— U dobrej żony mąż nie stoi przy kuchence po pracy — radziła teściowa, podczas gdy jej syn leżał na kanapie.

przytulnosc.pl 3 godzin temu

— Nie chcesz myć? Jedz z brudnych — złośliwie syczała Albina i demonstracyjnie wyciągnęła z zlewu talerz ze śladami zaschniętej duszonej ziemniaki i rzuciła go na stół przed mężem.

— Co jeszcze za cyrk tutaj mi urządzasz? — natychmiast zareagował Władek. — Jesteś już godzinę na tej kuchni i choćby nie możesz umyć naczyń?

— Jak zauważyłeś, już godzinę gotuję obiad, a prosiłam cię, żebyś pomógł i umył wczorajsze naczynia. One już dobiegły dnia w zlewie. Ty sam wczoraj powiedziałeś — umyjesz jutro!

— Nie widzisz, iż po pracy odpoczywam! Poza tym, co ty tam dwa razy na kuchni pykasz. Jest tam i tak ciasno.

— Ach, ciasno?! To jutro będziesz tam w pojedynkę stać, a ja odpocznę na kanapie. W końcu ja też nie rozwiązuję krzyżówek w pracy. Za dzień tyle się nabiegam, iż nogi nie czuję… — Albina wybuchła krzykiem. Po pół roku małżeństwa była już tak „nasycona”, iż czasem chciało się wyć na księżyc.

Mąż choćby nie odwrócił głowy. Tylko lekko szarpnął ramionami, jakby odgonił komara.

— Cały dzień harowałem. Nie widzisz? — zirytowany odpowiedział. — A co tam myć? Pięć talerzy… To byle co!

Albina umieściła patelnię w zlewie tak, iż woda rozprysnęła jej na ręce.

— Ja też pracuję. Wychodzimy razem z domu. Wracamy razem. Ale dlaczego każdego wieczoru ja stoję przy kuchence i zlewie, a ty przy telewizorze? — jej głos drżał.

Telewizor kontynuował swoją monotonną relację o dniach. Albina ścisnęła usta.

— No, jesteś kobietą. Ci łatwiej. I w ogóle… — Władek w końcu oderwał się od ekranu, rzucił spojrzenie przez ramię. — Domowe sprawy to kobiecy obowiązek.

— Kobiecy obowiązek? — ten argument ze strony męża był ostatni w filiżance cierpliwości, Albina wkurzyła się ze złości. — “Dzień dobry” — i gdzie to takie napisane? Ty co tu zdecydowałeś się grać w domostroj? — świstała.

— Więc jak to — oznajmiła dziewczyna, uwalniając parę — jeżeli natychmiast nie wstaniesz z kanapy i nie umyjesz tych talerzy, to nie tylko będziesz jeść z brudnych, ale też sam gotować obiad od jutra.

Władek niechętnie oderwał oczy od telewizora i, przeklinając, wyciągnął swoje ciało z poduszek kanapy. Jego pasja, choć nie chciał stać przy zlewie, wiedział, iż w takim stanie Albina jest w stanie zrealizować swoje groźby. A tego on zupełnie nie chciał…

***

Albina i Władek pobrali się zaledwie pół roku temu. Nie spieszyli się z dziećmi, postanowili najpierw mieszkać sami. Teściowa, Antonina, marudziła, córka miała już dwadzieścia pięć lat — czas pomyśleć o wnukach, ale Antonina całkowicie się z tym nie zgadzała: syn jeszcze nie ma trzydziestu — za wcześnie, by obciążać wódką w postaci pieluszek na szyję.

Na początku nowożeńska żona z entuzjazmem przybiegała z pracy i stawiała się przy kuchence, gotowała mężowi pierwsze, drugie, trzecie. Nie tylko mięso potrawiła, ale pod jakimś wymyślonym sosem, i nie tylko barszcz, ale z bułeczkami.

