Nie da się przygotować na pustkę – jak poradzić sobie z utratą i samotnością

newskey24.com 4 dni temu

Nigdy nie sądziłem, iż drugi raz się rozstanę. Po drugim rozwodzie byłem wyczerpany nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Nie chciałem nikogo przy sobie. Odciąłem się od świata, nosiłem stare dżinsy, nie goliłem się, celowo wyglądałem niechlujnie, żeby nikt nie pomyślał, iż jestem otwarty na nowe znajomości. Wydawało mi się, iż miłość to choroba, z której właśnie się wyleczyłem.

I wtedy pojawiła się ona.

Poznaliśmy się przypadkiem na urodzinach wspólnego przyjaciela. Pamiętam, jak początkowo prawie na nią nie zwróciłem uwagi. Śmiała się z czyjegoś żartu, poprawiała kosmyk włosów i miała to spojrzenie żywe, uważne, trochę ironiczne. Gdy zaczęliśmy rozmawiać, zrozumiałem, iż przede mną nie tylko sympatyczna kobieta, ale ktoś, kto widzi głębiej. Zadawała pytania, słuchała naprawdę, nie dla grzeczności.

Tamtego wieczoru rozmawialiśmy prawie do rana. Pierwszy raz od dawna śmiałem się. Naprawdę. I tej samej nocy poczułem coś we mnie drgnęło.

Od tamtego dnia już się nie rozstawaliśmy. Po roku wzięliśmy ślub. Siedemnaście lat i każdy z nich miał sens. Była nie tylko moją żoną była moim kompasem, najlepszą przyjaciółką, moim sumieniem. Potrafiła rozładować napięcie jednym żartem, przytulić tak, iż od razu robiło się spokojniej.

Miała na imię Zofia.

Kochała życie w najdrobniejszych szczegółach: poranną kawę w ogrodzie, stare czarno-białe filmy, zapach świeżego ciasta, które piekła tak po prostu. I zawsze powtarzała: Szczęścia nie trzeba wymyślać trzeba je dostrzegać.

Kiedy lekarze postawili diagnozę, oboje milczeliśmy. Siedziała naprzeciwko, ściskając moją dłoń, i powiedziała:
Nie płaczmy teraz, dobrze? Jeszcze zdążymy, jeżeli trzeba.

Osiemnaście miesięcy walki. Chemioterapia, szpitale, słabość, ból, ale się nie poddawała. choćby gdy straciła włosy, żartowała, iż teraz nie musi tracić czasu w układanie. Jej siła zadziwiała i przerażała jednocześnie, bo widziałem, jak znika, a ja nie mogłem nic zrobić.

Trzy miesiące temu odeszła.

Świat stał się cichy. choćby za cichy. W naszym domu wszystko zostało, jak było: jej kubek na stole, ulubiony koc na kanapie, książka z zakładką na środku strony. I ja pośrodku tego wszystkiego, jakby w filmie, który ktoś zatrzymał.

Ratuje mnie nasz syn. Ma szesnaście lat. Jest moją podporą. Nie wyobrażam sobie, co byłoby bez niego. Zbliżyliśmy się bardziej niż kiedykolwiek. Mówimy o niej nie jak o nieobecnej, ale jak o kimś, kto jest gdzieś blisko. Mówi:
Tato, mamie podobałoby się, jak robisz makaron.
I się uśmiecham. Bo to właśnie ona nauczyła mnie gotować, mówiąc: Prawdziwy mężczyzna powinien umieć zrobić śniadanie i przytulić.

Gdy stało się jasne, iż koniec jest bliski, próbowałem się przygotować. W głowie układałem scenariusze: jak pójdę sam do sklepu, jak sam będę obchodził święta, jak będę kładł się do pustego łóżka. Wydawało mi się, iż jeżeli to wszystko sobie wyobrazę, będzie mniej boleć. Ale żadne myśli nie przygotują cię na rzeczywistość.

Bo ból przychodzi nie od wielkich strat, ale od drobiazgów.

W każdą niedzielę oglądaliśmy Twoja Prawda czy Fałsz?. To była nasza mała tradycja. Zagadywaliśmy ceny, sprzeczaliśmy się, śmialiśmy. Teraz wciąż włączam ten sam program. Siedzę na tej samej kanapie. Ale obok tylko cisza. Kiedy ktoś na ekranie wykrzykuje cenę, odruchowo odwracam głowę, żeby na nią spojrzeć. Ale jej tam nie ma. I wtedy ściska mnie taka pustka, iż aż chce się krzyczeć.

Próbuję się trzymać. Robię śniadanie, sprzątam, chodzę z synem do kina. choćby posadziliśmy znowu jej ulubione kwiaty w ogrodzie. Ale każdego wieczora, gdy gaszę światło, przychodzi najtrudniejsze. Można przytulać poduszki ile się chce nie pachną miłością.

A mimo wszystko jestem wdzięczny. Bo miałem szczęście znać taką osobę. Mieć ją przy sobie przez siedemnaście lat to więcej niż niektórzy mają przez całe życie. Zostawiła we mnie cząstkę siebie w słowach, w nawykach, w naszym synu.

Czasem wydaje mi się, iż wciąż tu jest. W szelest stron, w dźwięk czajnika, w świetle, które wpada przez okno dokładnie tak, jak lubiła.

Wiem, iż kiedyś znów będę się śmiać bez goryczy. Ale na razie uczę się żyć od nowa nie bez niej, ale z nią w pamięci.

Bo miłość nie znika, choćby gdy ciało milczy. Po prostu zmienia formę staje się cichym światłem, które prowadzi przez ciemność.

Idź do oryginalnego materiału