Nie chcę na starość zostać pod mostem: Synowa chce, żebym sprzedała mieszkanie dla domu syna.

polregion.pl 3 tygodni temu

Serce mi się kraje z bólu i strachu. Moja synowa chce mnie pozbawić domu, który pielęgnowałam całe życie, dla marzeń mojego syna. Ich plany o wielkim rodzinnym gnieździe brzmią jak wyrok, a ja, samotna kobieta u schyłku lat, boję się zostać bez gry nad głową. To opowieść o miłości do syna, zdradzie i walce o prawo do własnego kąta w świecie, który wydaje mi się coraz bardziej obcy.

Nazywam się Krystyna Wiśniewska, mieszkam w małym mieście pod Krakowem. Dziesięć lat temu mój syn, Marek, ożenił się z Jolantą. Wraz z córeczką tłoczą się w ciaszym M2. Siedem lat temu Marek kupił działkę i zaczął budować dom. Pierwszy rok nic się nie działo. W drugim postawili płot i wylali fundamenty. Potem budowa znów stanęła – brakowało pieniędzy. Marek odkładał na materiały, nie tracąc nadziei. Przez te lata udało im się postawić parter, ale marzą o dużym, dwupiętrowym domu, gdzie będzie miejsce także dla mnie. Mój syn to człowiek rodzinny i zawsze byłam dumna z jego troski.

Już tak wiele poświęcali dla tej budowy. Jolanta namówiła Marka, by sprzedali swoje M3, przeprowadzili się do jedynki, a różnicę włożyli w dom. Teraz jest im ciasno, ale nie poddają się. Kiedy przyjeżdżają w odwiedziny, wszystkie rozmowy krążą wokół przyszłego domu: jakie będą okna, jak ocieplą ściany, gdzie pójdzie instalacja. Moje dolegliwości, moje zmartwienia ich nie obchodzą. Milczę, słucham, ale w duszy rośnie niepokój. Od dawna czuję, iż Jolanta i Marek chcą sprzedać moje M2, by dokończyć budowę.

Pewnego dnia Marek powiedział: „Mamo, będziemy wszyscy mieszkać razem w dużym domu – ty, my, nasza córeczka”. Odezwałam się: „Czyli muszę sprzedać swoje mieszkanie?”. Skinęli głowami, zaczęli mówić, jak przytulnie będzie nam pod jednym dachcem. Ale patrząc na Jolantę, zrozumiałam: nie zniósłabym życia z nią. Nie kryje swojej niechęci, a ja zmęczona jestem udawaniem, iż wszystko w porządku. Jej zimne spojrzenia, ostre słowa – nie chcę się z tym godzić na starość.

Chcę pomóc Markowi. Boli mnie, gdy widzę, jak męczy się z tą budową, która może ciągnąć się kolejną dekadę. Ale zadałam pytanie, które mnie dręczyło: „A gdzie ja będę mieszkać?”. Przenieść się do ich ciasnej jedynki? Do niedokończonego domu bez wygód? Jolanta od razu odpowiedziała: „Dla ciebie idealna będzie działka!”. Mamy mały letni domek – stara chałupka bez ogrzewania, nadająca się tylko na lato. Lubię się tam relaksować w ciepłe dni, ale zimą? Grzać w piecu, myć się w misce, chodzić do wychodka w mróz? Moje stawy, moje zdrowie by tego nie wytrzymały.

„Na wsi jakoś żyją” – rzuciła Jolanta. Tak, żyją, ale nie w takich warunkach! Nie chcę zamienić starości w walkę o przetrwanie. A pieniądze na budowę są potrzebne i czuję, jak synowa spycha mnie na skraj. Niedawno usłyszałam jej rozmowę przez telefon z matką. „Trzeba przesiedlić Krystynę do sąsiada, a mieszkanie sprzedać” – powiedziała. Krew mi ścięła się w żyłach. Sąsiad, Janusz Kowalski, samotny staruszek, tak jak ja. Czasem pijemy herbatę, rozmawiamy o życiu, przynoszę mu ciasta. Ale wprowadzić się do niego? To był jej plan – pozbyć się mnie, zabierając mój dom.

Wiedziałam, iż Jolanta nie chce ze mną mieszkać, ale żeby aż tak podstępnie… Nie wierzę, iż będziemy szczęśliwie żyć razem w ich domu. Jej słowa to puste obietnice, by mnie namówić na sprzedaż. Kocham Marka, boli mnie widok jego zmagań, ale nie mogę poświęcić swojego mieszkania. To wszystko, co mam. Bez niego zostanę z niczym, porzucona jak niepotrzebny grat. A co, jeżeli ich budowa się przeciągnie, a ja zostanę na bruku? Albo w zimnym domku letnim, gdzie zimą nie da się przeżyć?

Co noc leżę bez snu, dręczona myślami. Pomóc synowi – mój obowiązek, ale zostawić się bez dachu – to za dużo. Jolanta widzi we mnie tylko przeszkodę, a jej plan z sąsiadem – jak cios w plecy. Boję się, iż stracę nie tylko dom, ale i syna, jeżeli odmówię. ale strach, by na starość nie skończyć pod mostem, bez własnego kąta, jest bardziej przerażający. Nie wiem, jak znaleźć wyjście, by nie zdradzić ani syna, ani siebie. Dusza mi krzyczy z bólu i modlę się do Boga, by dał mi siłę podjąć adekwatną dec”Gdy wiatr szarpie firankami w moim mieszkaniu, czuję, iż muszę stanąć twardo na nogach i powiedzieć 'nie’, choćby miało to oznaczać samotną walkę.”

Idź do oryginalnego materiału