Władek jadł, chwalił, a potem wstawał od stołu i… milczał, schodził na kanapę. A Albina nie tylko stawiała się przy kuchence cały wieczór, ale też musiała sama sprzątać stoły.

Mąż odmawiał mycia naczyń. W ogóle wszystkie domowe sprawy zostawił za żoną. Więc wszystkie weekendy Albina nie wiedziała, za co się chwycić: czy podłogę umyć, czy pranie wyprasować, czy obiad przygotować.

— Oj, ja w tym nic nie rozumiem, to wszystko twoje kobiece sprawy — odmawiał każdorazowo Władek, gdy żona prosiła o pomoc.

— Tak, uspokój się. Jutro pomogę, dobrze? — zapewniał mąż, gdy dziewczyna nasadzała się coraz bardziej…

Ale jutro nic się nie zmieniało…

***

— Trzymaj, — na stół zamiast obiadu położył kartkę papieru.

— Czego to? — nie zrozumiał Władek.

— Nasz z tobą pisemny kontrakt — skrzyżowując ręce na piersi, z najpoważniejszym wyrazem twarzy, ogłosiła Albina.

— Jaki kontrakt? Przyszedłem z pracy, chcę jeść, a ty mi jakieś kartki pod nos podskakujesz! — zagniewał się facet.

— Zawsze chcesz jeść — to twoje normalne stan. I jeżeli nie podpiszesz tego kontraktu, to obiad w ogóle nie dostaniesz — Albina stała przy swoim.

— „…Wyprasować pranie raz w tygodniu, pościelić łóżko, chodzić do sklepu po produkty, myć naczynia…” Co to za bzdury? — Władek zafascynował się żoną.

— To twoje obowiązki, które od dziś będziesz wykonywać ty — żona podała mężowi długopis — czytaj i podpisz.

Władek zrobił kilka prób odwieść żonę od tego „bredziarskiego kroku”, ale ostatecznie zdecydował się poddać i zostawił swój podpis.

— Władek, masz oczy na karku? Dlaczego tak źle wyprasowałeś poszewki? Jakby krowa je przeżuwała! — Albina chwyciła męża za słabo wyprasowane pranie.

— Robię jak potrafię — burknął Władek, nie patrząc na żonę i dalej wciskając żelazko w pranie.

— Dlaczego nie wytrzesz stołu i nie wyczyścisz zlewu, kiedy skończyłeś myć naczynia? — Albina ponownie wybuchła na męża.

Po podpisaniu kontraktu Władek nie opierał się, ale żona pilnie pilnowała, żeby mąż wykonywał wszystko z listy. Jednak robił to, jak mówił, nieszczególnie starannie…

***

— Albino, mama zadzwoniła, prosiła o pomoc przy przesuwaniu szafek. Po pracy pojedę do niej — oznajmił mąż w telefon.

— Rozumiem, teraz chcesz schować się przed domowymi obowiązkami u matki! Dobrze, nie będziesz tu siedział na zawsze… — zdecydowała dziewczyna sobie, ale się pomyliła…

— Mama musi wyjść do sklepu — ponownie oznajmił Władek.

— A twój tata gdzie? — zapytała dziewczyna.

— On też się spóźnia w pracy, a mama pilnie potrzebuje…

I tak dzień po dniu. Czasem do dentysty matce, a poza Władkiem nikogo nie było, kto by ją odprowadził, czasem musiała zejść do piwnicy z bankami, czy podlewać ogród…

Albina była spokojnie zła… Gdy teściowa, rzekomo pilnie potrzebowała myć okna, a bez Władka to zrobić — niemożliwe zadanie, dziewczyna wybuchła kolejnym skandalem…

— Władek, przestań mnie robić głupią. Myślisz, iż nie wiem, iż ukrywasz się przed mną u matki? — cierpliwość się skończyła.

