Niespodziewana kolacja rodzinnych tajemnic

newsempire24.com 2 dni temu

S PODPODMIANKĄ

– Ty mag ty! Nie możemy ich zaprosić! – Wiktoria nerwowo uderzała paznokciami w blat szafki w kuchni.

– Dlaczego nie? Mój brat – Zofia przymknęła usta i odwróciła się do okna, jakby patrząc przez szkło mogła wymazać rzeczywistość.

– Brat, którego nie widziałaś dwanaście lat! – Wiktoria podniosła się z krzesła i podeszła zimnym krokiem. – I nagle pojawia się z Dunkierdy bez żadnego ostrzeżenia. I ty natychmiast chcesz dostać go do domu?

– Nie pojawił się znikąd – Zofia usiłowała mówić spokojnie, ale drgnienie w głosie odjawiło udrękę. – Przyjechał z Gorzowa. Z plątaniny latach bankrut zaprowadził.

– No jasne – Wiktoria wzruszyła ramionami, zamachnęła się brodą. – Skoro bohater to nie przyjaciółka cię wyrzuca z domu w czasie choroby matki. Może Cię przypomniała się?

Zofia zasłoniła ręcznikiem chusty z rąk, choć blat był czysty, a kuchnia wieczorem pachniała już smażonym mięsem i warzywami.

– Nie zapomniałam. Ale to mój brat.

– A ja twoja żona, i przeciwko.

Zofia westchnęła głęboko.

– Wdaj się, już ich zarezerwowałam. Przyjadą wieczorem w garniturze.

Wiktoria zamknęła oczy, wypuściła powietrze z płuc.

– Dlaczego mi nie rzuciłaś tego w twarz?

– Ja…

Dokończyć zdanie Zofia nie zdążyła – zadzwonił telefon. Zerknęła na ekran, urwała oddech.

– To Kasień.

– Właśnie, by nas dobrać – Wiktoria warknęła –. Czy ona zna się na sytuacji?

– Nie. Od ostatniej…
Telefon zadźwięczał na dłoni, brak pełnych informacji zostawił wolność wyobraźni.

– Aloo? Kasiu?

Z drugiej strony dobiegł melodiarny głos córki:

– Cioteczko! Słyszysz? Uśmiechnęłam się, czy będzie można ci zwołać nowości w najlepszym na wiecier?

Wiktoria rzuciła się do telefonu, ale Zofia rozbroiła się radośnie:

– Przeniosłaś dzieci do Wódzka, ile razy podpowiedziano?

– Sprzęt do kola. O siedme. I powiem, iż przywołam kogoś jeszcze.

Zdążyła tylko zauważyć, gdy Kasia odłączyła się od wypowiedzi.

– Wiesz, Wiktorze, to wspaniałe, iż wszystka rodzina się rozsypie! – zawołała Zofia.

– Nie rozumiem, dlaczego masz kolorowe cienie – Wiktoria zaczęła robić coś poza kuchnią. – Jutro w godzinie do teatru.

– Hej! – Zofia zasłoniła dłonie na twarz. – Zupełnie zapomniałam.

– No to ja też. Weź odwołać wszystkie.

– Ale Wiktorze…

– Żadnych ale! I poszła prosto do pokoju.

Zofia zadygotała, oparła się o blatków z piersi. Wieczorem było zaplanowane spotkanie z Teatrem Muzyki – to był jej ślubny prezent z dobrowym planem. Ale teraz…

Opadła na miękki fotel, była gotowa na duszpierdol do późna. Wiktoria w końcu otworzyła drzwi, przyniosła termo-herbatę.

– Wszystko roz pornô – zauważyła ostentacyjnie.

– Wiktorze, skąd zło?

– Co za rodzina? – Wiktoria zadrżała nosem. – Bruhaj, który zniknął z perspektywy. Córka, która nie wita rodziców. Lubi tak dwa słowa. Oj nie wspominam o północy, którą widzisz, czy przeprowadzacie się w Rzeszów?

– Może teraz wszystko się rozwinie?

Zofia rzuciła na Wiktoria pytające spojrzenie.

– Przecież to nasza rodzinna przepiórka – Wiktoria westchnęła, ale nie odmówiła dalszego posiadania domu.

Zofia wróciła do gotowania. W głębi duszy wiedziała, iż ma rację. Ich życie z Wiktoria było spokojne. Wiktoria pracowała jako dyrektor szkoły, Zofia jako nauczycielka polskiego ku Specialisty. Wieczory przerywali herbatą, rozmową o uczniach i weekendowymi planami. Gory i nowości byli rzadkością – kolegów z pracy, starszych znajomych. Rodziny nie rozumiały się ani z wujkiem, ani z siostrą.

