– Nie mam choćby podstawowego zestawu – samochodu i mieszkania. Po co w ogóle mnie urodziliście? – powiedział mi mój syn

przytulnosc.pl 2 godzin temu

Nagle okazało się, iż musimy dać synowi „podstawowy zestaw”, w skład którego wchodzą samochód i mieszkanie. Bez tego nie powinniśmy byli go sprowadzać na ten okrutny świat.

To było dla mnie niespodziewane odkrycie, szczerze mówiąc. Nie wiedziałam, iż z urodzeniem dziecka wiążą się również wszelkie dobra materialne. Myślałam, iż od rodziców wymaga się odpowiedniego wychowania, wsparcia i dobrej edukacji.

Nasz syn miał to wszystko. Nie należymy z mężem do ludzi bardzo zamożnych, ale syn miał przez całe życie swój pokój, regularnie jeździł na wakacje nad morze, dobrze się odżywiał i praktycznie w niczym sobie nie odmawiał.

Oczywiście, nie zasypywaliśmy go prezentami, ale miał konsolę do gier, dobry telefon komórkowy, rower, deskorolkę i ubrania według własnych upodobań – wszystko to było.

Ze swoimi problemami zawsze mógł podejść do mnie lub do ojca, nigdy go nie ignorowaliśmy, tłumacząc się brakiem czasu. Zawsze wiedziałam, co się dzieje w życiu syna.

Myśleliśmy, iż dobrze wychowaliśmy chłopca, wpoiliśmy mu adekwatne wartości i udało nam się wychować dobrego człowieka. Tak było aż do pierwszego roku studiów.

Szkołę ukończył dobrze i dostał się na uniwersytet, na który chciał. Niestety, nie dostał się na studia dzienne, ale byliśmy z mężem na to przygotowani, więc zgadzaliśmy się opłacić jego naukę.

Syn mieszkał w akademiku i nie miał nic przeciwko temu, bo marzył o zakosztowaniu studenckiej wolności. Nie nalegaliśmy na wynajmowanie mu osobnego mieszkania – byłoby to dla nas zbyt kosztowne.

Regularnie wysyłaliśmy mu pieniądze, czasami przekazywaliśmy jedzenie i różne rzeczy. Wszystko było w porządku, dopóki nie poznał zamożnych kolegów z roku.

Tam uczyli się chłopcy z bardzo bogatych rodzin, dla których nauka na takim uniwersytecie była drobiazgiem. Ci młodzi ludzie byli świetnie zaopatrzeni.

Mieli własne samochody, mieszkania, wyjeżdżali na luksusowe wakacje za granicą – wszystko to dostawali z racji swojego urodzenia. Rodzice spokojnie ponosili takie wydatki.

Rozumiem ich – gdybyśmy mieli takie pieniądze, my też zapewnilibyśmy synowi wszystko, co by chciał. Ale takich pieniędzy nie mamy i raczej mieć nie będziemy. Nasze możliwości są znacznie skromniejsze.

Syn też to rozumiał, ale zamiast zareagować rozsądnie, zaczął się na nas złościć. Przestał sam do nas dzwonić, a kiedy to my próbowaliśmy się z nim skontaktować, rozmawiał z niechęcią. Nagle jego potrzeby finansowe znacznie wzrosły, a do tego zaczął nas naciskać, żebyśmy wynajęli mu mieszkanie, bo nagle przestało mu odpowiadać życie w akademiku.

Zrozumieliśmy, skąd wieje wiatr. Opowiadał nam z entuzjazmem o swoich nowych znajomych, którzy byli „takie fajne chłopaki”. Już wtedy ta przyjaźń mi się nie podobała.

Dobrze, gdy dzieci dążą do ludzi bardziej sukcesywnych, którzy mogą być dla nich wzorem. Gdyby ci bogaci chłopcy pracowali, rozwijali się i do czegoś dążyli, nie byłoby problemu.

Ale to nie byli tacy ludzie. Jego nowa grupa przyjaciół przepuszczała pieniądze rodziców, na zajęcia chodzili sporadycznie, za to często imprezowali.

Najwidoczniej syna wyśmiewano za to, iż nie ma takich możliwości, nie ma własnego samochodu ani mieszkania i nie może z nimi wyjeżdżać na wakacje. A to go złościło.

Swoje niezadowolenie wyrażał wobec nas, często w formie histerii. Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak, choćby jako nastolatek.

– Nie mam choćby podstawowego zestawu – samochodu i mieszkania. Po co mnie w ogóle urodziliście? – krzyczał syn.

Było nam bardzo przykro tego słuchać, ale staraliśmy się mu wytłumaczyć, iż mówi głupoty. Nam z mężem też nic z nieba nie spadło.

Mieszkanie kupiliśmy sami, domek na działce również, samochód tak samo. A przy tym wychowaliśmy dziecko, dając mu całkiem dobre dzieciństwo, a teraz opłacamy jego studia.

– To wasz obowiązek! – zupełnie stracił panowanie nad sobą syn.

Wtedy mąż postanowił, iż to był ostatni semestr, za który zapłaciliśmy. Syn jest już pełnoletni, więc teraz sam poniesie odpowiedzialność za swoje życie.

Do syna jeszcze nie dotarła powaga tej sytuacji, myśli, iż tylko go straszymy. Bardzo się myli. Mąż naprawdę się na niego zdenerwował. A mnie jest po prostu przykro, iż siedemnaście lat wychowywania przegrało zaledwie pół roku znajomości z grupą rozpieszczonych bogatych dzieciaków.

Idź do oryginalnego materiału