— Nie mów bzdur. Mama to starsza osoba. Kto jej pomoże oprócz mnie? — wysoka obietnica powiedział mąż.

— Nie śmiesz mnie! Mama nigdy cię nie obciąża, raczej sama pójdzie śnieg rzucać, niż cię poprosi… — Antonina sceptycznie spojrzała na męża. — Oczywiście, co ci tam nie siedzieć, gdy rodzice na pierwsze twoje żądanie też podają herbatkę i kanapkę. A poprosisz, i napełnią cią wannę…

— Myśl jak chcesz… — burknął Władek i schował się do sypialni.

***

— Albino, trzeba by wymienić tapety na nowy rok — powiedziała raz, przeglądając ściany.

Z mężem mieszkały w jej mieszkaniu. Ostatni remont robili jeszcze rodzice Albiny piętnaście lat temu. Po ślubie córki wyprowadzili się do małego dwupokojowego mieszkania, które stało puste po babci. A nowożeńcom podarowano swoją trzypokojówkę.

— Co cię nęka — normalne tapety. Niech jeszcze powieszą… — szczerze mówiąc, tapety Władkowi wcale się nie podobały, ale wspinanie się po drabinie i klejenie nowych chciał najmniej.

— No gdzie normalne? Popatrz! Wszystkie rogi się rozeszły, a już i blakły. Nie, trzeba wymieniać — wydała ostateczną decyzję dziewczyna i poszła wybierać nowe tapety.

— Słuchaj, czego ja tu będę się tu plątać? A i mam alergię na kurz… Zajmij się tym u mamy, — oczywiście zaproponował Władek, widząc szpatułki i puste pomieszczenie.

— Głupotę! Będziesz pomagać — nie rozpadniesz się. Wiem o twojej alergii, cudownie wymyśliłeś — Albina zaczęła jak dobry motocykl.

Władek spojrzał na żonę. Jej oczy błyszczały taką determinacją, iż tym razem nie opierał się, a łagodnie wziął szpatułkę i zaczął wyrywać z sztywno przytwierdzoną do ściany papier.

Albina śmiała się w duchu, obserwując, jak mąż z kwaśną twarzą usuwa ze ściany sypką tynkową.

— Jestem zmęczona, chodźmy wypić herbatę — zachęcił Władek już po dwudziestu minutach.

— Jaki herbata? Przecież niedawno śniadaliśmy — Albina była nieugięta. — Pracuj, chodź!

Władek westchnął i znowu wziął się za szpatułkę, wyrywając stwardniały papier.

— Słuchaj, trzeba by się wybrać do sklepu po szpachlę — mówiła Albina, dotykając wisiącą warstwę białości. Ta cicho spadała na podłogę.

— No oczywiście, zajmij się tam wszystkim, weź też łopatę — wybuchnął Władek.

Jak to się stało, iż dostaje takie karanie, a nie żona. Oprócz tapet, postanowiła jeszcze przetrzeć sufit. W desperacji usiadł na podłodze.

— Tak lepiej od razu wszystko zrobić, niż pół roku później poprawiać — wydała werdykt Albina i poszła z mężem do sklepu budowlanego…

Jak Władek nie opierał się, jak nie rzucał się do telewizora i matki, ale Albina nalegała na swoje. Wieczorem wszystkie tapety zostały usunięte, sufit zszpachlowany i gotowy do malowania.

— Khe-khe-khe — Albina smażyła omlet na śniadanie, gdy z sypialni dobiegł kaszel.

Przyznać, to nie był kaszel, a czysta symulacja. „Przedszkole, spodnie na ramiączkach” — uśmiechnęła się do siebie Albina.

Minęła minuta, a na progu kuchni pojawił się Władek. Wyglądał jak wilk, który trzy dni gonił zająca po lasach i polach, ale nigdy go nie dogonił…

— Mam coś źle z gardłem… — z wyglądem męczennika powiedział Władek.