Kasień była dla Zofy skomplikowaną naturą. Zawsze była niezależna, po magisterskiej studiach w końcu zdecydowała się na praktykę w związku. Dla Zofy to było złotą złotej młodości – miała nadzieję, iż córka będzie nauczycielką.

Podczas gdy Zofia spoglądała przez okno, zadzwoniła kleczy door.

Stał tam starsza sąsiadka, Czesława Tomczak.

– Kasiu, mój miły, przygotowałęm ci pizzę – Czesława przycisnęła talerz z pieczonymi warzywami.

– Ojcze! – Zofia zaniepokoiła się. – Miękki dżem新时期.

– I kto się rozpozną?

– Mój brat Zdzisław z rodziną. Córka Kasiu z mężem…

– Z mężem? – Czesława zgasła. – Nie zaryzyjesz powrotu?

– Nie wiem, co w nim czyta – Zofia wzruszyła ramionami. – Возможно, to będzie narzeczenie.

– No, to dobra przepis! – Czesława zabawiała się. – A przypomnę ci coś – moja kuzynka z Wrocławia, Anna. Weteran, wdowa. Kojarzysz, jak mówiłam? Skoro chcesz, to zaprosz do nas do 19.

Zofia odmawiała, ale Czesława się śmiała i już odchodziła.

Wiktoria weszła i zobaczyła Zofię.

– Co ty ty, to też sąsiadkego bouncera zaprosiłaś?

– Wiktorze, szanujesz ludzi – Zofia przystawiła rękę. – Człowiek szuka pracy, nie zna miasta.

– I teraz jesteśmy biurem rekrutacyjnym?

– No, daj się, tylko posiedzie, pogada.

Wiktoria kiwnęła głową, przeszła do koszuli.

Do 18 na stół były zrobione fajerki. Wiktoria rzuciła krótkie spojrzenie na pieknicz, a potem się uśmiechnął – pierwszy uśmiech w dniu.

– Szczerość, może i masz rację. Od dawna nie byliśmy razem.

Zofia odwróciła się do męża i przycisnęła go.

– Tak, i rozluki z wyjściem trzeba załatać.

W 18 raptem przyszli goście. Zostali wysunięci na مجرzów. Na froncie był矮个子 w charismaticu, poprawnym garniturze.

– Dzień dobry, ja jestem Anna, kuzynka Czesławy – przedstawiła.

– Cześć, jestem Zofia, a to mój mąż Wiktor – podała rękę.

Anna odpowiadała roześmianym tonem, opowiadała o swojej służbie w Niemczech, po awaryji wyszła na emeryturę, a po śmierci żony mały dzieci.

– Zastanawiam się, czy w Warszawie mogę zacząć nowe życie – rzekła, popijając herbatę.

Zanim się przerwała, zadzwونيła.

To była Kasiu. Wychodziła, otwierała drzwi.

Przed nią stali trzej mężczyźni: srogi w garniturze, kobieta w etui, chłopiec w telefonie.

– Zdzisław! – Zofia rzuciła się do uścisku.

– Witaj, siostrzyczko – wypowiedział wstępną. – To moja żona Jadwiga i syn Marcin.

Wiktoria dawała formalne pozdrowienia. Zdzisław czuł się niespokojnie, Jadwiga spochłodnie, Marcin cały czas zatopiony w telefonie.

Po krótkim wstępie przyszła Kasiu. była w czerwonawym stroju, z mężem i córką – chłopiec o czarnych włosach i kobieca twarz z dzieci, uśmiechnione.

– Mamusia, papusia, witaj – przedstawiła męża Marcina, córkę Aleksandrę.

Zofia aż wytraciła ręcznik z rąk.

– Mąż? Kiedy rozobsługaliście?

– Trzy miesiące temu – uśmiechnęła się Kasiu. – Po tych tajdach…

Wiktoria odjęła od córki całym ciałem, przycisnęła do siebie.

– Gratulacje!

Ani Zofia, ani Wiktor nie zdążyli powiedzieć nic więcej. Wעולi się do domu, zapatrywali się na obcych.

– Kto to?

– Cioteczki wujek Zdzisław z rodziną – mówiła Zofia. – I Anna, kuzynka Czesławy.

Kasiu zmarszczyła czoło.

– To z tą szwagrze, która po śmierci dziadków zniknęła?

– Kasiu! – przerwała Zofia.

– Ale co ja? – odparowała córka. – Tylko się głowiła.

Zdenerwacja zaczęła zasiadać. Zdzisław usiłował przytulać się do świata, Jadwiga cicho krzyżowała ręce na kolanach, Marcin i Aleksandra fulgovali telefonem.

– To bukt tylko za spotkanie – Anna podniosła szklankę z winem.

– Pojawiam się – Wiktor zapełniał wszystkim szklanki.

Po pierwszym kieliszku napiwku napięcie się rozprzestrzeniło. Marcin opowiedział o pracy inżyniera, Aleksandra uczy się w III klasie i gra w tapecie.

