wizyty nigdy nie zapomnę! Wyobraźcie sobie: zaglądam do garnka, a tam przez grubą warstwę białego tłuszczu na powierzchni mętnej zawiesiny patrzą na mnie świńskie kopytka, uszy i choćby ryjek – cała świńska głowa! Az mnie przeszły ciarki, ble! Nie mogłam się zmusić, żeby tego spróbować, choć nie chciałam nikogo urazić.
Pierwsze spotkanie: ciepłe przyjęcie
Mój chłopak, nazwijmy go Krzysztof, zaprosił mnie do swoich rodziców do małego miasteczka. Jego mama, powiedzmy, Wanda Kazimierzowa, i tata, niech będzie Marek Janusz, mieszkają w przytulnym domu z małym ogródkiem. Denerwowałam się przed spotkaniem, ale byli bardzo gościnni. Wanda Kazimierzowa przytuliła mnie, poczęstowała herbatą z domowym sernikiem, a Marek Janusz żartował i opowiadał historie. Zrelaksowałam się, myśląc, iż wszystko pójdzie gładko. Ale to był dopiero początek.
Kulinarny koszmar: co w garnku?
Gdy nadeszła pora kolacji, Wanda Kazimierzowa zawołała wszystkich do stołu. Spodziewałam się czegoś prostego, ale smacznego – może pierogów czy żurek. Na stole stał jeden ogromny garnek, z którego unosił się dziwny zapach. Zajrzałam do środka i oniemiałam: na powierzchni pływał gruby kożuch tłuszczu, a pod nim – mętna ciecz, w której widać było świńskie kopytka, uszy i ryjek! To była galareta, ale w takiej postaci, iż aż włosy stanęły mi dęba.
Wanda Kazimierzowa oznajmiła z dumą: „To nasza specjalność, rodzinny przepis!” Spróbowałam się uśmiechnąć, ale w środku wszystko się we mnie skręciło. Krzysztof mrugnął: „Spróbuj, pyszne!” Ale nie potrafiłam się przełamać. U nas w domu też robi się galaretę, ale jest przejrzysta i starannie przyrządzona, bez takich „niespodzianek”. A tu – jak z horroru! Grzecznie odmówiłam, tłumacząc się brakiem apetytu, ale Wanda Kazimierzowa chyba się obraziła.
Rzeczywistość domowa: naczynia i zwyczaje
Po kolacji zaczęło się nowe doświadczenie. Zaproponowałam pomoc przy zmywaniu, ale usłyszałam, iż goście nie zmywają. Ucieszyłam się, myśląc, iż mają zmywarkę. Ale nic z tego! Wanda Kazimierzowa tylko opłukała talerze zimną wodą i odstawiła na półkę. Łyżki i widelce, którymi jedliśmy galaretę, też ledwo przepłukano. Byłam w szoku. U nas naczynia myje się z detergentem do czysta, a tu takie podejście!
Marek Janusz, widząc moje zdziwienie, stwierdził: „Nie lubimy marnować czasu w drobiazgi. Ważne, żeby jedzenie było smaczne!” Kiwnęłam głową, ale myślałam: jak można jeść z niedomytych naczyń? Potem zauważyłam, iż w kącie kuchni leży stos śmieci – obierki, opakowania, choćby kości. Wanda Kazimierzowa wyjaśniła, iż śmieci wynoszą raz w tygodniu, żeby „nie biegać codziennie”. U nas śmieci wyrzuca się każdego dnia, a kuchnia zawsze lśni!
Dziwactwa trwają: poranne niespodzianki
Następnego ranka miałam nadzieję, iż będzie lepiej. Ale na śniadanie podano tę samą galaretę! Wanda Kazimierzowa wyjęła ją z lodówki, gdzie stała w tym samym garnku, i zaproponowała: „Zjedz, póki świeża”. Znów odmówiłam, wybierając chleb z masłem. Krzysztof próbował ratować sytuację, mówiąc, iż to ich tradycja, ale ja już marzyłam o powrocie do domu.
W ciągu dnia odkryłam, iż w domu prawie nie ma sprzętów AGD. Odkurzacza brak, pralka stara, a o zmywarce choćby mowy nie ma. Wanda Kazimierzowa chwaliła się swoim „minimalizmem”, ale dla mnie to było za dużo. choćby w łazience znalazłam jedną wspólną ścierkę dla wszystkich, co mnie ostatecznie dobiło.
Ratunek w spacerach: ucieczka z domu
Jedynym pozytywnym momentem były spacery po miasteczku. Wędrowałam po parku, podziwiałam uliczki, wstępowałam do kawiarni na normalny posiłek. Ale za każdym razem, gdy wracałam do domu, czułam się nieswojo. Krzysztof rozumiał moje odczucia i choćby przyznał, iż sam czasem wstydzi się zwyczajów rodziców. Ale nie zamierzał ich zmieniać.
Dom, sweet dom: lekcja z wizyty
Gdy wróciłam do siebie, pierwsze, co zrobiłam, to przytuliłam się do zmywarki i z przyjemnością zjadłam z własnego czystego talerza. Ta wizyta nauczyła mnie doceniać nasz domowy porządek. Z Krzysztofem przez cały czas jesteśmy razem, ale postanowiłam stanowczo: u jego rodziców nie zostanę dłużej niż jeden dzień. Umówiliśmy się nawet, iż w naszej przyszłej rodzinie będą nasze zasady: czyste naczynia, codzienne wyrzucanie śmieci i zero galarety z kopytkami!
Ta historia pokazała mi, jak różnie ludzie urządzają swoje życie. Nie oceniam Wandy Kazimierzowej i Marka Janusza – to ich dom, ich zasady. Ale dla mnie ta wizyta była lekcją: warto cenić wygodę i czystość, które wcześniej brałam za pewnik.