Dziewczyna podeszła do męża i tylną stroną dłoni dotknęła jego czoła. Nie było ani śladu gorączki.

— Nie ma gorączki — Albina spojrzała na męża. Zrozumiała od razu, dokąd zmierza.

— Słuchaj… nie będę czołgać się, zakażę cię… Niechaj chwilę u mamy odpocznę, podczas gdy ty kleisz tapety… — Władek wydał to z takim wyrazem twarzy, jakby bardzo chciał kleić tapety, ale przeziębienie zawiodło…

— Ach, chcesz się schować u mamy? — Albina natychmiast się wkurzyła. — A ja, to znaczy, tutaj sama się bawisz, cieszysz się!.. — dziewczyna rzuciła do męża łopatką, którą właśnie mieszała omlet.

— Aj, co robisz? — cały chory wygląd Władka rozproszył się. Skąd taka energia? — Boli! — łopatka trafiła prosto w ramię.

— A mnie nie boli?! — krzyczała dziewczyna. — Obiad sama, sprzątanie sama, pranie sama, zakupy sama. Remont robić też sama! Za tobą jak kozioł mlekiem. Lepiej bym założyła chomika!

— No, co to za chomik?! Już cię tym swoją „musztroy” pokonała. Człowiek nie ma czasu w odpoczynek! Jutro rano wstajesz, jeszcze oczy nie otworzyłaś, a już gadasz: „Umyj naczynia”, ja jeszcze nie przekroczyłem progu po pracy, a ty: „Zamiataj”! Do bani, chcę odpocząć!

Władek już zupełnie zapomniał, iż to było tylko piętnaście minut temu, gdy uparcie „kosił” po chorym.

— Kiedy ty tak się zmęczyła, iż nie możesz odpocząć?

— Wyobraź sobie, w pracy!

— A ja, twoim zdaniem, nie pracuję! — Albina gwałtownie wpuściła ręce. Skąd tylko takie uparta mężczyzna, którzy są przekonani, iż to oni pracują, a żony dla zabawy pracują.

— Pracujesz! Tak nie będę cię naganiać — odpoczywaj sobie na zdrowie! Kto nie daje?

— Aż ty nie dajesz! Cały dzień działam jak włączony samochód. Biegam między domem a pracą, — Albina krzyczała tak, iż echo odbijało się w pustym pokoju.

— Znaczy tak, jadę do mamy, kleisz tapety — zawołał Władek! — zadzwonisz!

— Ach tak? jeżeli teraz przekroczysz próg tego mieszkania i uciekasz do swojej mamy, to wrócić możesz i nie musisz, — dziewczyna stanowczo rzuciła łopatką z omletem na stół. W gwałcie kłótni nie zapomniała o śniadaniu…

Władek wciąż odjechał.

— Co mi ten matczyny synek? — Albina zła się, rozlewając swoją smutek przyjaciółce przez telefon. — A ja jeszcze chciałam urodzić od niego, głupia! Dobrze, iż nie zdążyłam. A tak by rozważyła dwa dzieci: starsze i młodsze.

— No nie wiem, w końcu jakiś mężczyzna w domu — przyjaciółka wyraźnie nie podzielała punktu widzenia Albiny.

— Dokładnie, żadnego! Ja lepiej kota założę… albo rybki…

Albina, jak planowała, zmieniła tapety, a wraz z nimi zmieniła też zamki w mieszkaniu. Tak więc, gdy tydzień później Władek, nie czekając na wiadomość od żony, sam postanowił przyjechać do domu, nie mógł tego zrobić.

Jak obiecała, Albina złożyła wniosek o rozwód. niedługo w jej życiu pojawił się Danel: troskliwy, uważny i bardzo gospodarowy… A Władek dalej mieszkał z matką, głęboko przekonany, iż gdyby nie lenistwo Albiny, żyli by długo i szczęśliwie…

Idź do oryginalnego materiału