– Gdzie się poznaliście? – pytania naturalnie przyszły do Zofii.

– W restauracji, gdzie Kasia pracowała – odpowiedziała za męża. – On szedł świętować rozchód.

– Niezbyt romantycznie – Wiktoria prychnęła.

– Ale szczere – uśmiechnął się Marcin.

– Ja też jestem po rozwozie – niespodziewanie włączył się Zdzisław. – Jadwiga – moja druga żona.

Zofia otworzyła usta.

– Nie wiedziałam.

– Wiele rzeczy.

– I kto za tym stoi? – wtrąciła Kasiu. – Cioteczka sama zniknęła na tuzin lat, a teraz wraca, jakby nic, w długach. Kto wie, o co chodzi?

– Nie przyjeliśmy po pieniędzach! – wtrąciła Jadwiga. – Wiemy o czym.

– Cicho! – Wiktor zerwał ton głośności. – Porozmawiajmy normalnie. To dla wszystkich ciężko.

Wszyscy zostali milczeni. Tylko dźwięk i ruch blendera zaburzały ciszę. Aleksandra i Marcin obawiali się wzajemnie.

Anna niespodziewanie zaczęła mówić:

– Mam pomysł. Szukam menedżera dla mojego przyszłego zakładu. Zdzisław, mówisz, iż masz wolne ciasco? Może być kierownikiem baru?

– Bar? Nie wiem o tym nic – Zdzisław zdumiał się.

– Ja jednak wiem – wtrąciła Kasiu. – Trzy lata prowadziłam recepcję w restauracji, mogę pomóc z organizacją.

– Świetnie! – Anna śmiał się. – Również potrzebuję inżyniera. W szkole szkolenie.

– Z mojego życia – Marcin uśmiechnął się. – Proponuję konsultację.

Zofia patrzyła, jak nagle między obcymi ludźmi zawarował się konsorcjum.

– Które miejsce dla baru?

– Na sąsiadkowej ulicy, była cukiernia. Ale to się da poradzić.

– Moja propozycja – Wiktor zaczął mówić. – Pracowałem w budownictwie, mogę pomóc z remontem.

– Szkoda marnować – Anna przytaknęła.

– Czy zwołać go „Rodzinny”? – zaproponowała Kasiu.

– Doskonałe! – Anna wróciła. – „Rodzinny bar” brzmi ciepło.

– Dla dzieci? – Aleksandra spytała.

– Obowiązkowe – Anna obiecała. – Dla dzieci, nie tylko.

Marcin odwrócił się od telefonu, uśmiechnął.

– Mogę pracować jako kelner po szkoły?

– Jasne – Anna zgodziła się.

Zofia zerknęła na Wiktoria – oba spojrzenia zawierały pytanie: „Co się dzieje?”

Ale dzieją się rzeczy niespodziewane. Człowiek, który w końcu zebrał się raz pod dachem, nagle zaczął się oddalać od tych, którzy w powietrzu.

Zdzisław podeszli do siostry i szepnął:

– Przepraszam, Zofiusio. Straciliśmy czas.

– To, iż tu jesteś – Zofia objęła go.

Kasiu podbiegła do rodziców.

– Przepraszam, iż nie powiedziałam wcześniej. Gdyby wiedzieli – nie zgodzili by się.

– Byliśmy ciekawi, iż jesteś szczęśliwa – Zofia przycisnęła córkę. – Tyle się nie wypadało.

Gdy goście poszli, już po północy, nikt nie był zadowolony. Wymienili numery, umówili się na spotkanie.

Anna odchodziła:

– Dziękuję za wspaniały wieczór. Kto by sądził, iż zwiózłam tak ku siebie?

Zofia zamknęła drzwi, spojrzała na Wiktoria.

– Wiktorze, nie jesteś zły z powodu teatru?

– Jakie teatro? Tu wydarzyło się najlepsze spektakle – Wiktoria się roześmiał. – I sądzę, iż nasz bar wzrośnie.

– Nasz?

– Oczywiście! Słyszałem, iż przygotujesz menu. Kto lepiej niż naukowiec może wymyślić nazwy dań?

Zofia uścisnęła męża.

– Było tylko uczty, której nikt nie czekał.

– No cóż – uśmiechnął się Wiktor. – Wygląda na to, iż choćby sam los czekał na ten moment.

Stali pośrodku salonu, wśród brudnych szkolek i niespożytych obiadów, ale obaj wiedzieli, iż dziś coś się odrodziło. Rodzina, która przez wiele lat była niekonwencjonalna, nagle zyskała nowy kształt. I choćby pojawiły się nowe jej czlony.

A wszystko zaczęło się od uczty, której nikt nie czekał.

Idź do oryginalnego materiału